Kiedy ma się chwilę na zastanowienie, co może znajdować się w damskiej torebce albo jaki produkt zawiera bakterie, bardzo łatwo o głupią pomyłkę. Z podobnej mechaniki korzysta karciana gra „Na końcu języka", swego czasu uznana za najlepszą grę w Szwecji i Danii.
Niewielkie pudełko skrywa dwie potężne talie. Podczas zabawy wykorzystuje się tylko jedną z nich, dzieląc karty pomiędzy wszystkich graczy. Ci wykładają po jednej na stół. Kiedy zauważą, że znajdują się na nim dwie karty o identycznym symbolu, muszą błyskawicznie udzielić odpowiedzi na pytanie z karty przeciwnika. Szybszy wygrywa pojedynek i zabiera obie do swojej talii.
Pytania w „Na końcu języka" nie są skomplikowane i poradzi sobie z nimi nawet dziecko. Czasem trzeba wymienić jakąś sławną osobę, innym razem postać z bajki, nazwę znanej bitwy albo na przykład słoną przekąskę. W pośpiechu zadziwiająco łatwo o błąd, czemu niemal zawsze towarzyszy wybuch śmiechu. Trudno się przecież nie śmiać, kiedy za słoną przekąskę uchodzi nagle kotlet schabowy. Jeszcze weselej robi się po kilku rozgrywkach, kiedy podstawowe skojarzenia się wyczerpią – a przecież nie wypada odpowiadać tak samo.
„Na końcu języka" to przykład szybkiej, zabawnej gry dla całej rodziny. Idealnej podczas letniej burzy albo przeciągającego się oczekiwania na obiad w nadmorskiej restauracji. Kompaktowe rozmiary oraz proste zasady predysponują ją do roli gry na czas podróży, wrzucanej do plecaka i zabieranej tam, gdzie oczy poniosą. Czasami aż na koniec języka.
„Na końcu języka", aut. Andrew Innes, graf. Cezary Szulc, wyd. Nasza Księgarnia