Nasze młode małżeństwo jest nietypowe. Nie chcieliśmy, by mehrije znalazło się w naszym kontrakcie ślubnym. Bo to tak naprawdę wynagrodzenie za stosunki seksualne męża z żoną. Niby prawo uznaje, że wpisywanie go nie jest konieczne, ale aż dwa miesiące szukaliśmy kancelarii (gdzie zawiera się śluby), która by nam pomogła. Inni prawnicy proponowali: wpiszcie choćby kwiat, Koran czy lustro. Przecież mąż nic pani nie da, jak panią odprawi. Ja mu też nie dam – odpowiadałam. Razem zaczynaliśmy od zera, więc nie ma potrzeby, by jakieś pieniądze, nawet złote, zakłócały nam życie małżeńskie. Gdy uznamy, że się nie udało, to się po prostu rozstaniemy. W kontrakcie ślubnym wpisaliśmy natomiast, że bez zgody męża mam prawo do pracy, wyjazdów, rozwodu. W domu rodzinnym nie byłam traktowana gorzej niż brat i kuzyni. Ale na domu się kończyło. Bo choć rodzice nie widzieli nic złego w tym, bym się bawiła z chłopcami na ulicy, to nie chcieli, by sąsiedzi o nas źle mówili. I nie grałam w piłkę na podwórku. Gdy skończyłam dziewięć lat, skończyła się też jazda po ulicach na rowerze. Potem już tylko w parku czy naszym ogrodzie, ale nie pod oknami sąsiadów. Teraz sąsiadom i nieznanym ludziom nie podoba się, że palę papierosy (zapala bahmana).
Mariam Mirza, 26 lat, pracuje w miesięczniku „Zanan“, studiuje zarządzanie, panna, mieszka z rodzicami. Gdy mówi, bardzo melodyjnie, chusta raz po raz zsuwa jej się z głowy. – Nasze postulaty mieszczą się na kartce A4 i jest jeszcze dużo miejsca na podpis. Kobieta najdobitniej się przekonuje, że nie jest równa mężczyźnie, gdy zetknie się z prawem, przepisami, gdy trafi do sądu. Dlatego zdecydowałyśmy się walczyć o zmianę ustawodawstwa. W Iranie po rozwodzie rodziców dziecko powyżej siódmego roku życia zostaje z ojcem. Odrywa się je od matki, z którą jest zżyte. Nie żądamy, by w każdym wypadku dziecko zostawało przy matce, ale by to sąd decydował, komu przypadnie jego wychowanie. Domagamy się równego prawa kobiety do rozwodu oraz do spadku i odszkodowania, by kobieta nie była nadal dwa czy więcej razy mniej warta niż mężczyzna. Chcemy też, by podniesiono do 18. roku życia wiek pełnej odpowiedzialności prawnej. Teraz już dziewięcioletnie dziewczynki uznawane są za dojrzałe i odpowiadają za przewinienia tak samo jak 40-latki. Dziewczynka oderwana od zabaw w luźnej sukience i z gołą głową nagle trafia w świat zasłon.
Wszystkie od wczesnej młodości jesteśmy zmuszane do noszenia ukrywających kobiecość płaszczy i chust. Mamy być niewidoczne, potulne, uległe. Na ulicy wciąż słyszę docinki na mój temat. Policja jest wyczulona na kobiety, które nie zakrywają się szczelnie. Najgorsze, że nie ma wyboru. Nie krytykujemy strojów, lecz przymus, zresztą przymus w obie strony, także zakaz noszenia hidżabów we francuskich szkołach publicznych. Nasilają się represje. Jedna za drugą zamykane są organizacje pozarządowe; szefowie, przywódcy lądują w więzieniach. Pracowałam w internetowej Feminist Tribune, po dwóch latach zablokowano jej strony. Trudno wydawać gazety, nie tylko dla kobiet. Ale prasa kobieca musi się mieć szczególnie na baczności. Nie wolno przekraczać czerwonej linii, za którą jest wszystko, co związane z ciałem kobiety i stosunkami seksualnymi. Nie wolno poruszać tematów, których nie ma w Koranie, bo nie wiadomo, jaka interpretacja obowiązuje.
Nawet zdjęcie feministki jest przekroczeniem czerwonej linii. Raz na okładce opublikowałyśmy zdjęcie przywódczyni ruchu kobiecego. Skończyło się (puka przesądnie w stół) na pisemnym upomnieniu z Ministerstwa Kultury i Szerzenia Islamu.
Iran to kraj kobiet w czerni od stóp do głów. Widać to zwłaszcza przed uniwersytetami i szkołami: studentki i uczennice obowiązują szczególne rygory, spod czarnej chusty widać tylko owal twarzy. Ale już po zajęciach część z nich pozwala sobie na kolorowe nakrycia głowy. Niektóre kobiety zarzucają chusty na czubek głowy i zawiązują nonszalancko, pokazując szyję. To akt odwagi i buntu. Podobnie jest z podawaniem ręki obcemu mężczyźnie. Większość kobiet z przerażeniem reaguje, gdy nieznający miejscowych zasad przybysz z Zachodu wyciąga dłoń na powitanie. Nawet wśród feministek nie jest normą ściskanie obcych męskich rąk (Delaram Ali i Mariam Mirza nie mają z tym problemów). O zasadach zapomina się natomiast, gdy trzeba się szybko przedrzeć przez Teheran. Taksówki zabierają po drodze dodatkowych pasażerów. Kobiety niemal w biegu siadają obok mężczyzn, których nigdy nie widziały i pewnie już nie zobaczą. Chcąc nie chcąc, opierają się o nich, przytulają, ocierają. Porządek panuje natomiast w autobusach. Przód jest wyłącznie dla mężczyzn, kobiety przez swoje żeńskie drzwi wchodzą do tylnej części. Jest jeden dzień, gdy kobieta może się pokazać światu. Dzień ślubu. Kobiety, także feministki, szykują się doń na wyspecjalizowanych uliczkach handlowych. Takich jak teherańska Refahi, gdzie na chwilę można zapomnieć o wszystkich rygorach, narzuconej skromności. W witrynach na piętrach prężą się manekiny o wydatnych kształtach, a na nich pysznią się białe suknie z burzą falbanek i odważnymi dekoltami. Wiszą tu i reklamy kobiet w ślubnych sukniach, którym (co za rzadkość) widać gołe ramiona. Ale twarze są niewyraźne, przyciemnione. Są granice tej frywolności.
Jest jeszcze jedno miejsce, gdzie, zupełnie nieoczekiwanie, kobiety pokazują to, czego nie powinny. W meczetach zdejmuje się buty, a kobiety nie zawsze noszą skarpetki. Albo mają przezroczyste pończochy. I te białe kobiece stopy na tle czarnych czadorów robią duże wrażenie.