Justyna Glusman: Nie możemy płacić za lajki, jak partyjni kandydaci na prezydenta Warszawy

Znam dobrze Warszawę. Cała reszta kandydatów uczy się dopiero miasta. Robią to przy pomocy partii i agencji reklamowych. Tak naprawdę są po prostu spadochroniarzami - mówi Justyna Glusman, kandydatka na prezydent Warszawy.

Aktualizacja: 08.09.2018 18:14 Publikacja: 07.09.2018 00:01

Justyna Glusman: Nie możemy płacić za lajki, jak partyjni kandydaci na prezydenta Warszawy

Foto: EAST NEWS

Plus Minus: Rozdaje pani jabłka jak Patryk Jaki?

Nie i raczej nie będę.

Potrafi pani skleić taśmą klejącą szybę w drzwiach, co zrobił ostatnio Rafał Trzaskowski?

Potrafię, ale jakoś nie chodzą wtedy za mną kamery.

To może chociaż otworzyła pani właśnie Glusman Cafe, która rywalizowałaby z Jaki Cafe?

Jak potrzebuję spotkać się z mieszkańcami Warszawy, to naprawdę mam gdzie.

Myślałem, że umówiłem się na rozmowę z kandydatką na prezydenta Warszawy.

Myślę, że mieszkańcy mają serdecznie dość tego trywializowania polityki i traktowania ich w sposób niepoważny.

To może opiszę to tak: tu są kibole jednej drużyny, a tu drugiej. Oni się tłuką przez całą kampanię, a potem wieczorem w dzień wyborów dowiadujemy się, kto wygrał. To polega na tym, że musi pani dołączyć do jednej z drużyn, a nie biegać dookoła i krzyczeć: potrzebny jest nam ring kolejowy.

My tworzymy trzecią drużynę i możemy stanąć do walki. Zwrócę uwagę, że mamy w Warszawie dużo osób, które nie głosują. Adresujemy nasze postulaty do mieszkańców, którzy są zmęczeni tą żenadą na scenie politycznej. Dlaczego o nas nie słychać? Bo kampania dopiero się rozpoczęła, a partie prowadzą ją od wielu miesięcy. Zastanawia mnie, jak oni to legalnie finansują.

Słyszałem, że z własnej kieszeni.

Nie wiem, czy to jest możliwe. Wynajęcie agencji reklamowej jest kosztowne, a robienie materiałów filmowych to już bardzo duże pieniądze.

Jak łamane jest prawo, to trzeba złożyć doniesienie.

Nie wiem, czy jest łamane prawo, tylko dziwi mnie, że tak to funkcjonuje. Wolę się jednak skupić na własnej kampanii i tym, żeby ludzie nas poznali.

W poprzednich wyborach ruchy miejskie odniosły względny sukces, a potem wszystko się rozpłynęło.

Nie sądzę.

Radni Miasto Jest Nasze odeszli do Platformy.

To była młoda organizacja i wzięła na listy osoby niesprawdzone. Może lider nie potrafił się dogadać z tymi ludźmi. Ochocianie, w których działam od ponad dziesięciu lat, mają radnych już drugą kadencję i jakoś obyło się do tej pory bez skandali. Za to falę odejść obserwujemy ostatnio w warszawskiej Platformie. Ważne jest to, co się dzieje z postulatami ruchów miejskich.

Reprywatyzację przejął PiS i stworzył komisję weryfikacyjną, a miękkie propozycje przygarnęła wraz z Joanną Erbel Platforma Obywatelska.

Te postulaty nie zostały zrealizowane i my to pokazujemy. Nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, nic też nie zrobiono w sprawie smogu: drzewa są wycinane, polityka transportowa wygląda, jak wygląda, a i planów zagospodarowania przestrzennego wciąż nie ma. To, co się dzieje w sferze deklaracji, to jedno, a to, co rzeczywiście się robi, drugie. My, jako Ochocianie działamy, realizując ważne dla mieszkańców cele już drugą kadencję i podkreślamy, że jesteśmy zróżnicowani światopoglądowo – łączy nas miastopogląd.

To nie jesteście lewakami?

Absolutnie nie jesteśmy lewakami. Walczę z tym poglądem.

Bez powodzenia.

Jesteśmy wrażliwi społecznie, ale nie zajmujemy się aborcją czy religią. Nie chcemy sprowadzać miasta do kwestii światopoglądowych. U nas ludzie głosują na różne partie, ale w kwestiach miasta dogadują się ze sobą. Nie przekładamy sporów krajowych na poziom miejski, bo bez względu na osobiste wybory i poglądy jakość życia w mieście dotyczy wszystkich mieszkańców.

Ruchy miejskie mają teraz dwoje kandydatów – Justynę Glusman i Jana Śpiewaka.

To nie jest prawda. Jedenaście organizacji dogadało się już dawno temu i podpisały manifest w ramach koalicji Ruchy Miejskie dla Warszawy. Koalicja zaprosiła Jana Śpiewaka do współpracy, do udziału w prawyborach – ale on wciąż szuka swojej drogi. Wiele wskazuje na to że jego cele mają związek z polityką krajową i dlatego wybrał partyjność.

Może zrozumiał, że nie da się tego zrobić inaczej.

Ależ oczywiście, że się da – w Barcelonie kilkanaście organizacji porozumiało się ze sobą i wzięło członków lewicy na listy. U nas Razem odmówiło współpracy z Koalicją bez swojego logo, a teraz startują pod logo Jana Śpiewaka.

Ale to on jest najbardziej znanym przedstawicielem ruchów miejskich.

Działał na rzecz reprywatyzacji i chwała mu za to. Sprawa stała się ważna dzięki ruchom miejskim i krajowym dziennikarzom. To się udało. Śpiewak to jednak postać jednego tematu. Te wybory nie powinny się rozstrzygnąć w oparciu o rozpoznawalność. To nie mogą być wybory dla celebrytów.

A jak to ma inaczej wyglądać?

Teoretycznie system powinien dawać szansę równego zaprezentowania się wszystkim kandydatom, tak żeby mieszkańcy mogli poznać i porównać konkurujące wizje miasta, a praktycznie media skupiają się na bitwie między dwoma kandydatami. Mniejsi nie dysponują też takimi funduszami, jak większe partie. Coś z tym systemem jest nie tak...

Chcecie wywalić system?

Chcemy zmienić to, jak działa miasto, co oznacza nie tylko zmiany sposobu zarządzania, ale i kadrowe. Nie zmienię systemu na poziomie krajowym. Jako prezydent miasta mogę jednak podnosić ważne dla miasta tematy w debacie krajowej. Na razie chciałabym, by jak największa liczba mieszkańców dowiedziała się o naszym programie, o tym, że mają wybór i nie muszą głosować na mniejsze zło. Mnóstwo ludzi jest zawiedzionych tą całą bitwą. Zresztą, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.

A kto jest tym trzecim?

Ja. Proszę nie patrzeć na sondaże. Komorowski patrzył na sondaże i źle na tym wyszedł. Nie możemy na początku kampanii podchodzić do niej tak, jakby się już zakończyła. Dziś duży wpływ na rozpoznawalność mają media i wiele będzie zależało od tego, jaki czas medialny dostaniemy. Musimy zainteresować nami i naszymi postulatami dziennikarzy.

Chcecie walczyć o media, a nie zbudowaliście nawet dobrze swoich, społecznościowych.

Zbudowaliśmy na tyle, na ile to jest możliwe. Bazujemy na rozproszonym zasobach i cały czas pracujemy u podstaw – w terenie i dla mieszkańców. Nie możemy płacić za lajki, a partyjni kandydaci to robią.

Mówią, że nie robią. Co to za podłe oskarżenia.

Pan sobie cały czas żartuje. Reguły profesjonalnego marketingu w mediach społecznościowych są, jakie są. Sama chciałabym promować bardziej nasze posty i pracujemy nad tym. Niech mieszkańcy się na początek dowiedzą, że Justyna Glusman istnieje. Na razie nie możemy tego legalnie zrobić, bo czekamy na kartę z banku zarejestrowaną na komitet wyborców.

Może po wyborach przyjdzie.

Mam nadzieję, że nie. Jest to pewne ograniczenie, z którym nie spotykają się duzi gracze. Z założenia ta gra nie jest równa, ale w polityce nie ma rzeczy niemożliwych. Rozmawiam z ludźmi i słyszę niechęć do głosowania na dużych kandydatów.

Co mają pani powiedzieć.

Wiele osób czuje podobnie, to nie są odosobnione głosy. Nie będę miała w czasie kampanii możliwości, żeby spotkać się z dwoma milionami warszawiaków. Mogę zrobić wszystko, co w mojej mocy, ale akurat tego nie zrobię. To co tu jest ważne – to siła drużyny – reprezentuję głos tych wszystkich, którym zależy na mieście, a nie na władzy samej w sobie.

Bo pani pracuje zawodowo.

Pracuję, ale muszę skończyć. Pracodawca nie zgodził się na urlop bezpłatny, więc musiałam złożyć wypowiedzenie.

Gdzie pani pracuje?

W urzędzie marszałkowskim.

I co potem?

Wygram kampanię i będę prezydentem miasta.

Ten wywiad robi się naprawdę ciekawy.

Kładę na szalę wszystko.

Nie chciałbym być złośliwy, ale bierze pani pod uwagę, że może pani jakimś przypadkiem nie wygrać?

Mam motywację i wiarę w rozsądek warszawiaków. Jestem pewna, że Ochocianie i inne ruchy miejskie będą mieli duże sukcesy w dzielnicach, ale przeskoczenie na poziom miejski to nowe wyzwanie. Dlatego musimy mocno zaprezentować się w mediach krajowych, to one pokazują kandydatów. Musimy je zainteresować naszym programem, propozycjami na temat tego, jak przeprowadzić niezbędne zmiany.

Patryk Jaki obiecuje zmiany.

Zmiana będzie taka, że kandydat, który miał ambicje być prezydentem Opola, teraz stara się o fotel prezydenta Warszawy. Natomiast styl zarządzania, czyli posady dla rodziny i znajomych, czy ignorowanie zdania mieszkańców, tak jak w przypadku przyłączenia gminy Dobrzeń Wielki, pozostanie takie samo. To nie będzie dobra zmiana...

Przecież tak się nazywa.

Jak popatrzymy na jego program, to jest to powrót do koncepcji miasta z lat 60. Zbudowane w oparciu o założenie, że najważniejsze są szerokie arterie, dostęp do samochodów i coraz szersze ulice, a zaniedbane inne środki transportu i chodniki. To miasto w wielkiej skali, podczas gdy my chcemy miasta w ludzkiej skali, przede wszystkim dla mieszkańców, widzianego z perspektywy ulicy.

Budowanie trzeciej i czwartej linii metra to powrót do lat 60.?

To akurat o niczym nie świadczy. Inne miasta wybudowały metro już dawno temu, a ostatnia wycieczka zagraniczna tego kandydata pokazała, że inwestowanie wyłącznie w metro może przynieść więcej szkody niż pożytku.

No ale Warszawie się tak średnio udało.

W ogóle Warszawie się tak średnio udają skomplikowane procesy inwestycyjne. Z jednej strony mamy zagmatwany system prawny, w ogóle ciężko jest budować, brakuje także kompetentnych kadr. W urzędach, szczególnie dzielnicowych, liczą się partyjne koneksje. W spółkach miejskich zatrudnia się w nieprzejrzystych procedurach. To jest państwo w państwie. Popatrzmy na realizację budżetu inwestycyjnego, przecież od lat od 40 do 50 proc. inwestycji nie jest realizowanych, a budżet jest „urealniany". Na Ochocie wygląda to tak, że nie udała się żadna planowana inwestycja w tej kadencji.

No dobrze. Z drugiej strony sondaże pokazują, że mieszkańcy są zadowoleni z życia w stolicy. Załatwiam sprawę w moim urzędzie w Wawrze i jestem pod wrażeniem profesjonalizmu. Widzę miasto, które przeszło niesamowitą zmianę w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Polska się zmienia, a Warszawa czerpie z tego korzyści. Działa tu bardzo wiele firm, są centrale firm ogólnopolskich. Stolica ma ogromny potencjał, ale i problemy. Miasto skupiło się na rozwoju, ale zapomniało o inwestycjach w jakość życia codziennego. Mieszkańcy mają dostęp do Wisły, ale i krzywe chodniki. Aberracją na skalę europejską jest to, że nie można się na wózku czy z wózkiem dostać na Dworzec Centralny. Od strony Ochoty praktycznie to niemożliwe.

Może pani zostanie burmistrzem Ochoty?

Znam dobrze Warszawę i moje ambicje sięgają wyżej. Cała reszta kandydatów uczy się dopiero miasta. Robią to przy pomocy partii i agencji reklamowych. Tak naprawdę są po prostu spadochroniarzami. Warszawa jest zakładnikiem dużej polityki, a naszym celem jest miasto. Nie rozumiem, czemu powinniśmy jako mieszkańcy akceptować fakt, że mamy głosować na drużynę jednego kandydata, aby drużyna drugiego nie wygrała w wyborach parlamentarnych. Upartyjnienie miasta jest patologią. Nie głosujmy na mniejsze zło, tylko na większe dobro. Mówimy o tym, jak miasto się świetnie rozwija, a dzieci w przedszkolach przez wiele zimowych dni nie wychodzą na dwór, bo mamy zatrute powietrze z powodu incydentów smogowych.

Ale smog można pokonać z poziomu krajowego. Może dlatego potrzebny jest kandydat z zapleczem.

Smog zależy od dwóch rzeczy: od źródeł emisji i warunków pogodowych. W centrum miasta są arterie drogowe, którymi przejeżdżają tysiące aut, generując smog. Najgorzej w badaniach płuc wypadają mieszkańcy okolic wielkich arterii drogowych, w tym ci mieszkający przy Wawelskiej, którą przejeżdża dziennie ponad 60 tys. samochodów.

A wszystko to dzieje się przed siedzibą Ministerstwa Środowiska.

Znajduje się tu także, przy samej trasie, dziesięć placówek oświatowych, w których przebywa ponad 2 tys. dzieci. Wygląda jakby nikogo nie obchodził fakt, że ludzie wdychają te świństwa. Sytuacja robi się coraz gorsza, bo mamy coraz więcej aut. Liczba samochodów wjeżdżających do miasta zwiększyła się dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat, obecnie to ponad 500 tys aut. Teoretycznie mamy bogatą sieć szynową, a tak praktycznie ona nie działa.

Dlaczego?

Nikt na serio się tym nie zajmował. Pociągi są zbyt krótkie, jeżdżą zbyt rzadko lub z jakichś powodów nie jeżdżą. To nie jest z punktu widzenia mieszkańca pewny środek transportu. Metro lepiej brzmi, ale musimy je budować od zera, a tory już mamy. Ważna jest integracja, bo jeśli dwa przystanki dzieli kilkaset metrów, to takiego rozwiązania nie można nazwać wygodnym. Rodzic z dzieckiem nie będzie tak podróżował, bo np. w centrum Warszawy przejście z metra do pociągu wymaga wnoszenia i znoszenia wózka. Mieszkałam w Londynie, a ostatnio byłam w Berlinie i tam są w pełni zintegrowane dworce. W Londynie z przedmieścia do centrum miałam rano pociąg co cztery minuty.

U nas to niemożliwe ze względów technicznych.

Ale co 15 minut jest możliwe. Rozmawiałam z ekspertami ds. transportu w Komisji Europejskiej i takie interwały to jakość, do której powinniśmy dążyć. To jest do zrobienia, tylko miasto nie postawiło sobie takich celów i nie uzgodniło z PKP swoich oczekiwań.

Może się jednak nie da.

Nie ma, że się nie da. Jak trzeba zrealizować inwestycje, to jakoś się da. Chociażby dlatego, że stoi Komisja z batem w postaci harmonogramu budżetowego. Jeśli się nie dotrzyma terminów, środki przepadną. Ja widzę zarządzanie miastem trochę jak zarządzanie firmą.

To chyba tak jak Marek Jakubiak i Jacek Wojciechowicz.

Jacek Wojciechowicz widzi miasto jak firmę i jest to zupełnie inne podejście. Jako wiceprezydent pozwolił na bardzo dużą swobodę. Branża deweloperska sama sobie wybierała, co i gdzie zbuduje. My potrzebujemy rozwoju planowanego przede wszystkim z myślą o jakości życia mieszkańców, zarówno tych, którzy już mieszkają w Warszawie, jak i przyszłych. Wiem, że planowanie strasznie źle się kojarzy w naszym kraju. Tak samo jak wizja.

Tusk mówił, że jak ktoś ma wizję, to niech idzie do lekarza.

Za dobrze się jej nie przysłużył.

A wy lewacy lubicie wizje.

Nie nazwałabym siebie „lewaczką". Mam bardzo pragmatyczne podejście do zarządzania także dlatego, że wiele lat pracowałam w biznesie. Tyle że zawsze mnie interesował sektor publiczny. W banku projektowałam instrumenty do współfinansowania inwestycji unijnych. Potem pisałam doktorat o rozwoju regionalnym i warunkowości wejścia do Unii Europejskiej.

Ładne CV, ale trzeba mówić o tym trochę prościej.

Ale to są poważne sprawy. Teraz powinnam przepisać doktorat, bo jest nieaktualny. Do głowy by mi kiedyś nie przyszło, że możemy nie spełniać kopenhaskich warunków przystąpienia do Unii Europejskiej, czyli tych dotyczących demokracji i sądownictwa. To były podstawowe wymogi, których spełnienie było konieczne, aby w ogóle rozpocząć negocjacje akcesyjne.

A my jesteśmy sprytni: weszliśmy, wyciągnęliśmy kasę, a teraz robimy, co chcemy.

To się może skończyć dużo mniejszą kasą albo w ogóle brakiem kasy. Jeżeli chodzi o rozwój regionalny czy metro, to jego budowa jest możliwa dzięki funduszom unijnym. Jeśli Patryk Jaki mówi, że będzie budować metro i nie przeszkadza mu zagrożenie wyjściem z Unii, to znaczy, że czegoś nie rozumie. Duże inwestycje to jest w ogóle skomplikowany system.

Macie hasło wyborcze? Tak pytam, bo nie widziałem plakatów na mieście.

„Przewietrzmy Warszawę" – wiąże się ze smogiem, ale także wpuszczeniem świeżego powietrza do rad dzielnic, rady miasta i urzędów. Ważna jest też dla nas lokalność. Ten element przywiozłam z Londynu. Tam miasto jest zdecentralizowane, a każda dzielnica ma swoją główną ulicę, przy której są wszystkie potrzebne sklepy i usługi, a także puby. Na tych ulicach toczy się dzielnicowe życie. Można żyć w wielkim mieście, nie wychodząc ze swojego miejsca zamieszkania.

Lokalność? Jej rola rośnie. Również w kampanii.

Nasi kandydaci zaczynają dostrzegać sprawy, o których mówimy w ruchach miejskich. Język pragmatyzmu wkrada się do kampanii, ale w przypadku kandydatów partyjnych nie stoi za nimi wiarygodność, tylko partyjne szyldy.

—rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)

Justyna Glusman jest kandydatką na prezydenta Warszawy koalicji Ruchy Miejskie dla Warszawy, działaczką stowarzyszenia Ochocianie, absolwentką London School of Economics. Wykłada także na podyplomowych studiach miejskich w Szkole Głównej Handlowej

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Rozdaje pani jabłka jak Patryk Jaki?

Nie i raczej nie będę.

Pozostało 99% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?