Dziś, żeby ruszyć z posad bryłę świata wystarczy chwila ciszy. To ona jest najdonośniejsza, anonsuje nowe etapy historii. Na nią najczulej reagujemy i jej boimy się najbardziej. Tak przecież było podczas zeszłorocznego lockdownu, pierwszego takiego zakrętu w dziejach ludzkości, który polegał nie na żadnym wydarzeniu, ale ich kompletnym – i do tego odgórnie zaordynowanym – braku. Przełomie, który okazał się być bezruchem. Wielkim przyspieszeniu procesów i zjawisk, gdzie pedał gazu docisnęło ogólnoświatowe zatrzymanie wszystkiego. Przedsmakiem, darmową – choć nie dla wszystkich – próbką tego samego była kilkugodzinna awaria Facebooka sprzed paru dni. Ciszą, która w sercach i umysłach wielu rozbrzmiała jak pierwsza z trąb apokalipsy.