W życiu do wszystkiego doszedł ciężką pracą wzbogaconą o spryt gracza wyrobionego w salonowych kombinacjach. Dzięki tym umiejętnościom tak dobrze czuł się w roli szefa urzędu kanclerskiego i nadzorcy służb specjalnych RFN, a dziś jest tak skuteczny jako szef niemieckiej dyplomacji. Teraz jednak Steinmeier został kandydatem kanclerskim SPD. Musi się sprawdzić w roli lidera, który wygrywa kampanie wyborcze i porywa tłumy.
Das kammermusiker als Punk (wirtuoz kameralnych koncertów w roli punkowego rockmana)? – ironicznie pytają niemieccy dziennikarze, zastanawiając się nad szansami Steinmeiera w przyszłorocznej rywalizacji SPD z CDU.
Steinmeier załatwił wszystko perfekcyjnie. 7 września na zamkniętym spotkaniu czołówki SPD w Werder koło Berlina wysadzono z siodła dotychczasowego szefa partii Kurta Becka i ogłoszono nominację dla obecnego ministra spraw zagranicznych jako kandydata SPD w wyborach do Bundestagu 2009 r. Zwyciężyli ludzie z epoki Gerharda Schrödera. Nowym szefem SPD został Franz Muenterfering – sekretarz generalny, a potem szef partii z tamtych lat, gdy z kolei Steinmeier był wówczas szefem urzędu kanclerskiego Schrödera.
Niemieckie media nazwały to gwałtem w ciemnym pokoju. Zdetronizowany Kurt Beck oskarża dziś swoich przeciwników o nieuczciwą partyjną intrygę, o zachowania jak w wilczym stadzie, niemal o wewnątrzpartyjny pucz.
Steinmeier, który musiał być współtwórcą tej misternej intrygi, pytany o zarzuty Becka, z niewinnym uśmiechem odpowiada, że partii po prostu potrzebne były zmiany. I szczerze mówiąc, mało kto z nim polemizuje. Niedźwiedziowaty, pozbawiony wdzięku Beck rządził socjaldemokratami od 2006 r. Jego niezdecydowana polityka spowodowała, że wskaźniki poparcia dla jego partii od dłuższego czasu leciały w dół. Za czasów Schrödera SPD miało silne, ok. 40 proc., poparcie w sondażach. Dziś zdobywa góra ok. 26 proc. W jednym z ostatnich sondaży konkurencyjna postkomunistyczna partia lewicy – die Linke – osiągnęła 15 proc. przy tylko 20 proc. dla SPD. Z kolei w sondażu w Kraju Sary die Linke wyprzedza socjaldemokratów. Beck z czasem zaczął irytować z racji swego rozdwojenia niemal wszystkich. Wpierw odrzucał jakikolwiek sojusz z die Linke, by potem udzielić warunkowej zgody na rozmowy sondażowe w celu powstania koalicji w Hesji. Także wobec partyjnych oponentów Beck zachowywał się jak słoń w składzie porcelany. Osobiście kazał ocenzurować jeden z partyjnych portali, głosząc, że nie pozwoli na nieuczciwe ataki na swoją osobę. Młodzi z SPD dostali szału, a krytyczne artykuły wyśmiewające Becka tylko zyskały w jego partii na popularności. Ale oponentów byłego szefa najbardziej niepokoiło narastające wrażenie, że SPD to już partia przeszłości. Ugrupowanie dostające zadyszki w rywalizacji z pewnymi siebie populistami z die Linke. Partia niepotrafiąca znaleźć recepty na niezmienną popularność „Mutti” – Mamuśki, jak czule nazywają Angelę Merkel zwykli Niemcy. Nic dziwnego, że szukając ratunku dla socjaldemokratów, politycy czołówki tej partii szukali człowieka sukcesu. A Steinmeier umie kojarzyć się z sukcesem od dobrych 20 lat.