Do i od komunizmu

Przyjęcie przez Artura Międzyrzeckiego nagrody Fundacji Jurzykowskiego SB potraktowała niemal jako zdradę Polski Ludowej

Publikacja: 30.08.2008 01:59

Do i od komunizmu

Foto: Forum

W „Czerwonej mszy” Bohdan Urbankowski twierdzi, że na początku sowieckiej okupacji Artur Międzyrzecki był chwalony jako zdolny komsomolec w gadzinowym „Czerwonym Sztandarze”. Ale w 1940 r. 18-letni Międzyrzecki został wywieziony w głąb ZSRR. Z Kazachstanu trafił do armii Andersa, z którą wydostał się na Bliski Wschód. Rok później w Damaszku przyjął chrzest. Walczył pod Monte Cassino. Debiutował wówczas jako poeta tomikiem wierszy „Namiot z Kanady”. Po zakończeniu wojny studiował w Bolonii. Potem przeniósł się do Paryża, gdzie zaczął pisać do „Gazety Polskiej”, nieoficjalnej ekspozytury komunistycznych władz w Warszawie. Kiedy w 1949 r. wrócił do kraju, dołączył do grona piewców komunizmu. Pisał paszkwile o zbrojnym podziemiu niepodległościowym i wiersze na cześć Dzierżyńskiego i Bieruta. Po śmierci Stalina opublikował poemat „Marzec 1953 r.”:

Wybudujemy nad WisłąPiękną, szczęśliwą ziemięWrogów zmieciemy. PrzyszłośćNazwiemy jego imieniem.

W ocenie Służby Bezpieczeństwa mniej więcej do końca lat 50. pisarz był lojalnym obywatelem PRL. Potem o zachowaniu ówczesnego wiceprezesa Związku Literatów Polskich do centrali MSW docierały niepokojące informacje. Jeden z agentów doniósł, że Międzyrzecki negatywnie wypowiadał się o aresztowaniu w 1964 r. Melchiora Wańkowicza. Pisarz uznał to za „błąd polityczny kierownictwa partyjnego, który wiele szkody spowodował zarówno w kraju, jak i za granicą”. W czasie jednego z wyjazdów zagranicznych Międzyrzecki miał razem z Kazimierzem Brandysem „w czarnych barwach malować rzeczywistość kulturalną w Polsce”.

29 lutego 1968 r., na słynnym zebraniu Oddziału Warszawskiego ZLP Międzyrzecki wypowiedział się przeciwko zdjęciu ze sceny „Dziadów”, skrytykował też władze za próby wyeliminowania z życia publicznego niewygodnych twórców i potępił cenzurę. Wedle stenogramu zdobytego przez SB pisarz mówił: „kultura jest niepodzielna. Nie ma w niej niepotrzebnych ludzi. (...) Jest jedną całością, albo jej nie ma wcale. Nie można rezygnować w kulturze z pana Y, X czy Z. To jest niemożliwe, chociaż sezonowe druki publikowane w gazetach literackich próbują przedstawić sprawę inaczej”.

Po Marcu na pisarza spadły represje. W książce „Z dzienników i wspomnień” (1996 r.) napisał: „Wyrzucono mnie (…) z miesięcznika »Poezja«, na zawsze zawieszono felieton »Ludzie i książki«, który 12 lat prowadziłem w tygodniku »Świat« – co najprzykrzejsze – wstrzymano druk również moich książek”.

Sam złożył rezygnację ze stanowisk we władzach ZLP i ZAIKS. Był już wówczas „w zainteresowaniu” specjalizującego się w rozpracowywaniu literatów Wydziału IV Departamentu III MSW. Jeden z jego funkcjonariuszy, mjr Henryk Walczyński, zapisał: „A. Międzyrzecki prowadzi opozycyjną i syjonistyczną działalność w środowisku literackim”.Pisarzowi odebrano paszport, a potem poddano go permanentnej inwigilacji.

Początkowo Międzyrzecki był rozpracowywany w ramach kwestionariusza ewidencyjnego, potem kategorię sprawy zmieniano w zależności od potrzeb i od aktywności jej bohatera. Kryptonim „Rzecznik” przez kilkanaście lat pozostawał ten sam. Wszczęcie sprawy motywowano „negatywną politycznie” postawą pisarza oraz jego kontaktami z dyplomatami amerykańskimi. Potem doszedł kolejny ciężki zarzut. Międzyrzecki przyjął polonijną nagrodę Fundacji Jurzykowskiego, co w SB porównano niemal ze zdradą główną. Inspektor Wydziału III Departamentu III MSW mjr Krzysztof Majchrowski pisał: [emigranci] „powiązani z radiem Wolna Europa i Centralną Agencją Wywiadowczą (…) za cenę 5 tysięcy dolarów [nagrody Jurzykowskiego] wyciągnęli od A. Międzyrzeckiego szereg informacji z dziedziny literatury i sztuki oraz ocen dotyczących sytuacji politycznej w środowiskach twórczych w kraju, z uwzględnieniem konkretnych osób”.

Sprawę krypt. „Rzecznik” zawieszono z powodu kilkuletniego wyjazdu pisarza do USA. Do Polski wrócił w styczniu 1975 r. Na lotnisku był uroczyście witany przez przyjaciół, m.in. Antoniego Słonimskiego, Zbigniewa Herberta, Andrzeja Kijowskiego, Wiktora Woroszylskiego i Jacka Bocheńskiego. Wkrótce po powrocie Międzyrzeckiego do jego teczki zaczęły trafiać kolejne informacje. Notowano nawet błahe żarty i przypadkowe komentarze o władzach PRL, zaopatrzeniu w kraju i Związku Sowieckim. Na przykład SB z Gdańska raportowała: „Międzyrzecki przedstawiał jako fakt autentyczny, że w supersamie w Warszawie jakiś młody plastyk narysował Gierka i Jaroszewicza jedzących bułkę z szynką, a obok dzieci polskie wyciągające ręce i napis: »pomóżcie«”. Funkcjonariusze prowadzący sprawę krypt. „Rzecznik” podsumowywali: „posiadane rozeznanie wskazuje, że postawę A. Międzyrzeckiego cechuje antykomunizm, obsesja antyradziecka i całkowita negacja ustroju polityczno-społecznego PRL. W wąskim gronie osób podkreśla, że jest chory z pogardy i nienawiści politycznej do ustroju socjalizmu”.

W kwietniu 1975 r. z Międzyrzeckim przeprowadzono „rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą”. Jej oficjalnym powodem była konieczność wyjaśnienia przyczyn utrzymywania przez pisarza kontaktów z jednym z amerykańskich dyplomatów. Ale rozmowa daleko odbiegła od nakreślonego planu i miała charakter dość dramatyczny. Mjr Pielasa i mjr Majchrowski usiłowali zastraszyć pisarza i grożąc odpowiedzialnością karną za kontakty z domniemanym agentem CIA, próbowali zmusić go do współpracy. Pisarz zachowywał się bardzo jednoznacznie. Po rozmowie funkcjonariusze SB raportowali: „wobec nielojalnej postawy i nieprzekonywających wyjaśnień składanych przez A. Międzyrzeckiego dalsza rozmowa z nim nie stwarzała szans na nawiązanie konstruktywnego dialogu. Pod koniec rozmowy zasugerowałem A. Międzyrzeckiemu złożenie swoich wyjaśnień w formie pisemnej, na co on zareagował w sposób zdecydowanie negatywny, uznając to za niestosowne. Na tym rozmowa została zakończona”.

W teczce pisarza lądowały kolejne obciążające informacje. Jedna z nich dotyczy spotkania autorskiego Międzyrzeckiego w Domu Literatury 22 października 1975 r. Byli na nim obecni m.in. Kazimierz Brandys, Antoni Słonimski, Tomasz Burek, Jan Józef Lipski, Wiktor Woroszylski, Antoni Libera i Marek Nowakowski. Słowo wstępne wygłosił Stanisław Barańczak. Aleksandra Śląska czytała fragmenty niepublikowanej prozy pisarza: „Dobór tekstów był specyficzny – pisał potem mjr Majchrowski – wiele z nich roiło się od aluzji społeczno-politycznych, świadczących o postawie negacji wobec pewnych zjawisk politycznych w PRL. A. Międzyrzecki atakuje w tych utworach to, co określane jest jako mistyfikacja rzeczywistości. (…) Niektóre wiersze były bardzo jednoznaczne, jak np. taki: »Literatura faktu, Literatura faktu (…), Literatura faktu nie jest literaturą prawdy«. Jeśli chodzi o kompozycję fragmentu prozy A. Międzyrzeckiego pt. »Poślizg« czytanej przez Aleksandrę Śląską, to całe partie tego tekstu polegały na cytowaniu tytułów prasowych, na naśladowaniu typowej stylistyki gazetowej. I tylko co jakiś czas znajdowały się mocno akceptowane wtręty typu: »Obudź się!«, »Ocknij się!«. Wymowa tego została zrozumiana przez zebranych jednoznacznie jako zdecydowane aluzje do sytuacji ideologiczno-politycznej. Prezentowane utwory były często oklaskiwane, szczególnie ze strony A. Michnika, R. Matuszewskiego, A. Drawicza”.

Twórczość A. Międzyrzeckiego jest odzwierciedleniem jego antysocjalistycznej postawy politycznej” – pisali w 1976 r. funkcjonariusze SB. – „W celu ograniczenia jej zasięgu oddziaływania, poprzez instytucje frontu kulturalnego, zastosowano wobec figuranta selektywną politykę wydawniczą, jego publiczne zaś wystąpienia operacyjnie zabezpieczano”.

W tym samym roku Międzyrzecki zanotował: „nie może się ukazać moja nota w »Twórczości« o zmarłym Józefie Wittinie. Redakcja »Dialogu« zwraca mi zamówioną recenzję. (…) Na jakiś czas nie nadaje się do druku, tak postanowiono w którymś miejscu miarodajnym, nie pierwszy i nie ostatni raz”.

W początkach 1976 r. Artur Międzyrzecki podpisał List 101 przeciwko zmianom w Konstytucji PRL. Kilka miesięcy później protestował przeciwko drakońskim represjom wobec uczestników zajść czerwcowych. Jak zanotowali funkcjonariusze SB: „Międzyrzecki stwierdził, że tak nie może być. Jego zdaniem procesy są niczym innym jak szytą grubymi nićmi prowokacją, w której chodzi o to, aby całe miasto zatrzęsło się z oburzenia”. Niedługo potem do starych zarzutów o „antysocjalistyczną postawę” doszedł kolejny. Chodziło o kontakty z „emigracyjnymi ośrodkami antykomunistycznymi”. [Międzyrzecki] „wyjeżdżając do Europy Zachodniej służbowo i prywatnie, wielokrotnie kontaktował się z przedstawicielami ośrodków dywersji, m.in. we wrześniu 1976 r. spotkał się z redaktorami paryskiej »Kultury«, J. Giedroyciem, G. Herlingiem-Grudzińskim, Z. Hertzem, których informował o sytuacji w środowiskach twórczych”.

Warto wspomnieć, że pisarz nie znajdował wspólnego języka z Giedroyciem, o którym po powrocie do kraju wyrażał się wyjątkowo niechętnie. Zapewne z tego powodu Adam Michnik wtajemniczał go w swoje plany powołania na Zachodzie konkurencyjnego wobec „Kultury” Giedroycia wydawnictwa. We wrześniu 1978 r. Międzyrzecki został wybrany na prezesa Pen Clubu. Służba Bezpieczeństwa uznała, że w organizacji tej „podejmuje próby przeorientowania działalności stowarzyszenia w kierunku konfrontacji z polityką kulturalną władz”. W Pen Clubie Międzyrzecki nie tylko działał na rzecz wolności kultury. Pomagał posiadającym wilcze bilety opozycjonistom i członkom ich rodzin. SB szczególnie nie spodobało się zatrudnienie w Pen Clubie Małgorzaty Naimskiej, żony jednego ze współzałożycieli KOR Piotra Naimskiego.

SB traktowała aktywność członków władz Pen Clubu Juliusza Żuławskiego, Artura Międzyrzeckiego i Władysława Bartoszewskiego jako nieprzejednanych wrogów. Wobec nich, jak pisano w raportach, „przedsięwzięto działania polityczno-neutralizujące przy wykorzystaniu instytucji frontu kulturalno-politycznego oraz osób ze świata kultury reprezentujących zaangażowane postawy polityczne i popierających politykę kulturalną władz politycznych”.

Międzyrzeckiego, a zapewne także i pozostałych członków władz klubu, cały czas inwigilowano. Do aktywnego rozpracowania pisarza włączono dwóch cennych konsultantów Wydziału IV Departamentu III SB ukrywających się pod pseudonimami „Olcha” i „Matrat”. Wedle zachowanych dokumentów ewidencji operacyjnej chodzi o znanego krytyka i tłumacza Wacława Sadkowskiego oraz literata Władysława Huzika.

Z „Olchą” i jego mocodawcami z SB Międzyrzecki miał stoczyć jedną z najważniejszych batalii o niezależność kultury w latach 80. W czasie stanu wojennego zawieszono działalność Pen Clubu. Jednak po wyjeździe z kraju w 1982 r. Międzyrzecki rozpoczął aktywną działalność, opierając się na międzynarodowych strukturach Pen Clubu. Przedstawiał trudną sytuację polskich środowisk twórczych, działał na rzecz zwolnienia uwięzionych i internowanych pisarzy. W odwecie przy powrocie do kraju poddano go długotrwałej i uciążliwej rewizji, w poszukiwaniu kompromitujących materiałów. Ale oficjalnie, chcąc udowodnić przed międzynarodową opinią publiczną tezę o „normalizacji sytuacji w Polsce”, od 1983 r. władze zamierzały dokonać reaktywacji Pen Clubu. Naturalnie, o „stworzeniu trybuny dla »sił reakcji«” nie mogło być mowy. Stowarzyszenie próbowano budować pod auspicjami władz partyjno-państwowych i kontrolą SB. Mózgiem operacji wymierzonych w niezależność Pen Clubu był agent „Olcha”. Pisał analizy, wypracowywał koncepcje działania dla Wydziału Kultury KC PZPR i swoich mocodawców z bezpieki.

Członkom autentycznych władz Pen Clubu odebrano paszporty, a za granicę w celu nawiązania kontaktów wysyłano rzekomych przedstawicieli „tymczasowych władz” na czele z Wacławem Sadkowskim. Ale do Juliusza Żuławskiego i Artura Międzyrzeckiego docierali też emisariusze z „wolnego świata”. Wizytę jednego z nich, prezesa szwedzkiego związku pisarzy Larsa Ove Ardeliusa, funkcjonariusze SB opisali w teczce sprawy krypt. „Rzecznik” Ardelius spotkał się z Żuławskim, Leszkiem Prorokiem, Międzyrzeckim i jego żoną Julią Hartwig. Przekonywali oni Szweda o „bezsensowności jakichkolwiek rozmów z wydelegowanymi do Szwecji przez Ministerstwo Kultury i Sztuki pisarzami M. Rusinkiem i W. Sadkowskim, określali ich jako »cynicznych, odrażających, mało kulturalnych i kompetentnych, a ich misję w Sztokholmie jako niepoważną«”.

Oczywiście w takiej sytuacji wszelkie działania Wacława Sadkowskiego i jego kompanów nie mogły zakończyć się powodzeniem. Polski oddział Pen Clubu pozostał poza zasięgiem władz, „uśpiony” do 1988 r.

Nieugięta postawa Międzyrzeckiego spowodowała kolejną eskalację działań bezpieki. Jego korespondencja była kontrolowana, a telefon podsłuchiwany. Publiczne wystąpienia pisarza były „zabezpieczane” przez funkcjonariuszy SB. Próbowano też nasyłać na niego rozmaitych agentów. Międzyrzecki był nieufny i zamknięty w sobie, toteż niewiele mogli wskórać. W oficjalnym raporcie pisali: „z uwagi na duże doświadczenie w działalności opozycyjnej A. Międzyrzeckiego oraz daleko posuniętą samokontrolę w nawiązywaniu nowych kontaktów posiadamy ograniczone możliwości rozpracowania”.

Wobec tego SB większy nacisk położyła na próbę udokumentowania „negatywnej działalności” pisarza, tak by pociągnąć go do odpowiedzialności karnej. Zaplanowano też: „organizowanie w miarę potrzeb działań specjalnych mających na celu zakłócenie wrogiej działalności figuranta oraz pomniejszenie jego autorytetu w środowisku literackim”. Szykany wobec Międzyrzeckiego utrudniały mu działalność zawodową, a nawet kontakty z towarzyszami spod Monte Cassino. W upokarzających okolicznościach musiał prosić o paszport gen. Czesława Kiszczaka. W liście do szefa MSW pisał: „nie potrafię doprawdy wyobrazić sobie przyczyn, dla których pisarz polski o wieloletnim stażu zmuszony jest nagle dochodzić swoich ludzkich i obywatelskich praw, nie otrzymuje bowiem paszportu (…). Nie mogę oprzeć się poczuciu zawstydzenia wytworzoną sytuacją”.

W maju 1988 roku 151 byłych członków Pen Clubu napisało list otwarty do przewodniczącego Rady Państwa w sprawie reaktywowania organizacji. Podpisało go wielu znanych pisarzy. Wśród nich byli m.in. Jacek Bocheński, Marian Brandys, Stefan Kisielewski, Marek Nowakowski, Kazimierz Orłoś, Julian Stryjkowski, Piotr Wierzbicki i oczywiście Artur Międzyrzecki. Wkrótce potem w „Tygodniku Kulturalnym” ukazał się wywiad Piotra Bratkowskiego z pisarzem w sprawie reaktywacji działalności Pen Clubu. Był to kolejny sygnał ustępstw ze strony komunistycznego reżimu. Jesienią 1988 r. nastąpiła reaktywacja organizacji, a w wyborach do nowych władz miażdżące zwycięstwo odnieśli twórcy związani z opozycją. Zgoda na reaktywację Pen Clubu nie wpłynęła bynajmniej na zaprzestanie inwigilacji Międzyrzeckiego przez SB. Jej funkcjonariusze dostrzegali kluczową rolę pisarza w analizowanych przez nich wydarzeniach. W styczniu 1989 r. pisali: we wrześniu 1988 r. po reaktywowaniu działalności Pen Clubu w kraju w wyniku wyborów na walnym zgromadzeniu został wiceprezesem Zarządu Głównego Polskiego Klubu Literackiego Pen. Jest on inicjatorem wszelkich niezgodnych ze statutem Pen działań typu m.in. oświadczenia w sprawie natychmiastowego reaktywowania »Solidarności«. W wywiadach udzielanych zachodnim dziennikarzom podkreśla, że reaktywowanie Polskiego Pen Clubu jest wyłączną zasługą nieustępliwości i konsekwencji w proponowanych przez b. Zarząd Główny rozwiązaniach problemów Pen. W sierpniu 1988 r. podczas narady członków b. Zarządu Głównego Pen Międzyrzecki przedstawił instrukcje pokierowania wyborami do Zarządu Głównego w taki sposób, aby nikt z pisarzy prorządowych nie wszedł do władz Pen Clubu. Prowadzi też akcję wspólnie z A. Szczypiorskim całkowitego uniezależnienia finansowego i politycznego Pen Clubu od władz administracyjnych kraju”.

Sprawę operacyjnego rozpracowania kryptonim „Rzecznik” zamknięto w październiku 1989 r. Oficjalnie w związku z „rozwojem sytuacji społeczno-politycznej w kraju i ustaniem przyczyn prowadzenia sprawy”. Po odzyskaniu niepodległości w 1990 r. Artur Międzyrzecki został prezesem Pen Clubu, doprowadzając do znacznego rozwoju i zwiększenia znaczenia tej organizacji. Zmarł w 1996 r. Swoich teczek wytworzonych przez SB nigdy nie przeczytał. Przez pierwsze lata III Rzeczypospolitej nie było nawet takiej możliwości.

Autor jest pracownikiem Biura Lustracyjnego Instytutu Pamięci Narodowej

W „Czerwonej mszy” Bohdan Urbankowski twierdzi, że na początku sowieckiej okupacji Artur Międzyrzecki był chwalony jako zdolny komsomolec w gadzinowym „Czerwonym Sztandarze”. Ale w 1940 r. 18-letni Międzyrzecki został wywieziony w głąb ZSRR. Z Kazachstanu trafił do armii Andersa, z którą wydostał się na Bliski Wschód. Rok później w Damaszku przyjął chrzest. Walczył pod Monte Cassino. Debiutował wówczas jako poeta tomikiem wierszy „Namiot z Kanady”. Po zakończeniu wojny studiował w Bolonii. Potem przeniósł się do Paryża, gdzie zaczął pisać do „Gazety Polskiej”, nieoficjalnej ekspozytury komunistycznych władz w Warszawie. Kiedy w 1949 r. wrócił do kraju, dołączył do grona piewców komunizmu. Pisał paszkwile o zbrojnym podziemiu niepodległościowym i wiersze na cześć Dzierżyńskiego i Bieruta. Po śmierci Stalina opublikował poemat „Marzec 1953 r.”:

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą