„Jesteś damą, a zachowujesz się jak drugoplanowa przyjaciółka” – mówi do dziewczyny stary mistrz Hollywoodu. Ta scena z filmu „Holiday”, w którym Winslet grała angielską 30-latkę, trafnie opisuje jej karierę. Wciąż stoi w cieniu i pozwala światu zapomnieć, że należy do kilku najlepszych żyjących aktorek. W jej wieku nikt nie miał tylu oscarowych nominacji.
Gdy nominowano ją za „Rozważną i romantyczną”, miała 19 lat. Grała zakochaną młodzieńczo Marianne. Trzy lata później miała szansę na statuetkę za wszystko, co jako Rose wyczyniała na „Titanicu”. Później okazała się partnerką godną Judi Dench, gdy w „Iris” tworzyły portret pogrążającej się w chorobie pisarki.
Akademia zauważyła też neurotyczną Clementine, którą Jim Carey próbował wykasować ze wspomnień w „Zakochanym bez pamięci”. Trzy lata temu Winslet otrzymała nominację za rolę sfrustrowanej duchotą prowincjonalnej Ameryki Sarah w „Małych dzieciach”. W tym sezonie dostała szansę za rolę Hanny Schmidz, niepiśmiennej strażniczki obozu koncentracyjnego. Wiele jednak wskazuje, że po raz szósty statuetka ją ominie.
[srodtytul]Mnie tu nie ma[/srodtytul]
To także stawia ją w sytuacji wyjątkowej i – w pewnym sensie – staromodnej. Dziś częściej się zdarza, że młodzi artyści są przedwcześnie zasypywani nagrodami. Winslet ma 33 lata i dorobek, na jaki inne aktorki pracują całe życie. Ale wciąż czeka na uznanie Akademii. Tak jak czekała Judi Dench, której kreacje w „Jej wysokości pani Brown”, „Iris” i „Notatkach o skandalu” przegrały wyścig o Oscara. Statuetkę otrzymała za 8-minutową obecność w „Zakochanym Szekspirze”.