Historia zmian prezesów TVP

Tajne narady polityków, rytualne zawieszanie prezesów i przepychanki przed wejściem do gmachu na Woronicza – to najnowsza historia telewizji publicznej. Prawdziwa telenowela, której jednak widz TVP nie zobaczy na ekranie

Aktualizacja: 12.12.2010 00:09 Publikacja: 11.12.2010 00:01

Historia zmian prezesów TVP

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Wyobraźmy sobie jeden z wielu telewizyjnych konkursów esemesowych. Krótkie, proste pytania: Kto jest obecnie prezesem TVP? Jak nazywał się jego poprzednik? Dobrych odpowiedzi nie byłoby wiele.

Nie ma jednak obawy – nikt takich pytań dziś nie zada. Konkursy służą, pozyskiwaniu pieniędzy z esemesów, a nazwisk szefów TVP widzowie znać nie muszą. Czasy, w których w świadomości publicznej funkcjonowała telewizja Drawicza, Terleckiego, Walendziaka, Miazka, Kwiatkowskiego, Dworaka, Wildsteina czy Urbańskiego, to już pieśń przeszłości. Jeśli przyjąć, że o randze instytucji świadczy rozpoznawalność nazwiska jej szefa, telewizja publiczna plasuje się daleko za konkurencją. Jej prezesi charakteryzują się głównie tym, że nikt ich nie zna i są zawieszeni.

Najnowsza nowelizacja ustawy medialnej, przyjęta w Sejmie głosami PO, PSL i SLD, to kolejny odcinek telenoweli z publiczną TVP w roli głównej. Od lat wiadomo, że scenariusz dla publicznych mediów piszą politycy. Ci, którzy są akurat u władzy. I w zależności od ich wyobraźni i talentu oglądamy komedię, tragedię lub tragifarsę.

[srodtytul]Miłe złego początki[/srodtytul]

Kiedy w czerwcu Bronisław Komorowski, wówczas jeszcze pełniący obowiązki prezydenta, jako trzeci po Sejmie i Senacie odrzucił sprawozdanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, stało się jasne, że w publicznych mediach nastąpi nowe rozdanie. Krajowa Rada w starym składzie – PiS, Samoobrona, LPR – na rok przed zakończeniem kadencji przestała istnieć. Nowy porządek to, jak zawsze, wybór nowych członków KRRiT. Tym razem spośród ludzi reprezentujących PO, SLD i PSL, z ostentacyjnym pominięciem PiS.

A w konsekwencji nowe-stare twarze w telewizorach oraz powtarzające się komunikaty, że prezes TVP Romuald Orzeł i wiceprezes Przemysław Tejkowski zostali zawieszeni na kolejne trzy miesiące. Zabawy polityków z publicznymi mediami prowadzą do tego, że TVP – choć zatrudnia zdecydowanie najwięcej pracowników – przegrywa z konkurencją. Na początku roku wisiało nad nią widmo bankructwa, przed którym uratowała się obniżkami wynagrodzeń, mniejszymi wydatkami na ośrodki terenowe i powtórkami programów.

Ostatni moment, kiedy TVP miała szansę stać się naprawdę telewizją publiczną, to rok 2003. Po aferze Rywina prezydent Aleksander Kwaśniewski zarządził „nowe otwarcie” w mediach publicznych. Trzeba przyznać, że gest wykonany w kierunku opozycji był zaskakujący.

Samemu prezydentowi do końca drugiej kadencji pozostawały jeszcze dwa lata. Premierem był Leszek Miller, a TVP zarządzał Robert Kwiatkowski, utożsamiany z brutalnym upartyjnieniem mediów publicznych i zawłaszczeniem ich dla lewicy. SLD trzymało w mediach całą pulę – tyle że jedność tego ugrupowania właśnie się skończyła. Kwaśniewski uznał zatem, że jeśli ma cokolwiek ocalić dla lewicy na przyszłość, musi teraz zrobić krok do tyłu. Nowa przewodnicząca KRRiT Danuta Waniek wspólnie z przedstawicielem prawicy Jarosławem Sellinem, wbrew wspierającemu Kwiatkowskiego Włodzimierzowi Czarzastemu, uzgodnili skład rady nadzorczej TVP, której członkami zostali m.in. przedstawiciele organizacji społecznych i środowisk twórczych. Kiedy ogłoszono to na wspólnej konferencji prasowej, Czarzasty przesyłał Waniek esemes: „Wiele dobrego zrobiłaś dla prawicy”. W istocie tak właśnie było.

Prezesem TVP został producent filmowy Jan Dworak. Członek PO, jednak niepierwszoplanowy działacz. Jego swobodę miał ograniczać pozostawiony w zarządzie po czasach Kwiatkowskiego Ryszard Pacławski. I choć to w rękach tego ostatniego znajdowały się kluczowe kompetencje – w tym sprawy programowe – konflikt w zarządzie doprowadził do tego, że rada nadzorcza Pacławskiego zawiesiła.

Dworak z jednej strony sięgnął po wypróbowanych kolegów, takich jak Maciej Grzywaczewski, działacz opozycyjny, a po roku 1989 producent – którego mianował szefem TVP 1. Jednak w ramówce znalazło się także miejsce dla programu Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Szefem „Wiadomości” został Robert Kozak, profesjonalista, który doświadczenie zdobywał w BBC.

Uwiarygodnione „Wiadomości” zyskały nową oprawę muzyczną i graficzną. I nowe twarze. Główny program informacyjny miał się kojarzyć z dziennikarzami ściągniętymi z radiowej Trójki – Dorotą Wysocką-Schnepf i Krzysztofem Ziemcem, a także Michałem Adamczykiem z TVP Puls. „Wiadomości” rozpoczęły walkę na newsy z „Faktami” TVN oraz kierowanymi wówczas przez Tomasza Lisa „Wydarzeniami” Polsatu. To czas, kiedy programy informacyjne stają się wizytówkami wszystkich stacji telewizyjnych.

[srodtytul]Wiatr zmian[/srodtytul]

Kiedy w 2005 r. po wyborach parlamentarnych, a później prezydenckich, stało się jasne, że nie dojdzie do powstania zapowiadanej koalicji PO – PiS, na Woronicza wszyscy poczuli nadciągający wiatr zmian. I choć „Wiadomości” podały informację o dziadku Tuska w Wehrmachcie, Lech Kaczyński zaś wygrał telewizyjną debatę, obejmujące właśnie władzę Prawo i Sprawiedliwość utwierdzało się w przekonaniu, że nadal jest przez telewizję publiczną dyskryminowane.

Już w grudniu 2005 r. – w iście ekspresowym tempie, przy pomocy LPR i Samoobrony – PiS przeprowadziło przez parlament nowelizację ustawy medialnej. Ten ruch otworzył partii Kaczyńskiego i jej przystawkom dostęp do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wybierając nowych członków rady, ugrupowania wspierające rząd uzyskiwały wpływ na obsadę rad nadzorczych, które z kolei powołują zarządy mediów publicznych. PiS musiało się spieszyć, już wiosną bowiem wygasały trzyletnie kadencje starych rad nadzorczych. Politycy opozycji mogli tylko sarkać, że posiedzenia sejmowej komisji w tej sprawie zwoływano esemesami około północy.

Był to moment, kiedy Prawo i Sprawiedliwość – uskarżające się ciągle na nieprzychylność mediów – miało szansę, by skonstruować publiczne media według własnych wyobrażeń. W praktyce wyglądało to tak: do KRRiT wybrano posłankę PiS Elżbietę Kruk, Wojciecha Dziomdziorę – urzędnika, który zresztą po kilku miesiącach zrezygnował, wybierając własną ścieżkę kariery – a także Witolda Kołodziejskiego, jedynego w tym gronie dziennikarza, autora programów katolickich, warszawskiego radnego PiS. Koalicjanci desygnowali działacza LPR Lecha Haydukiewicza, jednego z założycieli Młodzieży Wszechpolskiej, oraz Tomasza Borysiuka, niegdyś producenta „Gościa Jedynki”, programu z czasów Roberta Kwiatkowskiego ocenianego przez Radę Etyki Mediów jako stronniczy. Syn Bolesława Borysiuka, wpływowego posła partii Leppera, miał jednak rekomendację Samoobrony.

Przed PO, SLD i PSL zatrzaśnięto drzwi. To wtedy tworzy się nowa doktryna równowagi politycznej w mediach: skoro prywatne stacje sprzyjają opozycji i atakują władzę, naturalne i sprawiedliwe jest, by rząd był przedstawiany obiektywnie w publicznej TVP. Obiektywnie – to znaczy tak, jak słowo to rozumie koalicja rządząca.

[srodtytul]Układ, który iskrzył[/srodtytul]

W kwietniu, na nocnym posiedzeniu, KRRiT wybiera nową radę nadzorczą TVP. Nowa rada odwołuje Jana Dworaka. Prezesem telewizji publicznej zostaje Bronisław Wildstein. Na dzień dobry zostaje okrzyknięty w mainstreamowych mediach nominatem obozu rządzącego, który dostał posadę za publikacje na rzecz IV RP. Jednak Wildstein, wkraczający na Woronicza z torbą przewieszoną przez ramię, ma zamiar realizować własny projekt publicznej telewizji. Z jednej strony opartej na odkłamywaniu historii – czego symbolem stanie się wykpiwany zakaz nadawania „Czterech pancernych” – z drugiej – nakierowanej na otwartą i niezależną politykę informacyjną. „Program będzie się musiał zmienić, świat się zmienia, to i program będzie się zmieniał” – zapowiada prezes. W zarządzie ma go pilnować dwóch ludzi związanych z PiS, Sławomir Siwek i Marcin Bochenek, a także nominatka Samoobrony Anna Milewska. Dołącza do nich wkrótce przedstawiciel LPR Piotr Farfał. Ten układ od początku iskrzy.

Spór przybiera na sile, gdy Wildstein przedstawia propozycję, by za informacje we wszystkich programach odpowiadała Agencja Informacji. Prezes na razie wygrywa batalię i na szefa agencji powołuje Andrzeja Mietkowskiego, dziennikarza z doświadczeniem w BBC, Deutsche Welle oraz Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.

Z telewizji publicznej po 35 latach pracy odchodzi Nina Terentiew, „Caryca TVP”, która szefowała Dwójce. Z telewizją publiczną rozstaje się również Monika Olejnik, której program „Prosto w oczy” przesunięto na godziny około północy. Na Woronicza panuje przekonanie, że trzeba wprowadzić do publicznej świadomości nowych ludzi mediów, dla których wcześniej ścieżki telewizyjnej kariery były zamknięte ze względu na poglądy. Szybko się okaże, że nowym, zaczynającym przygodę z TVP od kierowniczych stanowisk, brakuje telewizyjnego doświadczenia.

Do TVP przechodzi z „Gazety Polskiej” Anita Gargas. Ma robić „Misję specjalną”. To program śledczy, demaskujący powiązania polityki i biznesu. Właśnie „Misja specjalna” wywołuje największe kontrowersje. Nastawiona na poszukiwanie sensacji za wszelką cenę i demaskowanie, przygotowywana jest w siermiężnej stylistyce początku lat 90. przez osoby, które dopiero uczą się warsztatu.

Ale telewizja Wildsteina została zapamiętana przede wszystkim jako ta, w której nowa szefowa Jedynki Małgorzata Raczyńska, była korespondentka w Niemczech, była – jak pisała prasa – „jedynym warunkiem, jaki premier postawił Wildsteinowi, gdy ten zajmował fotel prezesa TVP”. „Dziennik” ujawnił kulisy jej nominacji. Zdaniem gazety Raczyńska – skądinąd przyjaciółka Danuty Waniek, z epizodem w spółce syna Lwa Rywina – względy braci Kaczyńskich zaskarbiła sobie, zaznajamiając się w kościelnej ławie z ich matką. Raczyńska szokowała stylem zarządzania. „Mam podstawy twierdzić, że dyrektor Raczyńska dość obojętnie traktuje misję medium publicznego. Jedynka służy ekspresji jej upodobań – oceniała przewodnicząca rady programowej Janina Jankowska.

W kierowanej przez Raczyńską Jedynce nie zmieścił się nawet program publicystyczny Krzysztofa Skowrońskiego „WiO”. Choć Wildstein po trzech miesiącach uznał, że warunek w postaci Raczyńskiej jest nie do utrzymania i odsunął dyrektor Jedynki od pełnienia obowiązków, to właśnie twarz Raczyńskiej była kojarzona z przemianami w TVP. Raczyńska zresztą, zgodnie ze zwyczajem utrwalonym na Woronicza, szybko udała się na zwolnienie lekarskie i do pracy wróciła dopiero po odwołaniu Wildsteina. Dociekliwym dziennikarzom wyjaśniała, że „nie ma potrzeby dzielenia się ze światem nazwą swojej choroby”.

Innym zgrzytem staje się powołanie do zarządu TVP 28-letniego prawnika Piotra Farfała, zaufanego wicepremiera Romana Giertycha, wcześniej wiceprezesa Funduszu Ochrony Środowiska. Szybko okazuje się, że jako nastolatek redagował neonazistowskie pisemko „Front”. Farfał tłumaczył się błędami młodości i oddał do dyspozycji rady nadzorczej, jednak na stanowisku w TVP pozostał.

[srodtytul]Nikt nie bronił Wildsteina[/srodtytul]

Prezesura Wildsteina upływa nie tylko pod ostrzałem mainstreamowych mediów, ale też wśród ataków LPR i Samoobrony. Andrzej Lepper ogłasza, że Wildsteina należy odwołać, prezes ignoruje bowiem listę osób, które należy zatrudnić z rekomendacji jego partii. W koalicji narasta niezadowolenie z medialnego wizerunku w TVP. Choćby z tego, że w relacji na żywo z Waszyngtonu, kiedy premier Jarosław Kaczyński stał obok Piotra Kraśki, widzowie mogli dostrzec, że reporter przerasta wzrostem polityka o dwie głowy. Janusz Niedziela, sekretarz rady nadzorczej TVP z rekomendacji PiS, mówi: – Mam wrażenie, że to jakiś tendencyjny przekaz, który kreuje rzeczywistość. Wydaje mi się, że realizatorzy nie bardzo lubią premiera, inni politycy są pokazywani bardziej życzliwie.

PiS już latem sonduje, czy udałoby się zastąpić Wildsteina jego główną oponentką Małgorzatą Raczyńską. W końcu Kaczyński ogłasza we wrześniu: Nie będę już bronić Wildsteina. Jestem zmęczony sytuacją, w której z jednej strony jestem oskarżany o rzekome upartyjnienie TVP, z drugiej – ta telewizja bardzo mnie atakuje.

Wildstein wytrwał w fotelu szefa TVP burzliwych dziesięć miesięcy. Rządzący, którzy powołali go na to stanowisko, uznali, że nie o taką telewizję im chodziło. Ostatecznym dowodem była próba przygotowania przez „Wiadomości” materiału o rozwodzie Marty Kaczyńskiej. Szeroko pisały o tym tabloidy, w Agencji Informacji powstał pomysł, by zrealizować lekki materiał o miłości ponad podziałami. Wybuchł skandal. Wiceprezes Siwek materiał wstrzymał, jednak sam pomysł jego stworzenia przesądził prawdopodobnie o odwołaniu Wildsteina. Przeciwko głosował tylko Tomasz Rudomino, dziennikarz i podróżnik, nominat Samoobrony: – Mój głos nie był skuteczny, ale chciałem w ten sposób dać wyraz przekonaniu, że Wildstein jest sto razy lepszym prezesem niż ten, który miał go zastąpić, czyli Andrzej Urbański – uzasadniał.

[srodtytul]Balans Urbańskiego[/srodtytul]

Andrzej Urbański, choć znał telewizję, a w przeszłości był dziennikarzem, przychodził prosto z Kancelarii Prezydenta, której wcześniej szefował. Jego atutem były „dobre relacje ze wszystkimi” – w tym politykami innych opcji. Zaczął od antywildsteinowej kontrrewolucji, przede wszystkim kadrowej. „To tak, jakby lewica odbiła prawicy telewizję lub na odwrót” – komentowały media.

Urbański postawił na ludzi lojalnych wobec siebie. Szefową Agencji Informacji mianował Aleksandrę Zawłocką, dziennikarkę, z którą się znał jeszcze z czasów podziemnej „Woli”. Jej zastępczynią zostaje Patrycja Kotecka, prywatnie zaprzyjaźniona ze Zbigniewem Ziobrą, która wcześniej w TVP przygotowywała reportaże i była wydawcą programów publicystycznych. Starannie pilnuje, by TVP nie krytykowała rządu bez potrzeby i dawała rządzącym prawo do„ wypowiedzi. O Pati Koti, jak złośliwie określano dziennikarkę, staje się głośno, gdy jeden z reporterów oskarżył ją o naciski dotyczące przygotowania materiałów kompromitujących PO. Kotecka staje się antybohaterką mediów znienawidzoną do tego stopnia, że środowisko pozwala sobie na przekroczenie wobec niej wszelkich granic. Tabloid, w którym kiedyś pracowała, publikuje jej zdjęcia toples z podpisem: „Naga prawda o Patrycji Koteckiej”, zatajając na okładce, że Kotecka robiła je do kampanii walki z rakiem piersi. Zdjęcia komentują złośliwie prezenterzy radiowej Zetki.

Jeszcze przed wyborami roku 2007, które odsunęły PiS od władzy, Urbański starał się balansować między rządzącą koalicją a medialnym establishmentem. Po wyborach Urbański oferuje program w TVP Tomaszowi Lisowi, który kilka miesięcy wcześniej odszedł z Polsatu. „Urbański chce jak najlepszej TVP” – ogłasza Lis w „Gazecie Wyborczej”. Od tej pory prowadzi zręczną grę. Choć przyjmuje propozycję „rządowej” TVP, co oburza jego środowisko, nieustannie sugeruje, że lada chwila w zemście za nieprawomyślność politycy rękami zatrudnionych w TVP decydentów zepchną go z anteny.

Dorota Macieja, szefowa Jedynki, słyszy zarzuty, że filmami z Jamesem Bondem emitowanymi w TVP 1 odciąga widzów od programu Lisa „Co z tą Polską”. Macieja tłumaczy, że TVP chciała wykorzystać prawo do dwukrotnej emisji filmów, które kończyło się w marcu. – Dostał czas antenowy po „M jak miłość”, zapowiedzi programu po „Wiadomościach” w Jedynce. Czy on jeszcze chciał, byśmy w czasie jego występów puszczali koncerty Szymanowskiego? – żaliła się szefowa Jedynki.

Po przejęciu władzy przez rząd Donalda Tuska władze telewizji pozostają bez zmian. Nowy premier nie wykazuje tak dużej determinacji w próbach przejęcia telewizji, jak jego poprzednicy. Jednak zmiany polityczne nie pozostają bez wpływu na politykę informacyjną. W maju 2008 r. w „Wiadomościach” pojawia się Hanna Lis. Wraz z Piotrem Kraśką ma być twarzą nowego, dynamicznego programu informacyjnego. To oni de facto odpowiadają za kształt programu, w tym za wprowadzające materiały zapowiedzi.

Hanna Lis zapewnia, że w „Wiadomościach” pokazywane są informacje ważne z punktu widzenia widza, a nie PiS. Do TVP wraca jako producent z programem „Pryzmat” Przemysław Orcholski – niegdyś twarz telewizji Kwiatkowskiego, uhonorowany nagrodą Hiena Roku.

W końcu w sprawie TVP głos zabiera sam premier Tusk. Mówi o tym, że abonament radiowo-telewizyjny jest archaicznym sposobem finansowania mediów publicznych, haraczem ściąganym z ludzi. Przekaz jest jasny: haraczu nie należy płacić. Wpływy z abonamentu to znaczna część budżetu publicznych mediów. Na Woronicza wypowiedź premiera zrozumiana jest w ten sposób, że rząd zamierza wziąć głodem publiczne media, w których okopała się opozycja.

Z drugiej strony Urbański spotyka się z coraz silniejszą krytyką PiS. Poseł Arkadiusz Mularczyk w „Naszym Dzienniku” ocenia: „Pani Lis chyba już zupełnie odpłynęła. My już wcześniej uznaliśmy, że „Wiadomości” są chyba najbardziej nierzetelnym programem informacyjnym”.

W sukurs politykom przychodzi raport Biura Programowego TVP przygotowany po wywiadzie, jaki Hanna Lis i Piotr Kraśko przeprowadzili z premierem Donaldem Tuskiem. Raport zarzuca dziennikarce błędy warsztatowe, nadmierną układność wobec przepytywanego polityka oraz naruszenie zasad „interesu poznawczego widzów”. Wojna o Hannę Lis jak sprawa Heleny Trojańskiej kończy się spektakularną awanturą. Gdy przełożony zawiesza dziennikarkę, krążą plotki, że prezes Urbański usiłuje w ten sposób ratować własne stanowisko.

O Samoobronie i LPR wyborcy już zapomnieli, ale PiS planuje przy pomocy ich przedstawicieli w radzie nadzorczej po raz kolejny wymienić prezesa, którego uznaje za nielojalnego, na człowieka, któremu jeszcze ufa, czyli Krzysztofa Czabańskiego.

[srodtytul]Użyteczny Farfał[/srodtytul]

Posiedzenie rady nadzorczej 19 grudnia 2008 r. rozpoczyna okres kabaretowy w TVP. Ludzie Romana Giertycha i dawnej Samoobrony zamiast głosować, jak im PiS przykazał, jednoczą siły i – ku zaskoczeniu wszystkich – dokonują w TVP przewrotu. Zawieszają Andrzeja Urbańskiego, Sławomira Siwka i Marcina Bochenka, członków zarządu kojarzonych z PiS. Pełniącym obowiązki prezesa TVP czynią Piotra Farfała, jego zastępcą zaś Tomasza Rudomino, wybranego przez Samoobronę, ale związanego towarzysko ze środowiskiem lewicy. Przez kolejnych kilka miesięcy to „były neofaszysta” – jak Farfała określały media – oraz autor programów podróżniczych grać będą w TVP pierwsze skrzypce. W budynku przy placu Powstańców Warszawy dwa zarządy TVP – stary, który nie czuje się odwołany, i nowy, który już czuje się powołany – zwołują równoległe konferencje prasowe. To dobry test na lojalność dla dziennikarzy, wydawców i telewizyjnych decydentów.

Aleksandra Zawłocka, szefowa Agencji Informacji, puszcza relację z konferencji dotychczasowego prezesa Andrzeja Urbańskiego. Jednak szefowa TVP Info Beata Jakoniuk-Wojcieszek, która za prezesury Roberta Kwiatkowskiego przygotowywała „Tygodnik polityczny Jedynki”, decyduje, że na jej antenie ukaże się – co prawda z godzinnym opóźnieniem – konferencja nowego zarządu. Tomasz Rudomino ogłasza czas nadejścia oszczędności i zdrowego rozsądku. W przełożeniu na praktykę oznacza to zwolnienia i dostęp do ekranu – przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zaplanowanymi na czerwiec 2009 r. – dla stojących za nowym zarządem polityków LPR i lewicy.

W myśl zasady „zwalniają, znaczy, będą przyjmować ”, do pracy w TVP ściąga zastęp Młodzieży Wszechpolskiej wraz z prezesem tego ugrupowania i asystentką Romana Giertycha.

Mimo zabiegów TVP eurosceptyczna lista wyborcza Libertas, z której startują ludzie Romana Giertycha, wybory do europarlamentu sromotnie przegrywa. Do pracy w TVP wracają zatem byli kandydaci Libertasu Piotr Ślusarczyk i Bolesław Borysiuk. – Dla mnie nie jest problemem, że ktoś angażuje się w działalność polityczną. Te osoby nie są odpowiedzialne za program w TVP – tłumaczy prezes Farfał.

Jednak w połowie czerwca wykupuje całostronicowe ogłoszenie w „Gazecie Wyborczej”, w którym dziękuje widzom za oglądanie festiwalu w Opolu, co odczytane zostaje jako próba obłaskawienia środowiska „Gazety”. Coraz głośniej też o nieoficjalnym porozumieniu prezesa Farfała z rządzącą PO. To sojusz obronny, w powietrzu wisi bowiem już kolejny przewrót. Po intensywnych rozmowach polityków PiS i Grzegorza Napieralskiego tworzy się nowa medialna koalicja. Partii Tuska jest więc na rękę blokowanie PiS dostępu do TVP, w dodatku rękami jego niedawnych przystawek.

Janusz Palikot wyjaśnia to szczerze: „Farfał jest dla Platformy użyteczny. Jeśli TVP jeszcze przez jakiś czas nie będzie w rękach PiS, to znacznie zmniejsza szanse Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich i zwiększa szanse innego kandydata na prawicy, który rozbiłby prawicowy elektorat. A to zwiększa szanse Donalda Tuska. I stąd ta miękka obrona Farfała. To Giertych wymyśla te wszystkie kruczki prawne. A minister skarbu uznał, że to lepsze niż przyzwolenie na to, by TVP wpadła w łapy SLD i PiS”.

[srodtytul]Koło się zamyka[/srodtytul]

W końcu jednak nowa koalicja – porównywana w mediach do paktu Ribbentrop-Mołotow – zaczyna działać. Rada nadzorcza deleguje ze swego grona do zarządu TVP Bogusława Szwedo jako reprezentanta interesów PiS oraz Małgorzatę Wiśnicką-Hińcza, popieraną przez lewicę. „Były prezes TVP Robert Kwiatkowski jest już obecny w TVP” – donosi prasa. I twierdzi, że zarządza z tylnego fotela. PiS ma wyraźny problem, jak wytłumaczyć nagłą woltę elektoratowi. Robić to musi nowy prezes Bogusław Szwedo. „To nie parytet polityczny, ale chęć współpracy” – mówi o medialnej koalicji z lewicą.

Nowością było to, że koalicjanci podzielili między siebie programy. Jedynka przypadła partii Kaczyńskiego – jej szefem zostaje Wojciech Hoflik, który jednak formalnie odcina się od PiS, twierdząc, że o jego wyborze przesądziło to, że w TVP pracuje 18 lat.

Dwójka opanowana zostaje przez lewicę. Na pytanie, czy szefem TVP 2 zostanie Rafał Rastawicki – niegdyś prawa ręka Roberta Kwiatkowskiego – prezes Szwedo odpowiada: „Trudno byłoby mi to sobie wyobrazić. Biorąc pod uwagę te zaszłości, byłoby to bardzo trudne”. Kilka tygodni później Rastawicki zostaje szefem Dwójki.

Pierwszą ofiarą złożoną na ołtarzu nowej koalicji staje się Anita Gargas, która właśnie powróciła do TVP. Nie rozumiejąc ducha czasu, zdecydowała bowiem o emisji filmu „Towarzysz Generał”, w złym świetle przedstawiającego Wojciecha Jaruzelskiego. Oburzona lewica żąda jej głowy. Gargas zostaje odwołana.

Nowi koalicjanci jednak sobie nie ufają. Pierwszy konkurs na następcę odwołanego Farfała został unieważniony, wyłoniłby bowiem szefa tylko na pół roku, a to oznaczałoby kolejny konkurs w czasie kampanii wyborczej. Obowiązki prezesa zarządu pełnią więc członkowie rady nadzorczej. W grudniu ubiegłego roku prezesem TVP zostaje Romuald Orzeł, ekonomista, redaktor naczelny „Gazety Bankowej”, prezes Media SKOK.

W sierpniu dochodzi do kolejnego przewrotu. Tym razem PO zawiera koalicję z PO i przeprowadza przez Sejm nowelizację ustawy medialnej. Jak zawsze, otwiera to drogę do zmian personalnych. Członkowie zarządu kojarzeni z PiS zostają zawieszeni na trzy miesiące, potem na kolejne trzy. Sprowadzeni przez nich ludzie są zwalniani z TVP. Nikt – w całej tej historii – nie przejmuje się tym, że żadna firma – a już szczególnie w kryzysie finansowym – nie wytrzyma milionowych odpraw zapewnianych przez kolejne ekipy ludziom, którzy na rynku prywatnych mediów nie mają czego szukać. I że produkcja telenoweli pod tytułem „Kolejne zmiany na Woronicza” w sposób coraz bardziej zauważalny staje się przedsięwzięciem niskobudżetowym.

Wyobraźmy sobie jeden z wielu telewizyjnych konkursów esemesowych. Krótkie, proste pytania: Kto jest obecnie prezesem TVP? Jak nazywał się jego poprzednik? Dobrych odpowiedzi nie byłoby wiele.

Nie ma jednak obawy – nikt takich pytań dziś nie zada. Konkursy służą, pozyskiwaniu pieniędzy z esemesów, a nazwisk szefów TVP widzowie znać nie muszą. Czasy, w których w świadomości publicznej funkcjonowała telewizja Drawicza, Terleckiego, Walendziaka, Miazka, Kwiatkowskiego, Dworaka, Wildsteina czy Urbańskiego, to już pieśń przeszłości. Jeśli przyjąć, że o randze instytucji świadczy rozpoznawalność nazwiska jej szefa, telewizja publiczna plasuje się daleko za konkurencją. Jej prezesi charakteryzują się głównie tym, że nikt ich nie zna i są zawieszeni.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy