Ale też ile można. Odmianę zaproponowali pisarze, chętnie przyjęli ją czytelnicy, a z czasem adaptowali się do tego trendu filmowcy i producenci. W efekcie mamy dziś tyle samo ciekawych produkcji kryminalnych i neonoirowych z akcją osadzoną w wielkich ośrodkach, co na peryferiach. W cenie są opustoszałe budynki przemysłowe, trzeszczące doki, zardzewiałe stocznie, zmurszałe leśniczówki.
W „Kruku" scenografię tworzą dawne PGR-y, drewniane cerkiewki i wiejskie chaty rozsiane w okolicach Białegostoku. W pierwszej serii, którą Canal Plus emitował premierowo w 2018 roku, inspektor Kruk zostawiał żonę w Łodzi, by w mieście swojego dzieciństwa poprowadzić śledztwo w sprawie produkcji lewych papierosów. Ale nie lubimy kryminałów za same zagadki detektywistyczne. Adam Kruk reprezentował całą gamę sprawdzonych pomysłów fabularnych na postać: trauma z dzieciństwa, tragiczna śmierć rodziców, pobyt w domu dziecka. Do tego problemy zdrowotne, bohater praktycznie nie ściąga kołnierza ortopedycznego, a co za tym idzie, nadużywa leków – tych na głowę i ciało – ale dzięki temu przynajmniej nie pije. Do tego wszystkiego żona jest w ciąży, martwi się o męża, uziemiona w Łodzi, i wciąż dzwoni, sprawdzić, co u niego. Przyszłość niepewna, przeszłość bolesna, paranoja więc narasta, a ściany są jakby coraz bliżej.
W „Kruku" scenografię tworzą dawne PGR-y, drewniane cerkiewki i wiejskie chaty rozsiane w okolicach Białegostoku
Miał jednak pierwszy sezon „Kruka" pewien naddatek wykraczający poza program obowiązkowy gatunku. Był bowiem mocno pokręcony formalnie. Kruk był dziwadłem, miał przywidzenia albo wręcz schizofrenię (świetna rola Cezarego Łukaszewicza jako erynii wołającej do Kruka o zemstę). Nie potrafił się komunikować z ludźmi, a co dopiero mówić o relacjach z przełożonymi. Jednocześnie mógł swym ptasim spojrzeniem przejrzeć każdego na wylot. Cała ta dziwność postaci miała swoje odbicie w warstwie formalnej serialu. Reżyser Maciej Pieprzyca wraz z autorami zdjęć Janem Holoubkiem i Witoldem Płóciennikiem znaleźli filmowy ekwiwalent dla scenariuszowej neurozy bohatera. Gubienie ostrości, kontrasty świetlne, odbarwione kolory (gnijące zielenie i chłodne niebieskości), kadry wyłaniające się z czerni i rozedrgana kamera. Jakby to nie był kryminalny thriller tylko arthouse'owy horror. Plus świetnie przemyślana i poprowadzona rola tytułowa Michała Żurawskiego, silnego chłopa, a jednocześnie łamliwego i pokręconego cudaka.