Kręgosłup Putina

Z jakich elementów składać się będzie propagandowy wizerunek prezydenta Rosji podczas jego trzeciej kadencji?

Publikacja: 12.01.2013 00:01

Początek drugiej kadencji. Entrée. Sala św. Andrzeja

Początek drugiej kadencji. Entrée. Sala św. Andrzeja

Foto: AFP

Red

Jak tam wasze zdrowie, Władimirze Władimirowiczu?

– Nie doczekacie się!

W takim duchu Kreml odbijał od siebie pozbawione taktu i elementarnej politycznej kultury pytania o stan zdrowia prezydenta Rosji, które pojawiły się kilka dni po tajemniczym lądowaniu motolotni z pasażerem Władimirem Putinem pod Władywostokiem.

Lądowanie było ponoć na tyle twarde, że kręgosłup prezydenta został „nadmiernie przeciążony". Świadkowie wydarzenia milczą, lecz lot motolotnią, ze względu na jego konsekwencje, może zostać uznany za najważniejsze polityczne wydarzenie pierwszego roku kolejnej prezydenckiej kadencji Władimira Putina, nieobfitującego przecież w nowe inicjatywy, zarówno wewnątrz Rosji, jak i poza jej granicami.

Lecą żurawie

Żuraw biały jest niezmiernie rzadkim ptakiem, pochodzi głównie z północy Rosji, kilkanaście lat temu był skazany na wymarcie, zachowało się ich wówczas około 20 egzemplarzy. Program rosyjskiego rządu wsparty przez organizacje amerykańskie uratował unikatowe ptaki. Człowiek pomaga im dzisiaj przyjść na świat i przeżyć. Jedną z wielu form pomocy jest kierowanie nimi podczas lotu do ciepłych krajów, na zimowanie. Okazało się bowiem, że ptaki łatwo tracą orientację w powietrzu i często giną, nie docierając do celu. Człowiek na motolotni z aparaturą imitującą ich głosy okazał się skutecznym przewodnikiem. Prezydent Putin postanowił wziąć udział we fragmencie takiego lotu i wskazać żurawiom białym drogę do Chin, gdzie żurawie z Syberii najczęściej zimują. Jest to chyba zrozumiałe, nie tylko dla rosyjskiego wyborcy, niezmiernie czułego na miłość do przyrody, iż prezydenci są od tego, by wskazywać drogę! Wydarzenia nie transmitowała telewizja, do prasy „przedostały" się jedynie zdjęcia Władimira Putina w motolotni, przed startem i w powietrzu, z białymi żurawiami: trudno na tej podstawie powiedzieć cokolwiek o lądowaniu.

Podczas wypełniania ważnej państwowej misji (rosyjskie żurawie zapewne też konstytucyjnie podlegają prezydentowi) kręgosłup głowy państwa przypomniał o dyskopatii, sam prezydent zaś zniknął z oficjalnego życia na dwa miesiące. Pojawił się wreszcie w Turcji, ale wyglądał na kontuzjowanego: musiał skorzystać z pomocy premiera, by usiąść w fotelu. Telewizyjny obrazek z Ankary zdawał się potwierdzać hipotezę o twardym lądowaniu pod Władywostokiem. Oficjalny Kreml nie zabierał jednak w tej sprawie głosu, rzecznik prezydenta mówił dziennikarzom, że nie ma już siły, by odpowiadać na pytania o stan zdrowia prezydenta, nic na ten temat nie mówiąc. Ale moskiewska prasa, zwłaszcza ta zbliżona do Kremla (a o inną w stolicy Rosji trudno) postawiła sprawę jasno: stan prezydenckiego kręgosłupa jest na tyle poważny, że już wkrótce należy spodziewać się „nowego" Putina, jego wersji 2.0. Być może prezydent przeszedł operację kręgosłupa, korzysta z gorsetu ortopedycznego i, całkiem prawdopodobne, w swojej rezydencji z inwalidzkiego wózka.

Być jak Roosevelt

Chyba nie przypadkiem u kilku moskiewskich komentatorów pojawiło się odwołanie do historii prezydenta Roosevelta, uzupełnione aktualnym komentarzem, iż państwem rządzi się głową. Dwudziesty szósty prezydent Stanów Zjednoczonych jest przez polityków znad rzeki Moskwy podziwiany. Jego legenda, jak to legenda, koncentruje się na kilku ulubionych tu motywach, trzymaniu silną ręką amerykańskiej demokracji, gazet, a przede wszystkim słabości do Stalina i Rosji. I jeśli mówią nad rzeką Moskwą o Putinie w roli patriarchy rosyjskiej polityki, to Roosevelt jest atrakcyjnym wzorem.

Kiedy z zapowiedzią pojawienia się patriarchy Putina moskiewska opinia publiczna zaczęła się powoli oswajać, sam zainteresowany, w tydzień po tym, gdy ledwo był w stanie usiąść w Ankarze, zdecydowanie wkroczył na posiedzenie Zgromadzenia Federalnego i dziarsko, z jeszcze większą niż u „starego" Putina werwą, stojąc przez ponad dwie godziny, przekonywał zebranych, że dla Rosji, podobnie jak dla całego świata, nadchodzi czas przełomu i on temu wyzwaniu sprosta. Wydawać by się mogło, że z „kręgosłupowego kryzysu" nic nie pozostało, a Putin wrócił do swojej dobrej formy. Oprawa medialna jego powrotu po „twardym lądowaniu" pod Władywostokiem była w hollywoodzkim stylu. Ale mimo wszystko przypomniała, że Putin nie jest wieczny.

Wzorcowe pożegnanie

Gdy zbliżał się koniec jego drugiej prezydenckiej kadencji, ludzie pytali: co zrobi, by zostać? Teraz, gdy wrócił po Miedwiediewie, ludzie zaczynają pytać: kiedy odejdzie i w jaki sposób? Jak w nowych warunkach zmieni się model zmiany politycznej zapoczątkowany przez Borysa Jelcyna i jego najbliższe otoczenie? Operacja „następca" z Putinem w roli głównej zakończyła się dla jej autorów sukcesem. Niektórzy z nich wylądowali nawet w Londynie, tam, gdzie ich dzieci mogą otrzymać staranne wykształcenie.

Czy patriarcha Putin, odchodząc, co musi kiedyś nastąpić, sięgnie po inspirację do pożegnalnego wystąpienia Borysa Jelcyna z 31 grudnia 1999 roku: „Przyjaciele, najdrożsi, dziś po raz ostatni zwracam się do Was w Wigilię Nowego Roku. To jednak nie wszystko. Dziś też po raz ostatni przemawiam do Was jako prezydent Rosji. Podjąłem wreszcie decyzję, choć nie była ona łatwa. Dziś, ostatniego dnia starego wieku, składam urząd. Rosja powinna powitać nowe tysiąclecie z nowymi politykami, nowymi twarzami, nowymi, błyskotliwymi, silnymi i pełnymi zapału ludźmi. (...) Przykro mi, że tak wiele z naszych marzeń się nie spełniło. Sprawy, które miały być proste, okazały się boleśnie skomplikowane. Przepraszam, że nie zdołałem spełnić oczekiwań tych, którzy marzyli, że jednym zdecydowanym ruchem zdołamy wyrwać się z szarej, niezmiennej rzeczywistości ustroju totalitarnego i przejść natychmiast do promiennego, dostatniego życia w cywilizowanym kraju. To był też mój sen. Nigdy dotąd nie mówiłem Wam tego, lecz chcę, byście wiedzieli, że czułem Wasz ból. Spędziłem bezsennie niejedną noc, bezsilnie biłem się z myślami, szukając sposobu, by uczynić Wasze życie choć odrobinę bardziej znośnym. Odchodzę. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Nadszedł czas nowego pokolenia – oni mogą zdziałać więcej i zrobią to lepiej niż ja". Czy można dzisiaj mówić o pożegnalnym tekście Putina? Można. I to jest polityczny fakt, jeden z rezultatów „kręgosłupowego kryzysu".

Za tekstem Jelcyna, skonstruowanym na potrzebę chwili, obliczonym na wzruszające pożegnanie skompromitowanego w oczach Rosjan prezydenta, stał kontrakt zawarty między najsilniejszymi graczami w Rosji. Następca – Putin – miał gwarantować ich interesy, a także stabilizację całego systemu i współpracę z Zachodem. Nie brakowało wśród obserwatorów rosyjskiej polityki nadziei, że Putin i nowa ekipa poprowadzą Rosję do demokracji. Brak reform i krótkowzroczność politycznej elity spowodowały jednak, że Rosja znalazła się dzisiaj w okresie stagnacji, nieco podobnej do epoki schyłku Breżniewa. Nie ma realnej opozycji, są grupy dysydentów, które mają więcej wolności niż poprzednicy w czasach Breżniewa czy Andropowa, ale też są nieustannie nękane przez policję, ich wpływ na politykę państwa zaś jest symboliczny. Władze: ustawodawcza i sądownicza, są podporządkowane władzy wykonawczej. W państwie króluje korupcja. Putin nieustannie publicznie deklaruje walkę z nią, jednak udaje, że nie widzi jej systemowych źródeł (a może rzeczywiście nie wie, skąd korupcja w Rosji się bierze?). Ostatnio zdymisjonował ministra obrony Anatolija Serdiukowa, którego kochanka, naczelnik jednego z ministerialnych departamentów, sprzedawała po zaniżonych cenach majątek rosyjskiej armii koleżankom i kolegom ze studiów.

Sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie to, że minister jest zięciem Wiktora Zubkowa, byłego premiera i partnera Putina w wielu, nie tylko politycznych interesach, jeszcze z leningradzkich czasów. Wysłanie śledczych i telewizji do Ministerstwa Obrony było karą dla Serdiukowa za nielojalność wobec leningradzkiej rodziny. Złamał wewnętrzne zasady wielkiej leningradzkiej rodziny.

Afera w Ministerstwie Obrony została ogłoszona przez media za sztandarową antykorupcyjną akcję końca 2012 roku. Zapowiedziana przez prezydenta Putina nowa fala walki z korupcją ma jednak, jak pisze Nikołaj Pietrow z moskiewskiego Centrum Carnegie, swoje drugie dno: po raz pierwszy od 12 lat Putin zderzył się z sytuacją, gdy „pieróg narodowego bogactwa", dzielony między biznesem a elitami politycznymi, nie rośnie i w najbliższych latach rosnąć nie będzie z powodu światowego kryzysu gospodarczego. Tym samym praktykowany wcześniej model „zabrać u obcych i dać swoim" nie może być wykorzystany. Ostatnim „obcym" kęsem, podzielonym między „swoimi", był biznes byłego mera Moskwy Łużkowa.

Powstała sytuacja, w której Putin, by uniknąć niekontrolowanej wojny wewnątrz elity, musi sam dokonać „przegrupowania" dochodów i własności. Aby zaspokoić apetyty „nowych" głodnych, musi zabrać „starym" i sytym. A młodych, jeśli odnotować duże kadrowe zmiany w resortach siłowych, ochrony prawa, a zwłaszcza Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jest całkiem niemała grupa (z badań socjologów wynika, że najbogatsi w Rosji są wyżsi oficerowie MSW.) Najdogodniejszy moment do „strzyżenia sierści" elit, według schematu „od każdego z klanów po kawałku" to kampania antykorupcyjna. Mądrze przeprowadzona powinna poprawić nadszarpnięty wizerunek Putina w oczach elit i elektoratu. Legitymizacja to to, czego dzisiaj Putinowi zdecydowanie brakuje i co nie daje mu możliwości prowadzenia aktywnej gry, bez której dotrwać politycznie do roku 2018 będzie niezwykle trudno, konkluduje Pietrow.

Popularność Putina jednak spada. Minął rok od ubiegłorocznych masowych, jak na warunki rosyjskie, protestów przeciwko wyborczym fałszerstwom i Putinowi. Rosjan przestaje zadowalać „bohaterski" prezydent, rozwiązujący na oczach świata wszystkie problemy. Jego zwolennicy (obecnie to ponad 40 procent wyborców) oczekują mistycznej odmiany, nowej twarzy i nowej polityki, czemu towarzyszy chyba niezbyt racjonalna wiara w nową tajną broń Putina, jakby nowy wizerunek prezydenta sam miał zmienić rzeczywistość.

Putin wersja 2.0

Wiara w propagandę jest jednak zadziwiająca. Kryzys legitymizacji władzy, którego przejawem były protesty w grudniu 2011 roku oraz „kryzys z kręgosłupem" postawiły przed politycznymi technologami z Kremla nowe zadanie. Pierwszą odpowiedzią był postulat zmiany Putina z wersji 1.0 na 2.0, z wersji macho na wersję „mądrego patriarchy rosyjskiej polityki". Sam zamysł jest z gruntu niemądry. Przecież to normalne, że człowiek się zmienia, starzeje, mądrzeje lub głupieje. Te proste prawa dotyczą nie tylko zwykłych ludzi, prezydentów poważnych imperiów również. Okazuje się też, że wcześniejsze starania specjalistów od wizerunku były średnio przydatne. Od prezydenta nie oczekuje się, by karmił borsuki, latał na motolotni, jeździł konno z obnażonym torsem, nurkował w poszukiwaniu zaginionych cywilizacji, spotykał z tygrysem syberyjskim czy nakarmił łosia. Dzisiaj te kadry zaczynają przeszkadzać, pokazują upływ czasu i radykalną zmianę sytuacji.

Swoją drogą to interesujące, jak wielu polityków ze Wschodu lubi pokazywać się na tle przyrody, demonstrować związek z nią. Klasyk ukraińskiej polityki Leonid Kuczma lubił przyrodniczą opowieść o upadku Związku Radzieckiego: „Przez długie lata siedzieliśmy w klatkach, jak w ogrodzie zoologicznym, mieliśmy zapewnione jedzenie, prąd i ogrzewanie, pewnego dnia otwarto klatki, rozbiegliśmy się po lesie i każdy musi sobie radzić, kto silniejszy, ten przeżyje". Stalin, Breżniew i Bierut mieli słabość do fotografii z dziećmi, Putin woli zwierzęta, może wcale nie z tęsknoty za wizerunkiem macho, ale z realizmu podszytego tęsknotą: świat zwierząt ma swoje reguły, świat ludzi nie zawsze...

Sęk w tym, że nie bardzo wiadomo, jak ma wyglądać wersja Putin 2.0. Do roli patriarchy rosyjskiej polityki próbował aspirować swego czasu Michaił Gorbaczow, bezskutecznie, Rosjanie wspominają go z ironią. Świat polityki jest światem realnym, gdzie potrzebne jest działanie, podejmowanie decyzji, walka. To nie seminarium naukowe czy msza w cerkwi. Czy Putin pójdzie śladem Breżniewa? Nie brakuje takich głosów, ale nie są one, przynajmniej dzisiaj, uzasadnione, Putin wydaje się mieć silniejsze zdrowie od niestroniącego od alkoholu byłego genseka, ma też zapewne w pamięci jego upadek, czy to jednak jest wystarczająca przestroga przed pokusą bycia prezydentem Rosji do końca świata? Jeśli coś przypomina dzisiaj czasy Breżniewa, to oderwanie Kremla od rzeczywistości, brak kontaktu z realnymi problemami Rosji. Zarówno postulat zmiany wizerunku prezydenta, jak i jego pomysł walki z korupcją są w duchu breżniewowskiego zastoju. Nie zapominajmy, że to Breżniew był ojcem założycielem mafijnego systemu Rosji Sowieckiej, pierwszy sukces na tym polu odniósł w Dniepropietrowsku. Walka Putina z korupcją  zmierza w tym samym kierunku.

Leonid Kuczma po wygraniu wyborów w 1998 roku i rozpoczęciu drugiej prezydenckiej kadencji deklarował zmianę formy i treści wizerunku. Nie mógł jednak nic zrobić: okazał się zakładnikiem korupcyjnego systemu, który współtworzył. Mafia nie wypuszcza i nie przebacza. Dwa lata później rozpoczęła się ukraińska wojna na górze z morderstwem dziennikarza Gongadze, podsłuchami w gabinecie prezydenta, przemocą i brutalnością. Zmiana reguł gry kosztuje, demokracja nie jest społecznie tanim przedsięwzięciem, zaś wschodnie sztuki politycznej walki są bezwzględne i bezpardonowe: to współczesna wersja darwinizmu.

Zagrożeniem dla polityki Kremla, korupcyjnego i cynicznego systemu realnej władzy, jest pokazanie go opinii publicznej, opisanie codziennej realności, dzielenia pieniędzy, wpływów, całej politycznej kuchni konserwującej Rosję i trzymającej ją w przeszłości. Putin wskazujący drogę żurawiom stara się odwrócić uwagę od realnej polityki, w jej miejsce proponuje medialny teatr. Twarde lądowanie pod Władywostokiem przerwało spektakl, ale nie na długo. W nieoczekiwanym antrakcie widzieliśmy gorączkowe poszukiwania nowych scenariuszy, propozycje historycznych analogii, nawet z okolic coraz mniej kochanego na Kremlu Waszyngtonu. Putin 2.0 się jak dotąd nie pojawił. Prezydent Rosji zaufał swojej fizycznej kondycji i kremlowskim lekarzom, wydaje się coraz młodszy. Jakiekolwiek analogie z Breżniewem są nieuzasadnione. Breżniew się starzał, Putin wręcz przeciwnie, młodnieje.

Spektakl trwa. Życie toczy się dalej. Wyniki badań opinii publicznej prowadzonych przez niezależne, renomowane Lewada-Centrum pokazują, że głośne antykorupcyjne sprawy z jesieni 2012 roku, nową antykorupcyjną ofensywę Putina, 40 procent Rosjan określa jako przejaw niejawnej walki o wpływy, kolejne 40 procent zaś za próbę samooczyszczenia się władzy z korupcji. Przy czym w powodzenie tych działań wierzy zaledwie jedna czwarta badanych, a 60 procent uważa, iż całe przedsięwzięcie ma na celu tylko podwyższenie popularności Putina. W rezultacie kampanii konkludują badacze, jeśli ona rzeczywiście została zaplanowana, władze nie tylko nie dotarły do celowego audytorium, ale przeciwnie: straciły kontrolę nad „informacyjnym polem".

Ze Wschodu coraz silniej wieje autorytaryzmem. Europejski przywódca Łukaszenko sprawuje swój urząd 18 lat, Putin kieruje Rosją lat 14, Janukowycz obchodził niedawno dziesięciolecie pobytu w Kijowie i wiele wskazuje na to, że powtórzy drogę swego byłego promotora, sprawując urząd prezydenta Ukrainy przez dwie kadencje. Łukaszenko odwołuje się do mitu Feliksa Dzierżyńskiego, prawdziwego i sprawiedliwego komunisty, Putin bierze z historii wszystko, co pomaga utrzymać władzę, od tradycji czekistów do legendy carskich pułków, Janukowycz jest raczej wstrzemięźliwy w historycznych poszukiwaniach źródeł legitymizacji swojej władzy, na co dzień balansuje na linie rozwieszonej nad Dnieprem, nie wiadomo, czy po niej przejdzie, a jeśli spadnie, to na którą stronę? Wszyscy trzej doskonale czują się we wschodnich sztukach politycznej walki i coraz częściej z nieukrywaną ironią patrzą na brak skuteczności zachodnich polityków.

Stalin w wersji light

Rosyjska opozycja? Ci zwykli mówić, że Kreml funkcjonuje dzisiaj w wersji „Stalin light". Jest w tym nuta samousprawiedliwienia („ulegamy przemocy"), ale i szczypta prawdy: przemoc zawsze pozostaje przemocą i nie zmieniają jej istoty białe rękawiczki. W imię „stabilizacji" i „spokoju" ograniczane są prawa człowieka. Rosyjski system polityczny ma za sobą kilka głośnych eksperymentów. Ostatnie panowanie Putina i kilku klanów nie rozwiązało jednak podstawowych problemów Rosji. Nowy Putin, gdyby się nawet pojawił, też nie zastąpi demokracji i praw człowieka.

Historia Władimira Putina ma swój początek w Leningradzie, przemianowanym mieście, jak pisał polityczny emigrant Josif Brodski, mieście, którego intelektualną przestrzeń próbowano zamknąć w dwóch pomnikach: Lenina na samochodzie pancernym i Spiżowego Jeźdźca, pomniku cara Piotra Pierwszego. Te dwa światy, Piotra i Lenina, jakoś się ze sobą bardzo szybko połączyły, szczególnie okrucieństwem. Krytyk tej tradycji, poeta Josif Brodski, urodził się w roku 1940, rok przed blokadą miasta: jej entuzjasta Władimir Putin 12 lat później, tuż przed śmiercią Stalina. Obaj wychowywali się w Leningradzie, który kiedyś był Petersburgiem. Ich domy i podwórka nie były od siebie zbyt oddalone, do dzisiaj są w centrum starego miasta, ale życiowe drogi obrali zupełnie różne.

Brodski w młodości marzył, że zostanie rosyjskim poetą, Putin o zawodzie sowieckiego szpiega. Brodski szybko wkroczył w duchowy świat półlegalny, znalazł się w otoczeniu Anny Achmatowej. Jego przygoda zakończyła się wówczas oskarżeniem przez władze o pasożytnictwo i zesłaniem do łagru. Jeden z epizodów tej historii rozgrywał się przy Litejnym Prospekcie, w celi KGB. Młody Putin marzył o pracy w Białym Domu. W końcu ten cel osiągnął, został sowieckim szpiegiem. Już w młodości podzielił ich stosunek do Białego Domu, Brodski pragnął być od niego jak najdalej, Putin przeciwnie, w samym środku. Ludzie z Białego Domu śledzili Achmatową i Brodskiego, śledzili inną Rosję, o której nie mieli zbyt wielkiego pojęcia. Brodski w 1972 roku został wygnany z Rosji, trzy lata później Putin został agentem Białego Domu. O ile dwa światy, Lenina i Piotra, znalazły swój wspólny mianownik, ba, jest on dzisiaj fundamentem nowej państwowej tradycji, to Rosja Brodskiego nie zamierza ulec Rosji Putina ani się z nią łączyć. Poeta pamięta.

Autor jest dziennikarzem i dyplomatą. W latach 2009 – 2011 – wicedyrektor ds. programowych Instytutu Polskiego w Mińsku, radca Ambasady RP.

Jak tam wasze zdrowie, Władimirze Władimirowiczu?

– Nie doczekacie się!

W takim duchu Kreml odbijał od siebie pozbawione taktu i elementarnej politycznej kultury pytania o stan zdrowia prezydenta Rosji, które pojawiły się kilka dni po tajemniczym lądowaniu motolotni z pasażerem Władimirem Putinem pod Władywostokiem.

Lądowanie było ponoć na tyle twarde, że kręgosłup prezydenta został „nadmiernie przeciążony". Świadkowie wydarzenia milczą, lecz lot motolotnią, ze względu na jego konsekwencje, może zostać uznany za najważniejsze polityczne wydarzenie pierwszego roku kolejnej prezydenckiej kadencji Władimira Putina, nieobfitującego przecież w nowe inicjatywy, zarówno wewnątrz Rosji, jak i poza jej granicami.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą