Taniec prywatny

„Walc stulecia” to do dzisiaj najlepsza powieść Rafała Ziemkiewicza

Aktualizacja: 15.02.2010 17:48 Publikacja: 13.02.2010 14:00

Taniec prywatny

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

W opowieściach science fiction taka figura jest dość częsta: oto bohater zaczyna nagle dostrzegać, że świat jest nasycony sygnałami kierowanymi wyłącznie do niego.

Przechodnie mijają go obojętnie, jakieś poduszkowce i inne dziwne pojazdy przejeżdżają mimo, roboty czynią swoją powinność, mrugając kontrolnymi lampkami, a on rejestruje coraz to nowe komunikaty, znaki, aluzje. Uśmiech sprzedawcy w chińskim fast foodzie, elektroniczne reklamy uliczne, a nawet telewizyjne serwisy informacyjne – wszystko składa się w jakiś tajemniczy sygnał, szyfr związany z misją, jaką należy podjąć, z ukrytą prawdą, do której należy dążyć.

Podobne odczucia – z jednej strony schizofrenii, z drugiej coraz to wyraźniejszego utwierdzania się w przekonaniu, że wbrew prawdopodobieństwu jestem ekskluzywnym adresatem komunikatu – towarzyszyły lekturze „Walca stulecia” Rafała Ziemkiewicza w roku 1998.

Zerknąłem do swoich zapisków po pierwszej lekturze sprzed ponad dekady i oprócz zdania, które wymagałoby rozwinięcia o wiele szerszego, niż na to pozwala redaktor prowadzący „Plus Minus”, oprócz więc zdania „chandleryzm-marlowizm to postać mentalnego onanizmu” znalazłem opatrzony wykrzyknikiem zapis: „inspiruje w miejscach jakby zakamuflowanych, punkty kulminacyjne rozmijają się z powierzchniową problematyką książki”.

Tak, wtedy, w roku 1998, czytałem „Walc stulecia” jako absolutnie współczesną, głęboko konfesyjną książkę, która sztafaż SF nosiła jedynie z przyzwyczajenia, z rozpędu niejako, a może też, by zamaskować przed profanami swój właściwy przekaz.

Cóż, że otrzymywałem sygnały kwestionujące mój sposób traktowania powieściowej materii. Cóż, że recenzje i wywiady podważały moje odczytanie? Przecież i w opowieściach SF mamy do czynienia z tym samym: nadzorcy systemu, przełożeni, a także najbliżsi starają się przekonać bohatera, że ulega złudzeniu, że nie ma żadnych komunikatów, że szyfr, który składa się w jego głowie w czytelny wzór, to zwykłe złudzenie, a powtarzalność pewnych elementów to zwykłe natręctwo wyobraźni.

Zresztą w głosach witających tegoroczne wznowienie „Walca” znów znajduję potępienie mojego sposobu lektury. I to głosy od nie byle kogo: od wybitnych krytyków i nawet samego autora, który w jednym z wywiadów zgadza się z tezą, że „Walc” jest powieścią najbardziej kosmopolityczną, która mogłaby powstać poza Polską, i nie dotyczy bezpośrednio spraw związanych z naszym krajem.

Dla mnie jednak „Walc” to przede wszystkim powieść współczesna związana z doświadczeniem młodych polskich środowisk prawicowych, które na przełomie dziejów, epok, tysiącleci podjęły poszukiwania mocnego dobra i próbowały stworzyć nowe oblicze społecznie zaangażowanego chrześcijaństwa. Środowisk, w których roiło się od dziwaków, niespełnionych pisarzy i artystów, podejrzanych mistyków, furiatów, niezrównoważonych emocjonalnie frustratów.

To myśmy, podobnie jak Orin, główny bohater „Walca”, śnili bezsilny sen o Wiedniu fin de siecle’u, to myśmy czuli, chcieli czuć gorączkę ginącej epoki. To my chcieliśmy podpalić stary świat i przecież to nasze rozmowy odnajduję we wspaniałych partiach „Walca” odtwarzających marzenia całego pokolenia Europejczyków o odrzuceniu ginącego świata, o parciu ku wojnie, ku zagładzie starego ładu.

Nieprzypadkowo do wielkiej książki Musila – o zmierzchu wiedeńskiego imperium właśnie – odwoływał się Cezary Michalski w tytule swego głośnego zbioru esejów („Powrót człowieka bez właściwości”). A my zaczytywaliśmy się biografiami wielkich bohaterów i wielkich reformatorów ducha, marząc, że złapiemy za pysk historię i naród.

I wreszcie partie końcowe „Walca”, gdzie członkowie zakamuflowanej światowej elity prowadzą rozmowę na temat przyszłości Europy, gdzie myśli o świecie i ideach mieszają się z podejmowaniem własnych wyborów życiowych i snuciem marzeń o budowaniu własnej osobowości! Partie te, odwołujące się do sojuszu dwóch potęg: energii duchowej skumulowanej w wewnętrznej sekcie chrześcijaństwa odpornej na pustosłowie ekumenicznego bełkotu oraz władzy cynicznego, odartego ze złudzeń kapitału wyrosłego gdzieś na Wschodzie i opartego na jego duchowości, w mojej lekturze były przecież refleksem różnych losów prawicowych sojuszów, gdzie charyzmatycy spotykali szemranych biznesmenów, gdzie ekstatyczna duchowość neokatechumenatu jednoczyła się z odartym ze złudzeń spojrzeniem na świat członków Opus Dei.

„Walc stulecia” to także opis rozkładu życia rodzinnego. I pokazanie, że to od najbardziej prywatnych, osobistych wyborów dokonywanych gdzieś w kuchni przy wspólnym z żoną posiłku, że to od tej mikroskali zależą losy świata. Oto Orin Bethlen, twórca gier komputerowych, spasiony, rozleniwiony, z wiecznie gderającą małżonką, która mimo wszystko wierzy w jego talent i utrzymuje go, płacąc zaniedbywane rachunki, próbując motywować do pracy, oto Orin spotyka w wirtualnej przestrzeni kobietę, która rozpala jego zmysły i pozwala uciec od nudnej przyziemnej codzienności małżeńskiej rutyny. Romans ukazany zostaje w całej swojej złożoności. Pochwale romantycznej miłości towarzyszą sygnały o ułudzie ucieczki w wirtualny świat. Obrazy okropności małżeństwa, które zmienia się w związek coraz bardziej sobie obcych i zamkniętych ludzi, przerywane są mocnymi sztychami demaskującymi pychę i zakłamanie głównego bohatera próbującego zrzucić na żonę winę za ich nieudane wspólne życie.

Ziemkiewicz jest tu niezwykle sugestywny. „Walc” aż wibruje od złych emocji i rzeczywiście zarówno przy pierwszej, jak i drugiej lekturze powieści człowiek ma ochotę rzucić tę swoją rodzinę w diabły i uciec do kobiety z internetowych snów. Te partie książki powinny być bez wątpienia opatrzone ostrzeżeniem typu: uwaga! lektura może wpłynąć destrukcyjnie na związki osób nieodpornych na literackie klimaty.

Moment, w którym do Orina dociera prawda o roli jego kochanki, jest jednym z najmocniejszych – w mojej lekturze – miejsc książki. Wstrząśnięty Orin, z pustym wzrokiem, zrozumie, jak banalna jest tak zwana miłość, jak słabe było jego małżeństwo, skoro byle profiler mógł wymyślić mu kobietę lepszą od tej, której ślubował dozgonną wierność.

Jest to dla mnie jeden z tych właściwych punktów kulminacyjnych książki, który potem wzmocniony zostanie brutalnie prostym zdaniem, którym przetnie Orinowi tkliwe wyznania jeden z członków chrześcijańskiej sekty: „Ale pan jest przecież żonaty”. Człowiek ze swoimi złudzeniami, pragnieniami zostaje osadzony w miejscu. Jak w czasie rozmowy Chrystusa z Samarytanką przy studni.

„Walc” to także lekko tylko zakamuflowany esej o pisarstwie, pisarzu i jego dziwnej profesji.

Główny bohater „Walca” to kreator gier komputerowych, ale de facto jego rozmyślania o grze idealnej są opowieścią o tworzeniu prawdziwej literatury, o poszukiwaniu prawdziwego czytelnika, który ceniłby światy tworzone przez pisarza nie za wartką akcję czy też możliwość przeżycia tandetnych przygód z obowiązkowym happy endem. Odbiorca taki nawiązywałby więź głębszą, współczuł z bohaterami także w klęsce, delektował się bardziej klimatem opowieści niż zwycięskim rozwiązaniem, celebrował gorycz, melancholię, urodę przegranej… Ziemkiewicz, tworzący do tej pory literaturę SF, wypowiada marzenie o literaturze prawdziwej, nieinstrumentalizowanej dla rozrywki czy ideologii.

Jednocześnie pokazuje mediumiczny charakter twórczości: twórca urzekających gier komputerowych sam nie jest w stanie pojąć ich znaczenia. W rozmowie z kochanką przyznaje, że są one mądrzejsze i dojrzalsze od niego. Że znaczą więcej, niż zamierzył.

Dotyka tu Ziemkiewicz bardzo ciekawego aspektu psychologii twórczości, który nieobcy jest także grafomanom. Oto powieść w pewnym momencie powstawania zaczyna rządzić pisarzem, światy i bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem tak silnie, że twórca sam zadziwiany bywa dynamiką rozwoju akcji, wymową rozdziału, nagłymi zmianami nastroju. Jak w czasie somnambulicznych wędrówek po Wiedniu, które snuje Orin, przestając panować nad stworzoną przez siebie grą.

I książka przestaje już należeć do pisarza, pisarz traci monopol na jej interpretację, na rozstrzyganie jej sensu.

Te partie „Walca” czytałem także jako deklarację Ziemkiewicza o chęci zerwania ze sztafażem SF. I znów różniłem się w tym punkcie bardzo od wielu czytelników. Jacek Dukaj w posłowiu do drugiego wydania powieści notuje, że nikt nie spodziewał się w roku 1998, że Ziemkiewicz odejdzie od literatury SF. Dla mnie było to tak oczywiste, że będąc świeżo po lekturze „Walca”, spotkawszy Rafała gdzieś w okolicach Sejmu, powitałem go właśnie takim okrzykiem, że teraz to już tylko literatura współczesna.

A jednak „Walc stulecia” to do dzisiaj najlepsza powieść Ziemkiewicza. Dwie późniejsze, osadzone w Polsce tu i teraz, zbyt silnie skażone są tendencją publicystyczną. Wyostrzona świadomość Ziemkiewicza – uczestnika debaty publicznej – nie pozwala mu chyba na osiągnięcie tego dziwnego stanu, w którym twórca staje się częściowo bezwiednym medium, a kreowane światy uzyskują suwerenność. Coś za coś, niestety.

[i]Autor jest pisarzem, ukazała się właśnie jego trzecia powieść pod tytułem „Przesilenie”.[/i]

W opowieściach science fiction taka figura jest dość częsta: oto bohater zaczyna nagle dostrzegać, że świat jest nasycony sygnałami kierowanymi wyłącznie do niego.

Przechodnie mijają go obojętnie, jakieś poduszkowce i inne dziwne pojazdy przejeżdżają mimo, roboty czynią swoją powinność, mrugając kontrolnymi lampkami, a on rejestruje coraz to nowe komunikaty, znaki, aluzje. Uśmiech sprzedawcy w chińskim fast foodzie, elektroniczne reklamy uliczne, a nawet telewizyjne serwisy informacyjne – wszystko składa się w jakiś tajemniczy sygnał, szyfr związany z misją, jaką należy podjąć, z ukrytą prawdą, do której należy dążyć.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą