Uczniowie francuskich szkół podstawowych i gimnazjów – na wniosek rządu, który zaaprobował francuski parlament – zaczną nowy rok szkolny bez smartfonów. – Znamy zjawisko uzależnienia od wpatrywania się w ekran telefonu, niewłaściwego korzystania z telefonów komórkowych. Naszym głównym zadaniem jest ochrona dzieci i nastolatków. To fundamentalna rola edukacji, którą umożliwia nowe prawo – tłumaczył nowo wprowadzony zakaz minister edukacji Jean-Michel Blanquer. Innymi słowy, ma być tak jak w czasach, gdy do szkoły chodził słynny Mikołajek z opowiadań René Goscinnego. Na przerwach dzieci mają kopać piłkę, bawić się w berka, jeść kanapki z dżemem i wyprowadzać z równowagi pilnującego porządku Rosoła (tudzież innego wychowawcę). Francuski resort edukacji postanowił zatrzymać czas.
Czy mu się to uda? Podobny zakaz obowiązywał w szkołach w Nowym Jorku i – po kilku latach – został zniesiony. Powodów było kilka: po pierwsze, szkoły przerzuciły na rodziców koszty opłat związanych z instalacją i użytkowaniem wykrywaczy metali. Po drugie, rodzice zaczęli się skarżyć, że odbiera im się prawo utrzymywania kontaktów z dziećmi. Po trzecie – i to pewnie najważniejsze – tak naprawdę w większości przypadków zakaz był iluzoryczny, bo dyrektorzy szkół i nauczyciele, kierując się zdrowym rozsądkiem, przymykali oko na to, że uczniowie korzystają ze smartfonów na przerwach pod warunkiem, że nie robili tego na lekcjach.
Wprowadzenie zakazu używania smartfonów w szkole ma tyle samo sensu co np. wprowadzenie nakazu pisania przez uczniów wiecznym piórem. Owszem, można wzdychać nad romantyzmem czasów, gdy uczeń maczał stalówkę w kałamarzu z atramentem, ale trzeba przy tym pamiętać, że szkoła nie jest miejscem rekonstrukcji historycznej. Jeśli szkoła ma przygotować dzieci do mierzenia się ze współczesnością, to nie może jej ignorować.
Na fakt ten zwracali uwagę ci francuscy parlamentarzyści, którzy nie poparli prawa forsowanego przez administrację Emmanuela Macrona. Alexis Corbiere, poseł Niepokornej Francji, mówił wprost: „To nie jest prawo rodem z XXI wieku". Dziś 90 proc. uczniów we Francji w wieku 12–17 lat ma własny telefon komórkowy (dane z 2016 roku). Z kolei w Polsce – jak wynika z badania firmy F-Secure – 97 proc. uczniów klas I–III korzysta z telefonu komórkowego w celu łączenia się z internetem, a co czwarty polski 9-latek ma swoje konto na Facebooku.
Jak widać, rzeczywistość wirtualna jest stałym elementem życia dzieci. Biorąc pod uwagę popularność różnego rodzaju serwisów społecznościowych (Facebook, Instagram, Snapchat), nie jest to tylko przestrzeń szeroko rozumianej rozrywki, ale również przestrzeń integracji społecznej, w której dzieci nawiązują relacje, uczą się interakcji z innymi i budują swoją tożsamość. Odebranie im smartfona jest odebraniem im cząstki ich samych. Dzieci to przeżyją, ale umocni to w nich przekonanie, że szkoła jest całkowicie oderwana od ich życia. A to kiepski fundament do budowania sukcesu misji edukacyjnej.