W jednej z nich poznałem ostatnio niezwykłego wydawcę. Pan Przemysław Cieślak, działając w przestrzeni bodaj 4 metrów kwadratowych (2X2), gdzie na półkach i w kartonach można znaleźć zarówno szkolne lektury, jak niejedną rzadkość, wydał też pod firmą Antykwariat Książek www.cytat.pl dwie pozycje pisarza, którym się entuzjazmuje – Władysława Zambrzyckiego.
„Kwatera Bożych Pomyleńców” między rokiem 1959 a 1985 miała trzy wydania. Dopiero obecna edycja żoliborska jest pełna. Dysponując autorskim maszynopisem, wydawca przywrócił fragmenty usunięte przez cenzurę. Mogę zrozumieć funkcjonariusza tępiącego kilka stron opowieści o cudach w
Lourdes, choć i tak to, co przepuszczono, wywołało wściekły atak „Trybuny Ludu”, która piórem Janusza Wilhelmiego uznała, że książka jest „sprzeczna nie tylko ze światopoglądem laickim, ale w ogóle z całą nowoczesną umysłowością”. Ingerencje dotyczące astrologa Starży-Dzierżbickiego i żartów dziennikarza Aleksandra Powojczyka na temat możliwości wprowadzenia w Polsce monarchii wydają się dziś paranoidalne.
Czytelnikom, którzy nie mieli dotąd przyjemności zetknięcia się z „Kwaterą Bożych Pomyleńców”, powiem, że jest to powieść o czterech przyjaciołach, którzy okres powstania warszawskiego spędzają w parterowym lokalu wypożyczalni książek na ulicy Żurawiej, której jeden z nich jest właścicielem. Ze względu na raczej podeszły wiek i brak kwalifikacji wojskowych nie uczestniczyli w konspiracji, sprzyjając jej całym sercem. Grozę sytuacji starają się oswoić, snując dygresyjne wspomnienia swoich niezwykłych doświadczeń, lektur i podróży, z zachowaniem reguły nieporuszania tematów przygnębiających. W tle autor z umiarem przywołuje realia: „W jakiejś piwnicy na Marszałkowskiej powstańcy znaleźli wielkie zapasy przetworów owocowych w beczkach. Były tam soki, marmolady, dżemy, konfitury... Administratorka szpitala zdobyła sześć beczek. Przez kilka dni chorzy z zapałem zajadali słodkie dania, potem stracili apetyt i zaczęli grymasić. Konfitury wywoływały pragnienie, a wodę wydzielano coraz skąpiej”.
„Na Wspólnej 31 w podwórzu, z bramy na lewo mieściła się wytwórnia trumien: za trumnę kilo mąki i szafa albo litr wódki i szafa”.
Druga, choć chronologicznie wydana wcześniej (2007), książka Zambrzyckiego „W oficynie Elerta” ukazuje się po raz pierwszy. Autor ukończył ją w roku 1959, nie próbując nawet składać wydawcom. Ja, który od dzieciństwa nie miałem złudzeń na temat Katynia, wiedziałem wiele o 17 września i roku ’20, obudzony w nocy mógłbym zdać egzamin z dziejów stosunków polsko-rosyjskich od insurekcji kościuszkowskiej do Gorbaczowa, dopiero przy tej lekturze zdałem sobie sprawę z ubóstwa mojej wiedzy historycznej. Zambrzycki w krótkim wstępie wyjaśnia, że bodziec do napisania książki dało mu studium Ludwika Kubali.