Z panią burmistrz Reginą Otaolą spotykam się nie w ratuszu w Lizartzy – gdzie przyjeżdża rzadko i zawsze z silną obstawą – ale w znacznie bezpieczniejszej, nowej, pachnącej jeszcze lakierem i farbą siedzibie prawicowej Partii Ludowej (PP) przy ulicy Illunbe w San Sebastian. Niełatwo się z nią umówić. To końcówka kampanii przed wyborami do Kortezów, a ona ubiega się o mandat w Senacie z pierwszego miejsca listy swojej partii w prowincji Guipuzcoa. Mała, drobna, tryskająca energią kobietka, nie kojarzy się z szeryfem z Dzikiego Zachodu, choć – jak mówi – właśnie tak się czuła, gdy w zeszłym roku podjęła się przywrócenia hiszpańskiego porządku w bastionie ekstremy.
W Guipuzcoa – najbardziej baskijskiej z trzech prowincji Kraju Basków – pełno jest takich miejsc, jak oddalona o 31 km od San Sebastian, licząca 600 mieszkańców Lizartza. Położone z dala od ważnych dróg, ukryte wśród gór, są małymi ojczyznami dla społeczności hermetycznie zamkniętych, wrogich wobec obcych, ślepo przywiązanych do idei, nad których sensem niewielu się zastanawia.
Kto nie wierzy w wielką Euskal Herria – Kraj Basków od Nawarry po Francję – wyjeżdża jak najdalej i nie wraca. Od pierwszych wyborów samorządowych po śmierci generała Franco rządziła tu izquierda abertzale, „patriotyczna” lewica, ortodoksyjnie marksistowsko-leninowska, od zawsze powiązana z ETA, organizacją zbrojną Basków, z rąk której zginęły setki polityków, wojskowych, policjantów i zwykłych pechowców.
W ponad 90 proc. takich miejscowości jak Lizartza nigdy nie wywiesza się hiszpańskich flag. Jeśli ktoś uważa się za Hiszpana, trzyma język za zębami. Sąsiedzi pilnują się nawzajem, by nie mówić językiem „okupanta”, uwięzionych terrorystów z ETA czci się jako męczenników. Do niedawna, gdy któremuś z nich wybuchła w ręku bomba, nim zdążył ją przyczepić do podwozia czyjegoś samochodu, albo zastrzeliła go policja, okryta baskijską flagą trumna ze szczątkami „bohatera” była wystawiana w siedzibie władz rodzinnego miasteczka, by wszyscy – z burmistrzem na czele – mogli oddać mu hołd. Tak w nienawiści do Hiszpanii i uwielbieniu dla ETA hodowano kolejne pokolenia kandydatów na terrorystów.
Ostatnio jednak klimat wobec politycznego zaplecza terrorystów zaczął się zmieniać. Za rządów PP i José Marii Aznara partia Herri Batasuna została wyjęta spod prawa, a jej kierownictwo trafiło do więzienia pod zarzutem współpracy z ETA. Próbowała się odradzać jako Euskal Herritarrok, Batasuna, ostatnio Baskijska Akcja Nacjonalistyczna (ANV), by móc nadal zgłaszać kandydatów w wyborach, ale hiszpański wymiar sprawiedliwości na czas ucinał hydrze nowe głowy.