„Problem uniwersytetu klasowego nie istnieje, a kiedy próbuję wytłumaczyć, czego chcą studenci francuscy lub włoscy (uniwersytet dla wszystkich), niewiele się tutaj z tego rozumie. Uniwersytet już jest dla wszystkich, a dzieciom chłopskim, dla wyrównania różnic kulturowych od razu przyznaje się punkty dodatkowe, sumowane z punktami za wyniki w nauce. Krąży nawet dowcip: „Czy wiesz, że młodzi rolnicy organizują ruch oporu? Uciekają w góry, żeby nie pełnić służby uniwersyteckiej”.Nie sądzę, by Eco zrozumiał cały sens tego żartu. A na jakiej podstawie sformułował następującą opinię: „Studia trwają długo, praca umysłowa nie należy do najbardziej pożądanych, większy zysk przynosi na przykład handel”, Bóg raczy wiedzieć.
A przecież obserwatorem nie był najgorszym. Zwrócił uwagę na nowoczesne tańce modne wtedy w Warszawie, na długowłosych i dziewczyny w mini, na ciekawy repertuar teatralny, ale i na niemożność kupna – uwaga – gazety „L’Unita”. Tytuł organu Włoskiej Partii Komunistycznej pada nieprzypadkowo, choć w MPiK-ach nie były wówczas dostępne i inne, daleko bardziej opiniotwórcze dzienniki zachodnie. Ale – zdaniem Eco – w Polsce punktem odniesienia staje się... myśl Luigiego Longa (sekretarza generalnego WłPK w latach 1964 – 1972 – przyp. K. M.). Przeczytałem to zdanie krztusząc się śmiechem, przypomniałem sobie bowiem, jak Wieniczka ze sławnego poematu Wieniedikta Jerofiejewa „Moskwa – Pietuszki” zamierzał łóżko u niego wynająć, „by czytać, żeby na próżno się nie wałęsać. Lepiej by, oczywiście, było wynająć łóżko u Palmiro Togliattiego (wcześniejszego szefa włoskich komunistów – przyp. K. M.), ale on przecież niedawno umarł. Zresztą czy Luigi Longo gorszy?”.
Śmiałem się jednak krótko, uświadomiwszy sobie, że Włoska Partia Komunistyczna potępiła interwencję w Czechosłowacji, mógł więc Eco z niejaką dumą pisać o włoskim sekretarzu, o którym w Polsce „ludzie młodzi mówią jak o Guevarze”. Co nieco przyszły autor „Wahadła Foucaulta” przeholował, ale jest prawdą, że to w 1968 roku narodziła się wiara wschodnioeuropejskich lewicowych środowisk opozycyjnych w tzw. eurokomunizm. I, na przykład, w 1977 roku prof. Edward Lipiński, by spowodować uwolnienie aresztowanych członków i współpracowników Komitetu Obrony Robotników, apelował nie do kogo innego, a do szefów zachodnich partii komunistycznych: Georges’a Marchais’ego, Santiago Carrilla i Enrica Berlinguera, następcy Longa.
W raporcie Eco nie ujawnił nazwisk rozmówców. Teraz w przedmowie do polskiego wydania wymienił Leszka Kołakowskiego i Stefana Morawskiego. Szukał różnych źródeł informacji, a to, co pisał o niektórych ludziach, brzmi dziś mocno niepoprawnie.
Przedstawia, na przykład, Eco przypadek Adama Schaffa – „filozofa o międzynarodowej sławie, który przyjechał po wojnie do Polski jako członek Moskwy, Żyd (a po wojnie bycie Żydem było ważnym tytułem do przywilejów) i ortodoksyjny marksista. Teraz został pozbawiony możliwości wykładania, pozwolono mu tylko prowadzić prace badawcze w Akademii Nauk, lecz musiał złożyć samokrytykę”.
Pewien student opowiedział z kolei włoskiemu autorowi o swoim ojcu, naukowcu trzeciej kategorii, bo „... nie był członkiem partii ani Żydem. Po wojnie z trudem zrobił karierę, ponieważ Żydów musiano wynagradzać za to, co wycierpieli. Poza tym mieli potężne wpływy w partii. Teraz jest obywatelem trzeciej kategorii, lecz właśnie dlatego jest uprzywilejowany”.Podkreśla Eco narastającą falę antysemityzmu – „nazywanego tutaj antysyjonizmem”. W tym miejscu się myli, ta fala już przeszła. Od 24 czerwca 1968 r. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk nie zwalniał artykułów, w których użyte było słowo „syjonizm”, no, ale tego, co wypisywano w gazetach wcześniej, nikt nie zapomniał.