Adamek walczy w USA o tytuły mistrza wagi ciężkiej i pieniądze

Zawsze zastrzega: „Jak Bóg da”, a potem wyzywa życie na pojedynki. Jest odważny, rozmodlony i uparty. Tomasz Adamek chce miejsca w historii boksu i milionów dolarów na koncie

Publikacja: 28.08.2010 01:01

Adamek walczy w USA o tytuły mistrza wagi ciężkiej i pieniądze

Foto: ROL

Kiedy dwa lata temu przeprowadził się z rodziną do USA, by tu kontynuować karierę, nie znali języka. Teraz córki Roksana i Weronika mówią płynnie po angielsku, a on przed walką z Michaelem Grantem udzielał wywiadów dla „New York Timesa” i branżowego „The Ring”. Wprawdzie wciąż popełnia błędy, ale najważniejsze, że go rozumieją.

Znów wyszło na jego. Tak jak wtedy, gdy w Stanach walczył pierwszy raz, od razu o mistrzostwo świata, i zabrał tytuł w wadze półciężkiej Australijczykowi Paulowi Briggsowi. To było pięć lat temu, wtedy przyspieszyła jego zawodowa kariera. Wcześniej był niepokonanym, ale nieznanym w świecie pięściarzem. Po tamtej walce z Briggsem poszedł na pielgrzymkę. 250 kilometrów. A potem jeszcze raz pokonał Australijczyka, mistrza tajskiego boksu, po pojedynku równie krwawym jak ich pierwsze starcie.

Ludzie się nieraz pukali w czoło, gdy opowiadał o swoich planach. Chcesz walczyć w Ameryce? Przecież tam cię nikt nie zna. Przejście do cięższej kategorii? Spadniesz w przepaść, nie masz szans – mówili. Przekonywali, prosili, by się zastanowił. On nie słuchał. Szedł do przodu jak taran. Z boku wydawało się, że ryzykował, ale może po prostu dobrze siebie znał. Nawet gdy stracił tytuł mistrza organizacji WBC w wadze półciężkiej w walce z Amerykaninem Chadem Dawsonem, wybrał ucieczkę do przodu. Wiedział, że musi się przenieść do wyższej kategorii, bo zbijanie wagi staje się dla niego zabójcze. Jest upartym góralem z Żywca, raz podjętej decyzji nie zmienia. Żyje dla wielkich wyzwań. – Boję się tylko Boga i żony – lubi powtarzać.

[srodtytul]On będzie mistrzem[/srodtytul]

Dzieciństwo go nie rozpieszczało. Bardzo szybko stracił ojca. W wypadku. Przyszły mistrz zawodowego boksu miał wtedy niespełna dwa lata, ojciec był kierowcą autobusu wiozącego ludzi do pracy. Wypadek zdarzył się 15 listopada 1978 roku na moście w Wilczym Jarze. Tomek, gdy podrósł, jako jedyny mężczyzna w rodzinie (ma cztery siostry) musiał sam obrabiać półhektarowe gospodarstwo.

Grał w piłkę w Beskidzie Gilowice, a w wieku 12 lat rozpoczął treningi bokserskie. Nie był wybitnym juniorem, jak Andrzej Gołota, ale szybko, jako niespełna 19-latek, został mistrzem Polski seniorów w wadze średniej. Od początku imponował szybkością i techniką. W 1998 roku zdobył jedyny dla Polski medal mistrzostw Europy w Mińsku. Dotarł do półfinału, gdzie przegrał z mistrzem świata i późniejszym mistrzem olimpijskim, Rosjaninem Aleksandrem Lebziakiem.

Prawdopodobnie Adamek walczyłby z nim o złoty medal igrzysk w Sydney w 2000 roku, gdyby nie Andrzej Gmitruk, który namówił go do podpisania zawodowego kontraktu. Gmitruk, były trener warszawskiej Legii i reprezentacji Polski, szybko poznał się na jego talencie. Podobnie jak Panos Eliades, cypryjski menedżer wielkiego Brytyjczyka Lennoksa Lewisa, który podczas pierwszej wizyty w Warszawie powiedział, że Adamek to przyszły mistrz świata. Wtedy brzmiało to jak tanie pochlebstwo, ale Eliades się nie mylił.

[srodtytul]Pieniądze czuję na odległość[/srodtytul]

Tomek nie miał szczęścia do wielkich promotorów. Eliades pięknie mówił, ale niewiele robił. Don King, król promotorów, czarnoskóry szaleniec z natapirowanymi włosami, chciał zrobić z Adamka swojego kolejnego niewolnika, decydować o wszystkim. Ale i tak podpisanie kontraktu z Kingiem było zwrotnym punktem w karierze Polaka. To wtedy „Góral” poznał Andrzeja Gołotę. Mógł ćwiczyć pod okiem jego trenera Sama Colonny w słynnej Windy City Gym w Chicago. I najważniejsze – spotkał Ziggy’ego Rozalskiego. Biznesmena z New Jersey, właściciela m.in. wielkiego klubu fitness i ekskluzywnego warsztatu samochodowego na Manhattanie, człowieka, który przez lata pomagał Gołocie i robił z nim wspólne interesy. – Pieniądze czuję na odległość, jak pies kiełbasę, ale na boksie się nie znam – zwykł mawiać Rozalski. Teraz przyjaźni się z Adamkiem, doradza mu, stoi na straży jego interesów.

Gołotę Adamek już pokonał. Od niego zaczął walki w wadze ciężkiej. Po Gołocie byli trzej Amerykanie: Jason Estrada, Chris Arreola i – tydzień temu w Newark – Michael Grant. Wszyscy znacznie potężniejsi niż on, ale Tomek był od nich lepszy. Waga ciężka to królewska kategoria boksu. Po czterech zwycięstwach Adamek pojedynki o najcenniejsze pasy i wielkie pieniądze ma na wyciągnięcie ręki. Ale ci, którzy liczą, że już za chwilę będzie walczył o mistrzostwo świata, mogą się rozczarować. Równie dobrze Polak może uznać, że na najlepszych na świecie – braci Władymira i Witalija Kliczków, mistrzów trzech organizacji bokserskich (IBF, WBO i WBC) – jest jeszcze za wcześnie. Że może lepiej wybrać bezpieczniejszą opcję. Starcie ze znanym pięściarzem, który najlepsze lata ma już za sobą. Albo z Anglikiem Davidem Haye, mistrzem WBA, choć wcale nie jest powiedziane, że on będzie się chciał bić z Tomkiem. Haye też szuka pieniędzy, a nie guza.

[srodtytul]12 rund z Bagsikiem[/srodtytul]

Dla Adamka każdy kolejny pojedynek jest jak lot odrzutowcem. Zwycięstwa przenoszą go w inny świat, ale porażka zepchnie na sam dół kolejki, w której czekają chętni do sławy i pieniędzy. On sam nigdy nie ukrywał, z jakich pobudek wyemigrował do USA. – Lata lecą i nie mam już wiele czasu, by zapisać się dużymi literami w historii boksu. Chcę zarobić kilka milionów i tylko tu mogę tego dokonać – tłumaczył swoją decyzję.

Jego życie kręci się od lat wokół pieniędzy. To dla nich podpisał zawodowy kontrakt, nie czekając na igrzyska w Sydney, choć mógł zostać mistrzem olimpijskim. To dla nich związał się z Kingiem, z którym walczył następnie przed nowojorskim sądem, by ten zwolnił go z niewolniczego kontraktu. Dla pieniędzy wreszcie przyjął propozycję od Bogusława Bagsika, najsłynniejszego aferzysty III RP. To zdarzyło się w trudnym dla Adamka czasie. Ukazała się książka stawiająca go w bardzo złym świetle. Zarzutów, m.in. o doping, nie poparto wiarygodnymi dowodami, sprawa wyglądała na zemstę osób odsuniętych od sterowania jego karierą, pięściarz wszystkiemu zaprzeczał. Ale wątpliwy rozgłos nie cichł, Tomek był po przegranej walce z Dawsonem. I właśnie wtedy pojawił się Bagsik. Adamek został wykupiony z rąk Kinga przez nowo powstałą grupę 12 Rounds. Stał za nią Bagsik.

Ten związek szybko się rozpadł i wtedy raz jeszcze pomógł Ziggy Rozalski. Ziggy ma duże znajomości, dobrą orientację w świecie zawodowego boksu, którego uczył się przy Gołocie. Ma też fortunę, która daje mu uprzywilejowaną pozycję, gdy zaczynają się biznesowe negocjacje. W jego wyglądającej jak pałac willi garaż przypomina kino, obok żółtego hummera stanęła tam ostatnio najnowsza zabawka właściciela – czerwone ferrari california. Była propozycja, by w willi nagrywać „Rodzinę Soprano”, ale Rozalski nie chciał, żeby mu się serialowa ekipa kręciła po domu.

[srodtytul]Telefony z plebanii i więzienia[/srodtytul]

To Ziggy namówił Adamka na wyjazd do Ameryki, pomógł mu kupić dom w Newark, tuż obok siebie, i go wyremontować. Jest współpromotorem Tomka, wraz z Main Events, ale to on podejmuje większość wiążących decyzji. Main Events, słynna przed laty grupa promotorska, to kwiatek do kożucha w tym interesie. Zajmuje się sprawami biurowymi, nic więcej. Bierze swoje prowizje, ale większość zysków z walk trafia do kieszeni Adamka. Każda z nich daje średnio milion dolarów, bo do hali Prudential Center w Newark, gdzie Polak walczy, przychodzi nawet 10 – 12 tysięcy widzów. To polscy kibice są obok umiejętności i charakteru wojownika największą siłą Adamka. Zapełniać halę z taką łatwością – to potrafią tylko najwięksi mistrzowie tej kategorii wagowej. Bracia Kliczkowie walczą w Niemczech na pełnych stadionach, David Haye zawsze może liczyć na Anglię, gdzie się urodził i wychował. – Na walkach Adamka jest zawsze rewelacyjna atmosfera, on i polscy widzowie tworzą wielkie widowiska. I jak tak dalej pójdzie, będzie w Polsce tak popularny jak w USA Mike Tyson czy Evander Holyfield, a wcześniej Muhammad Ali – piszą amerykańscy dziennikarze.

– Co może być bardziej amerykańskie niż przyjazd do USA w poszukiwaniu lepszego życia? – pyta Cathy Duva, szefowa Main Events. – A tak właśnie zrobił Adamek, przenosząc się tu wraz z rodziną. Wszyscy jesteśmy wnuczkami i prawnuczkami imigrantów. Niektórzy Amerykanie jednak zapominają, że to właśnie tacy jak Adamek budowali ten kraj – mówi.

Ludzie go znają i szanują, nie tylko Polacy. Ziggy Rozalski widać ma szczęśliwą rękę do polskich pięściarzy, bo przed laty tak też było z Gołotą. Wygraną przed tygodniem walkę z olbrzymim Michaelem Grantem Tomek okupił rozbitymi łukami brwiowymi i poobijaną twarzą, ale wigoru nie stracił. Dzień po zwycięstwie oprowadzał nas po Newark, rozdawał autografy tym, którzy podchodzili z gratulacjami. Odbierał telefony od zaprzyjaźnionych księży, ale dzwonił również kolega z więzienia, kiedyś znany bokser.

– Bóg ma mnie w swojej opiece, więc nikogo więcej nie potrzebuję – odpowiada Adamek na pytania, czy ma swojego psychologa. Jest w nim wiara, która na razie usuwa z drogi wszystkie przeszkody, i wstręt do porażek. Ma 33 lata i wspaniałą pozycję wyjściową w najcięższej kategorii. Wcześniej czy później będzie walczył w niej o tytuł. Oczywiście, jak Bóg da.

Kiedy dwa lata temu przeprowadził się z rodziną do USA, by tu kontynuować karierę, nie znali języka. Teraz córki Roksana i Weronika mówią płynnie po angielsku, a on przed walką z Michaelem Grantem udzielał wywiadów dla „New York Timesa” i branżowego „The Ring”. Wprawdzie wciąż popełnia błędy, ale najważniejsze, że go rozumieją.

Znów wyszło na jego. Tak jak wtedy, gdy w Stanach walczył pierwszy raz, od razu o mistrzostwo świata, i zabrał tytuł w wadze półciężkiej Australijczykowi Paulowi Briggsowi. To było pięć lat temu, wtedy przyspieszyła jego zawodowa kariera. Wcześniej był niepokonanym, ale nieznanym w świecie pięściarzem. Po tamtej walce z Briggsem poszedł na pielgrzymkę. 250 kilometrów. A potem jeszcze raz pokonał Australijczyka, mistrza tajskiego boksu, po pojedynku równie krwawym jak ich pierwsze starcie.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”