Robił większe skandale niż pan z Sorokinem i Pielewinem? Sądząc po tym, co parę lat temu wypisywano o was w rosyjskiej prasie, nie tylko literackiej, to chyba niemożliwe.
Ludzie na Kremlu bardzo nas nie lubili, w końcu jednak zrozumieli, że to my trzymamy dziś rząd dusz w literaturze i inni podążają naszym śladem. Przełknęli więc gorzką pigułkę, bo musieli. Co do nas, to każdy ma – jak w lesie – swoją polanę i dlatego nie kłócimy się. Sorokin jest genialnym imitatorem stylu, Pielewin bezkonkurencyjnie robi z mitów ludzi i na odwrót. A ja piszę swoje...Ale lata lecą, niedawno obchodził pan 60. urodziny. Może pora ustatkować się, także literacko.Żyją jeszcze moi rodzice, a to znaczy, że wciąż jestem dzieckiem. A po drugie, artystyczną ikoną był zawsze dla mnie Picasso. Nigdy nie nudził się tym, co robił, podobnie jak ja. Może dlatego mi się to udaje, że pisząc utrzymuję się na granicy kilku gatunków. Esej przechodzi u mnie w opowiadanie i odwrotnie. “Encyklopedia duszy rosyjskiej” jest i powieścią, i encyklopedią. Znów “Sąd Ostateczny”, który niebawem będzie wydany w Polsce, pokazuje możliwości, jakie wciąż drzemią w powieści, tylko że zdecydowana większość pisarzy nie umie ich wykorzystać. Współczesnej literaturze brakuje realnej energii. Przecież jeśli mówię o buddyzmie, to nie chodzi mi o szaty i kadzidełka, ale o tkwiącą w nim energię, taką, jaka jest też w rock’n’rollu. Dlatego uważam, że choć nie ma dziś bardziej martwego pisarza od Majakowskiego, to nikogo obecnie tak bardzo nie potrzebujemy jak kogoś takiego jak on.
To mi się u pana podoba, bo dostrzegam w tym wiarę w literaturę.
Ja mam nie tylko wiarę w literaturę, ja mam jej świadomość. Wiem, że może być wielka i prawdziwa, ale nie bardzo wierzę we współczesnych pisarzy. Może dlatego tak mnie ucieszyły słowa Stanisława Lema, który w “Tygodniku Powszechnym” napisał, że na taką powieść jak “Dobry Stalin” czekał od lat. Dla mnie w ogóle ważne jest, co piszą o mnie Polacy, bo krytycy rosyjscy to złe psy, a w związku z tym muszę zachować młodzieńczy dynamizm, rozumie pan.
Sądzę, że pańska popularność u nas bierze się z tego, że nie mamy swojego Jerofiejewa.
Istotnie, nie widzę w Polsce pisarza, który mógłby napisać “Encyklopedię duszy polskiej”. W Niemczech też nie ma kogoś takiego i oni o tym wiedzą.
Pańska gra ze słowem jest zarazem grą z czytelnikiem, bo przecież “Dobrego Stalina” można potraktować jako pańską spowiedź z całego życia i... bardzo się pomylić.
Pozostawiam czytelnikowi duży margines wolności. Uważam go za partnera, pisarz nie może pisać dla mas, dla rzesz ludzkich, niezależnie od nakładów jego książek. Musi być dialog tego, który pisze, i tego, kto czyta. A “Dobry Stalin” jest tyleż powieścią, ile autobiografią.
Spogląda pan na Rosję i Rosjan inaczej niż większość pańskich rodaków. Dzieciństwo spędził pan we Francji, a potem bulwersował Rosjan stwierdzeniem, że bliższe są panu paryskie kasztany od rosyjskich brzóz. Pierwsza pańska żona była Polką, pomieszkiwał pan w Warszawie. Teraz krąży pan między Moskwą, Nowym Jorkiem, Tokio.
To nie jest najważniejsze, uważam bowiem, że czas literatur narodowych: rosyjskiej, polskiej, francuskiej, niemieckiej i każdej innej, się skończył. Mnie pomaga to, że wszystko staram się widzieć w dwu lustrach: europejskim i rosyjskim.
Aż tak oddziela pan Rosję od Europy?
Bo to nie jest Europa, a powiem też, na co pan się obruszy, że i Polska Europą nie jest. I nie tylko Polska. Niedawno byłem w Finlandii razem z waszym młodym pisarzem Michałem Witkowskim i pokazałem mu jakiegoś człowieka, który nie jadł, lecz żarł: “Widzisz – powiedziałem – od stu lat nie mają już Rosjan u siebie, a wciąż o Europie mogą tylko pomarzyć”.Zawieszenie Rosji między Wschodem a Zachodem to jednak też niemały atut.Europa to nie pojęcie geograficzne, lecz styl życia. To wspaniałe dziedzictwo kultury, ale również dziwny brak czegoś, co jest dla mnie niezbędne – metafizyki. A tej akurat w Rosji jest aż nadto. Ja nie jestem człowiekiem Cerkwi, nawet nie uważam siebie za kogoś religijnego, ale metafizyka jest mi potrzebna, a w Europie jej nie znajduję. Komfort jej nie zastąpi.
No, komfort łatwiej dziś znaleźć w Moskwie niż gdzie indziej.
Nie zaprzeczę. Warszawa dziś przy Moskwie to wieś. Mówię o tym z przykrością, bo mam jak najlepsze wspomnienia z Polski. 30 – 40 lat temu polska kultura miała niebywale wysoką pozycję, mieliście znakomitych twórców, my zresztą też: Okudżawę, Wysockiego, Aksionowa. Lubiliśmy się wzajemnie, a dla nas każdy pobyt w Polsce miał ten jeszcze walor, nie do przecenienia, że u was była łagodna komunistyczna pornografia, czasem nawet podana z pewnym wyrafinowaniem, smakiem, a u nas, co tu mówić – hardcore. Skutki zadrażnień politycznych, jakie zdarzyły się między Polską i Rosją, da się pewnie załagodzić, ale są sprawy, w których Rosja rządzona przez Putina zachowuje się beznadziejnie. Myślę tu przede wszystkim o odmowie uznania mordu katyńskiego za akt ludobójstwa, wzięcia odpowiedzialności za tę zbrodnię i przeproszenia za nią.
Nie mam najmniejszych wątpliwości: nadejdzie czas, kiedy Rosja będzie musiała powiedzieć w tej sprawie: “Przepraszam”. Dla mnie to bardzo poważna sprawa i tym bardziej jest mi wstyd za taką politykę w kwestii Katynia, jaką prowadzą dzisiejsze władze.
Z Putinem na czele...
Każdy car uwielbiał pokazywać swą siłę i upór. Władimir Putin jest dokładnie taki sam i dlatego nasze samoloty nie mogą latać bezpośrednio do Tbilisi tylko przez Baku, dlatego drażnimy Bałtów, nie przyjmujemy mięsa z Polski i tak dalej. Katyń z tego wyłączam, bo to sprawa wyjątkowa i wielkiej wagi. Ale inne, cóż, powiem, że Putin jest o wiele bardziej liberalny niż 80 proc. Rosjan. Gdyby dziś odbyły się wolne wybory, bez putinowców, to przy zwycięzcach taki na przykład Żyrinowski byłby małym kotkiem.
Może i tak, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, by na czele państwa polskiego, choćby się w nim waliło i paliło, stanął były ubek. A tu mówimy “Putin”, a myślimy “KGB”, mówimy “KGB”, a myślimy “Putin”.
Nasz naród stoi Putinem, a Putin narodem. Wie pan, jaki serial jest wciąż najpopularniejszy w Rosji? “Siedemnaście mgnień wiosny”. A kim był Stirlitz? Kagiebistą. To są bohaterowie naszych czasów: Stirlitz i Putin. Dla ludzi, którzy tak myślą, o takiej mentalności, “Kawaler Złotej Gwiazdy” Babajewskiego nie jest żadną skamieliną.
Ur. 1947 r., rosyjski pisarz i publicysta, doktor nauk filologicznych. Jeden z inicjatorów wydania w 1979 r. „Metropolu”, drugoobiegowego wydawnictwa, które spotkało się z ostrą reakcją władzy i objęciem redaktorów almanachu zakazem druku. Wielki sukces osiągnęła jego pierwsza powieść „Rosyjska piękność”, z zainteresowaniem przyjęto też zbiór opowiadań „Życie z idiotą”, „Encyklopedię duszy rosyjskiej” i w dużej mierze autobiograficznego „Dobrego Stalina”. Uchodzi za skandalistę, a mimo upływu lat wciąż mylony jest z autorem „Moskwa – Pietuszki” Wieniediktem Jerofiejewem, z którym nie jest spokrewniony.