Dwudziestego trzeciego maja 1944 roku wiceprezydent USA Henry Wallace wybrał się w podróż do Związku Radzieckiego. Pierwszym jej etapem była trzydniowa wizyta na Kołymie. Dla milionów więźniów Gułagu w całym Kraju Rad słowo „Kołyma” od lat oznaczało piekło na Ziemi – miejsce, z którego się nie wracało. Ale Kołyma – o czym znacznie mniej się mówi – odgrywała też ważną rolę w gospodarce amerykańskiej. Niemała część złota znajdującego się wówczas w skarbcu Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych swój początek brała właśnie z kołymskich wyrobisk.
W roku 1933, obejmując prezydenturę, Franklin D. Roosevelt miał już gotowy plan ożywienia gospodarki amerykańskiej i wyprowadzenia kraju z kryzysu. Jednym z głównych punktów tego planu było stopniowe zwiększanie państwowych rezerw złota i sztuczne zawyżanie jego cen na rynku tak, by wzrastała wartość zgromadzonych już zapasów.
Tak się złożyło, że Rosjanie odkryli na początku lat 30. bogate pokłady złota na Kołymie. Władze sowieckie, zawsze głodne dewiz, skwapliwie wykorzystały amerykański popyt na złoto i błyskawicznie przystąpiły do eksploatacji kołymskich złóż przy pomocy niewolniczej siły roboczej. Życie niewolnika na Kołymie nie trwało zwykle długo. Zmarłych zastępowano jednak więźniami z nowych, coraz liczniejszych transportów i wydobycie wzrastało. W ten sposób Związek Radziecki stał się głównym dostawcą złota dla Stanów Zjednoczonych.
Władze amerykańskie od początku zdawały sobie sprawę, jakimi sposobami ich sowieccy dostawcy pozyskiwali cenny kruszec. Przy budowie nowych kopalń złota Sowieci musieli początkowo korzystać z wiedzy i doświadczeń amerykańskich inżynierów i techników. Nie wszystko udawało się ukryć. Już w roku 1932 jeden z amerykańskich inżynierów przebywających w Rosji Raymond Vandervoort pisał w raporcie dla Departamentu Stanu USA: „Duża część robotników pracujących w kopalniach złota to przymusowa siła robocza i bardzo liczne są ofiary śmiertelne. (...) To są najbardziej prześladowani ludzie na świecie. (...) Rosjanie mordują, mordują i mordują. Nie maleje liczba egzekucji”. Raporty tego rodzaju z reguły nie oglądały światła dziennego, wędrując prosto do rządowych archiwów USA z pieczęcią poufne. Na wszelki wypadek sekretarz skarbu w administracji Roosevelta Henry Morgenthau uspokajał swoich sowieckich partnerów, zapewniając ich, że „metody stosowane przez nich [przy wydobyciu złota] nie interesują władz amerykańskich”.
Na krótko przed przyjazdem wiceprezydenta Wallace’a na Kołymę pogłoski o jego zbliżającej się wizycie zaczęły rozchodzić się wśród tamtejszych więźniów. Niektórzy łagiernicy twierdzili nawet – z desperacką nadzieją – że w zamian za amerykańską pomoc w czasie wojny Rosja ma odstąpić Kołymę Stanom Zjednoczonym. Zawzięcie dyskutowano w łagrowych barakach, czy w ramach tej transakcji sowieckie terytorium zostanie przekazane Amerykanom wraz ze znajdującymi się na nim więźniami. „To były typowe więzienne baśnie, absurdalne, ale uparcie powtarzane” – wspominała później była więźniarka Elinor Lipper.