Tomasz P. Terlikowski: Darwin w kraju Solidarności

Decyzja o braku jakichkolwiek działań w czasie czwartej fali pandemii, nawet jeśli ma zrozumiałe podstawy polityczne, w istocie oznacza zgodę na to, by dla interesu politycznego umierali ludzie.

Aktualizacja: 27.11.2021 17:37 Publikacja: 26.11.2021 16:00

Szczepionka przeciwko COVID-19

Szczepionka przeciwko COVID-19

Foto: AFP

Rok temu, gdy wskaźniki zachorowań były niższe niż obecnie, szkoły były już zamknięte, a lockdown (i to dość twardy) wprowadzony i egzekwowany.

I właśnie to sprawiło, że idącą wówczas drugą falę udało się dość szybko – jak na tamte warunki – ograniczyć. Dziś, choć wskaźniki szybują w górę, nie dzieje się nic. O lockdownie nie ma mowy, szkoły są otwarte, a rodzice mniejszych dzieci sami muszą sobie radzić z regularnymi informacjami o tym, że kolejne klasy idą na kwarantannę, że ich dzieci trafiają do domów, a oni muszą się jakoś nimi zająć i jednocześnie wykonywać pracę, już nie w warunkach lockdownu. Państwo umyło ręce.

Z perspektywy zniknął już nawet – niewątpliwie dzielący Zjednoczoną Prawicę – projekt dotyczący prawa pracodawcy do sprawdzenia, czy pracownik został zaszczepiony...

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: O migrantach językiem Ewangelii

Powodem tej zmiany ma być obecność szczepionek, ale – przypomnijmy – zaszczepieni także chorują (i przenoszą wirusa), a wakcyna chroni głównie przed poważnym przebiegiem choroby. Do tego niemal połowa Polaków nadal nie jest zaszczepiona, a siły przeciwne szczepieniom są coraz silniejsze. W praktyce oznacza to, że ograniczenia nadal są konieczne, a prawne „wymuszanie" szczepień lub regularnych testów (tu powinna zostać zachowana wolność wyboru) nadal jest istotnym elementem walki z pandemią. Bez tego liczba chorych może nadal rosnąć, co oznacza, że rosnąć będzie także liczba zgonów. I to nie tylko tych na covid, ale również osób, które nie otrzymają teraz pomocy, bo ich placówki zostaną ponownie przeznaczone na szpitale covidowe. Brak działań oznacza w istocie zgodę na kolejne zgony.

 Brak działań oznacza w istocie zgodę na kolejne zgony.

Ten brak działań ma, co do tego trudno się spierać, przyczyny polityczne. Obóz Zjednoczonej Prawicy akurat w tej kwestii jest wyjątkowo mało zjednoczony, jego wyborcy często odrzucają same szczepienia, a jeszcze bardziej zdecydowanie jakiekolwiek regulacje w tej kwestii. Z perspektywy polityków jest więc niewątpliwie wyzwaniem zmierzenie się z protestami, a nawet możliwym rozłamem. Jednak weźmy przykład Austrii – są politycy zdolni do takich decyzji. A jak się zdaje, politycy Zjednoczonej Prawicy powinni wyzwanie to potraktować jeszcze poważniej, bo... zobowiązują ich do tego własne słowa sprzed półtora roku. „Szanowni państwo, niestety, w wielu krajach został zastosowany – czy przynajmniej początkowo był stosowany – model darwinistyczny, jak go nazywamy, model, który mówi, że słabi, starsi i chorzy odpadają, a zdrowi maszerują dalej. Ja myślę, że w Polsce, kraju, w którym Solidarność się narodziła, w którym pomoc słabszym jest i była od zawsze szczególnie obecna, taki model jest po prostu nie do przyjęcia. My chcemy naszych słabszych, naszych chorych, naszych obywateli, naszych pacjentów leczyć, pomagać im wyzdrowieć, a nie powiedzieć, że no, musicie przechorować, a jak nie dacie rady, to trudno" – mówił ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski. A premier Mateusz Morawiecki uzupełniał: „Staraliśmy się ratować i staramy się ratować każde ludzkie życie i stąd błyskawiczne działania, które podejmowaliśmy".

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Lęk przed nieznanym jest naturalny

I teraz, jeśli chce się pozostać wiernym tamtym słowom, także warto podjąć błyskawiczne działania. Nie są one proste, wymagają ogromnej odwagi, ale wydają się konieczne, by w Polsce – niespełna półtora roku po tamtych słowach – nie stosować modelu darwinistycznego. Ochrona najsłabszych nie jest sanitaryzmem, lecz zwyczajnym obowiązkiem państwa, które z dumą odwołuje się do korzeni solidarnościowych.

Rok temu, gdy wskaźniki zachorowań były niższe niż obecnie, szkoły były już zamknięte, a lockdown (i to dość twardy) wprowadzony i egzekwowany.

I właśnie to sprawiło, że idącą wówczas drugą falę udało się dość szybko – jak na tamte warunki – ograniczyć. Dziś, choć wskaźniki szybują w górę, nie dzieje się nic. O lockdownie nie ma mowy, szkoły są otwarte, a rodzice mniejszych dzieci sami muszą sobie radzić z regularnymi informacjami o tym, że kolejne klasy idą na kwarantannę, że ich dzieci trafiają do domów, a oni muszą się jakoś nimi zająć i jednocześnie wykonywać pracę, już nie w warunkach lockdownu. Państwo umyło ręce.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów