W końcu „batalia o ogrody", jaka toczyła się jeszcze kilka wieków temu, nie była sporem oszalałych działkowiczów, chwilowym zamroczeniem, jakie dotknęło europejskiej kultury. Zarówno zwolenników ogrodu francuskiego, ściśle zaplanowanego i perfekcyjnie wykonanego, jak i modelu angielskiego – swobodniejszego, otwartego na improwizację natury, pobudzało to samo marzenie. Pragnienie powrotu do utraconego raju. Ogrodu, z którego zostaliśmy wygnani. Wiara w to, że jesteśmy w stanie raj ten zaprojektować, zasadzić i przystrzyc tu, na ziemi. Albo przynajmniej przeczuć, choćby intuicyjnie wychwycić, co tak naprawdę straciliśmy w wyniku grzechu pierworodnego. W ogrodach kwitły pycha i melancholia; pachniały wiarą w człowieka i tęsknotą do natury. To one rozpalały pióra Kanta i Pope'a, Goethego i Krasickiego, Schillera i Woltera, najwybitniejsze umysły Europy. W ogrodzie spotkały się wszystkie wielkie tematy naszej kultury.