Sławomir Cenckiewicz we wstępie do swojej biografii o Annie Walentynowicz przypomina z pewną goryczą słowa jego mistrza z czasów studiów na Wydziale Historii Uniwersytetu Gdańskiego prof. Romana Wapińskiego. Wychowawca wielu gdańskich historyków w latach 90. proroczo, jak się okazało, zapowiadał poważny konflikt między świadkami historii a historykami, którzy odważą się przeprowadzać studia nad Sierpniem ’80.
Wapiński chyba jednak nie przewidział, że osoby, którym nie podobają się prace młodych historyków, nie będą polemizować z faktami, ale raczej formułować zarzut uczestnictwa historyka w bieżącej grze politycznej. Tak było w wypadku wydania książki „SB a Lech Wałęsa”, której współautorem był Cenckiewicz. Zdobyta przy okazji pracy nad nią wiedza i poznana dokumentacja skłoniły go do napisania biografii postaci, którą wielu ludzi „Solidarności” przeciwstawia Wałęsie.
Gdyby nie prezydentura Lecha Kaczyńskiego, Anna Walentynowicz pozostawałaby być może w jeszcze większym zapomnieniu. Autor postanowił więc połączyć w swojej biografii dwa zadania: napisać sylwetkę niepokornej suwnicowej ze Stoczni im. Lenina, ale i przy okazji pokusić się o szkic strajku sierpniowego i dziejów ruchu „Solidarności” w latach 1980 – 1989. To bardzo rzadko eksplorowany temat, choć wydawałoby się to dziwne w wypadku wydarzenia, które uważane jest za początek powstania niepodległej Polski. Polaryzacja i ostrość konfliktu między solidarnościowymi weteranami utożsamiającymi się z Wałęsą bądź z obozem małżeństwa Gwiazdów i Anny Walentynowicz bardzo utrudniały napisanie książki.
Cenckiewicz jest w tym sporze bliżej Walentynowicz, ale nie oznacza to też, że unika szczegółów, które dla najgoręcej oddanych jej zwolenników są kłopotliwe. To książka przede wszystkim ujmująca bardzo dobrym zrozumieniem niuansów środowiska opozycji gdańskiej z przełomu lat 70. i 80. Ta książka silna też jest bardzo bogatym zbiorem dokumentów. Dzięki nim każdy może sprawdzić i ocenić wnioski, jakie z dokumentacji, głównie SB, wyciągnął autor. W tym sensie Cenckiewicz to historyk, który daje czytelnikowi szansę oceny rzetelności swojej pracy.
[srodtytul]Skarb WZZ-ów[/srodtytul]
Anna Lubczyk, bo tak w swoim panieńskim życiu nazywała się późniejsza Anna Walentynowicz, urodziła się w 1929 roku w wołyńskim mieście Równe jako dziecko ogrodnika i krawcowej. Jej świat zawalił się w 1939 r., gdy kolejno najpierw ojciec poległ w kampanii wrześniowej, matce pękło serce na wieść o stracie męża, a po wejściu Sowietów brata Andrzeja wywieziono na Sybir, skąd nigdy już nie dał śladu życia. Sąsiedzi, którzy wzięli ją na wychowanie, traktowali ją jak darmową służącą. Dlatego gdy skończyła 16 lat i wraz ze swymi „dobrodziejami” trafiła po wojnie do Gdańska – bez większego żalu uciekła do pracy w fabryce margaryny. Ale szybko zaimponowała jej praca w wielkim kompleksie stoczniowym. Co charakterystyczne dla ówczesnego pomieszania pojęć – napisała podanie o pracę w Stoczni Gdańskiej, marząc o budowaniu socjalizmu, a jednocześnie całą noc modliła się, aby Bóg sprawił, by jej podanie przyjęto.