Umberto Eco na tropach socjalizmu

W Warszawie 1968 roku Umberto Eco nie bardzo mógł się dogadać. Niemal każda poruszona kwestia wykazywała, że światy zachodni i wschodni stały się dla siebie niezrozumiałe

Aktualizacja: 08.03.2008 06:58 Publikacja: 08.03.2008 00:41

Umberto Eco na tropach socjalizmu

Foto: AP

„Tajemnica Gomułki” – tak włoski tygodnik „L’Espresso” zatytułował dodatek z „raportem specjalnym” o „podróży do udręczonej Polski, najbardziej tajemniczego dziś kraju Europy Wschodniej”. Działo się to 15 września 1968 roku, a ów raport podpisał Telesio Malaspina. Pod pseudonimem krył się Umberto Eco.

Miał wtedy 36 lat. Do Warszawy przyjechał na konferencję towarzystwa semiotycznego. Wcześniej w Pradze był świadkiem inwazji wojsk państw Układu Warszawskiego. Do Warszawy dostał się przez Wiedeń, bo bezpośrednio z Pragi przyjechać nie mógł. Z Austrii przez telefon przedyktował do „L’Espresso” reportaż „Taniec wśród czołgów”, opublikowany 1 września 1968 r. Dwa tygodnie później ukazał się kolejny tekst dokumentujący wschodnioeuropejską podróż. Eco wahał się jeszcze wówczas, kim ma być. Sześć lat wcześniej wydał „Dzieło otwarte”. Kariera akademicka stała przed nim otworem. Temperament skłaniał go jednak ku dziennikarstwu, a talent literacki, ujawniony skądinąd w reportażu z Czechosłowacji, ku pisarstwu.

Jak twierdził, w Pradze już po trzech dniach „zrozumiał styl tego narodu”. Dużo w tym stwierdzeniu zadufania, podobnie jak w całym tekście – uproszczeń.

Czesi – zdaniem Eco – traktowali Rosjan jak przyjaciół, którzy mają wprawdzie antypatyczny rząd, ale sami są dobrzy. No i ci przyjaciele zrobili nagle – tak stoi w tekście! – kawał. Włoski lewicowiec, uważał, że prażanie zachowują się tak, jakby zachowali się rzymianie, gdyby po serii rozruchów wjechały do nich czołgi amerykańskie.

„Oburzenie, nienawiść i bunt nie przeszkodziłyby nam – z przekonaniem godnym lepszej sprawy zapewnia autor – traktować Amerykanów jak domowników, których gumy do życia tak nam smakują. Kpilibyśmy z nich w żywe oczy, ponieważ traktowalibyśmy ich jak ludzi, którzy jeszcze wczoraj włóczyli się po Koloseum i którym kradliśmy aparaty fotograficzne”.

No, to jest komiks, i to głupi. Czesi nie kradli Sowietom żadnych aparatów, jeśli już, to odwrotnie.

Pisarz J. K., z którym Umberto Eco się spotkał, boleje nad tym, że czołgi na ulicach Pragi to „koniec socjalizmu”, a ta inwazja będzie miała wpływ „na cały blok socjalistyczny”, choć – jego zdaniem – „tutaj nie toczy się polemika z komunizmem”. A z czym, że ośmielę się zapytać?

Włoski obserwator podkreśla jeszcze jeden wymiar „tragicznego błędu popełnionego w Pradze”. Oto „550 tysięcy żołnierzy z pięciu krajów zostało wysłanych, by odbyć szybki kurs indoktrynacji politycznej, prowadzony przez milionową armię Szwejków. Nie wiem, co przywiozą do domów, ale to pewne, że otrzymali właśnie stypendium na przyspieszony kurs demokracji”.

O takim stypendium słyszę po raz pierwszy. Ci żołnierze nie zapomnieli natomiast, z całą pewnością, rysowanych na murach kamienic znaków równości między sierpem i młotem a swastyką. Najwrażliwsi z nich nie pozbyli się, być może, uczucia wstydu. Za socjalizm także, niewykluczone nawet, że za socjalizm przede wszystkim.Ucieczka w góry

W Warszawie Umberto Eco – aktywny uczestnik zachodnioeuropejskiej debaty nad istotą lewicy i nowym kształtem uniwersytetu – przede wszystkim nie bardzo mógł się dogadać. Nie tylko dlatego, że wiele osób nie chciało z nim rozmawiać, spotkania odbywały się w warunkach na poły konspiracyjnych, a rozmówcy prosili go o zachowanie anonimowości. Niemal każda kwestia wykazywała, że te dwa światy: zachodni i wschodni stały się dla siebie kompletnie niezrozumiałe. Dobrze, że Eco pojął przynajmniej tyle, iż jeśli tu „studenci buntują się i protestują, to dlatego, że chcą wolności słowa”.

Poza tym warszawski marzec do paryskiego czy rzymskiego maja ma się nijak. „Żadnych pretensji do profesorów, dialog z nimi jest możliwy” – odnotowuje Umberto Eco, wyraźnie zdziwiony.

„Problem uniwersytetu klasowego nie istnieje, a kiedy próbuję wytłumaczyć, czego chcą studenci francuscy lub włoscy (uniwersytet dla wszystkich), niewiele się tutaj z tego rozumie. Uniwersytet już jest dla wszystkich, a dzieciom chłopskim, dla wyrównania różnic kulturowych od razu przyznaje się punkty dodatkowe, sumowane z punktami za wyniki w nauce. Krąży nawet dowcip: „Czy wiesz, że młodzi rolnicy organizują ruch oporu? Uciekają w góry, żeby nie pełnić służby uniwersyteckiej”.Nie sądzę, by Eco zrozumiał cały sens tego żartu. A na jakiej podstawie sformułował następującą opinię: „Studia trwają długo, praca umysłowa nie należy do najbardziej pożądanych, większy zysk przynosi na przykład handel”, Bóg raczy wiedzieć.

A przecież obserwatorem nie był najgorszym. Zwrócił uwagę na nowoczesne tańce modne wtedy w Warszawie, na długowłosych i dziewczyny w mini, na ciekawy repertuar teatralny, ale i na niemożność kupna – uwaga – gazety „L’Unita”. Tytuł organu Włoskiej Partii Komunistycznej pada nieprzypadkowo, choć w MPiK-ach nie były wówczas dostępne i inne, daleko bardziej opiniotwórcze dzienniki zachodnie. Ale – zdaniem Eco – w Polsce punktem odniesienia staje się... myśl Luigiego Longa (sekretarza generalnego WłPK w latach 1964 – 1972 – przyp. K. M.). Przeczytałem to zdanie krztusząc się śmiechem, przypomniałem sobie bowiem, jak Wieniczka ze sławnego poematu Wieniedikta Jerofiejewa „Moskwa – Pietuszki” zamierzał łóżko u niego wynająć, „by czytać, żeby na próżno się nie wałęsać. Lepiej by, oczywiście, było wynająć łóżko u Palmiro Togliattiego (wcześniejszego szefa włoskich komunistów – przyp. K. M.), ale on przecież niedawno umarł. Zresztą czy Luigi Longo gorszy?”.

Śmiałem się jednak krótko, uświadomiwszy sobie, że Włoska Partia Komunistyczna potępiła interwencję w Czechosłowacji, mógł więc Eco z niejaką dumą pisać o włoskim sekretarzu, o którym w Polsce „ludzie młodzi mówią jak o Guevarze”. Co nieco przyszły autor „Wahadła Foucaulta” przeholował, ale jest prawdą, że to w 1968 roku narodziła się wiara wschodnioeuropejskich lewicowych środowisk opozycyjnych w tzw. eurokomunizm. I, na przykład, w 1977 roku prof. Edward Lipiński, by spowodować uwolnienie aresztowanych członków i współpracowników Komitetu Obrony Robotników, apelował nie do kogo innego, a do szefów zachodnich partii komunistycznych: Georges’a Marchais’ego, Santiago Carrilla i Enrica Berlinguera, następcy Longa.

W raporcie Eco nie ujawnił nazwisk rozmówców. Teraz w przedmowie do polskiego wydania wymienił Leszka Kołakowskiego i Stefana Morawskiego. Szukał różnych źródeł informacji, a to, co pisał o niektórych ludziach, brzmi dziś mocno niepoprawnie.

Przedstawia, na przykład, Eco przypadek Adama Schaffa – „filozofa o międzynarodowej sławie, który przyjechał po wojnie do Polski jako członek Moskwy, Żyd (a po wojnie bycie Żydem było ważnym tytułem do przywilejów) i ortodoksyjny marksista. Teraz został pozbawiony możliwości wykładania, pozwolono mu tylko prowadzić prace badawcze w Akademii Nauk, lecz musiał złożyć samokrytykę”.

Pewien student opowiedział z kolei włoskiemu autorowi o swoim ojcu, naukowcu trzeciej kategorii, bo „... nie był członkiem partii ani Żydem. Po wojnie z trudem zrobił karierę, ponieważ Żydów musiano wynagradzać za to, co wycierpieli. Poza tym mieli potężne wpływy w partii. Teraz jest obywatelem trzeciej kategorii, lecz właśnie dlatego jest uprzywilejowany”.Podkreśla Eco narastającą falę antysemityzmu – „nazywanego tutaj antysyjonizmem”. W tym miejscu się myli, ta fala już przeszła. Od 24 czerwca 1968 r. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk nie zwalniał artykułów, w których użyte było słowo „syjonizm”, no, ale tego, co wypisywano w gazetach wcześniej, nikt nie zapomniał.

Pisarzowi zwrócono uwagę na rolę, jaką w kształtowaniu propagandy marcowej odegrał PAX ze swoim „Słowem Powszechnym”. Przy okazji Eco pisze o członkach tego ruchu, którzy „podczas wojny byli profaszystowskimi kolaborantami, dostawali pieniądze od Mussoliniego”. To oczywiste pomówienie, a pozostawienie tego zdania przez polskiego wydawcę bez komentarza wygląda na edytorskie nadużycie.

Gdzie jednak i od kogo Umberto Eco czerpał podobną wiedzę? Oto jakiś student filozofii, który ponoć długo mieszkał we Francji, twierdzi, że „my mamy socjalizm, ale nie mamy wolności. Wy w Europie macie wolność lub przynajmniej formalny system gwarancji obywatelskich, ale nie macie socjalizmu”. Dotąd się zgadza, ale wnioski są zdumiewające: „... socjalizm już mamy, teraz chodzi o to, by odnaleźć demokrację i zaufanie do partii polskich komunistów”.

Zatem wiemy już, o co chodziło uczestnikom wydarzeń marcowych..Umberto Eco dostrzegł jednak istnienie w Polsce zdeklarowanych wrogów systemu komunistycznego – „katolików związanych z kardynałami”.

„Wyszyński na przykład zrobi wszystko by wpędzić Gomułkę w kłopoty”. A jakiś student rzekomo miał mu powiedzieć, że w Polsce – jak w Hiszpanii – „rządzi Opus Dei”.

Może wystarczy? Za puentę niech posłuży zdanie Eco, które powiedział po tym, jak w końcu zeszłego roku tłumacz wydanej obecnie nakładem Wydawnictwa Literackiego książeczki z tymi wschodnioeuropejskimi reportażami – Jarosław Mikołajewski zapytał go, co pozostało z roku 1968. „Nic”, odpowiedział. „Prócz przemian czysto obyczajowych”, dodał po chwili.

Umberto Eco „Mój 1968. Po drugiej stronie muru”. Przeł. Jarosław Mikołajewski. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008

„Tajemnica Gomułki” – tak włoski tygodnik „L’Espresso” zatytułował dodatek z „raportem specjalnym” o „podróży do udręczonej Polski, najbardziej tajemniczego dziś kraju Europy Wschodniej”. Działo się to 15 września 1968 roku, a ów raport podpisał Telesio Malaspina. Pod pseudonimem krył się Umberto Eco.

Miał wtedy 36 lat. Do Warszawy przyjechał na konferencję towarzystwa semiotycznego. Wcześniej w Pradze był świadkiem inwazji wojsk państw Układu Warszawskiego. Do Warszawy dostał się przez Wiedeń, bo bezpośrednio z Pragi przyjechać nie mógł. Z Austrii przez telefon przedyktował do „L’Espresso” reportaż „Taniec wśród czołgów”, opublikowany 1 września 1968 r. Dwa tygodnie później ukazał się kolejny tekst dokumentujący wschodnioeuropejską podróż. Eco wahał się jeszcze wówczas, kim ma być. Sześć lat wcześniej wydał „Dzieło otwarte”. Kariera akademicka stała przed nim otworem. Temperament skłaniał go jednak ku dziennikarstwu, a talent literacki, ujawniony skądinąd w reportażu z Czechosłowacji, ku pisarstwu.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy