Po przejęciu władzy przez rząd Donalda Tuska władze telewizji pozostają bez zmian. Nowy premier nie wykazuje tak dużej determinacji w próbach przejęcia telewizji, jak jego poprzednicy. Jednak zmiany polityczne nie pozostają bez wpływu na politykę informacyjną. W maju 2008 r. w „Wiadomościach” pojawia się Hanna Lis. Wraz z Piotrem Kraśką ma być twarzą nowego, dynamicznego programu informacyjnego. To oni de facto odpowiadają za kształt programu, w tym za wprowadzające materiały zapowiedzi.
Hanna Lis zapewnia, że w „Wiadomościach” pokazywane są informacje ważne z punktu widzenia widza, a nie PiS. Do TVP wraca jako producent z programem „Pryzmat” Przemysław Orcholski – niegdyś twarz telewizji Kwiatkowskiego, uhonorowany nagrodą Hiena Roku.
W końcu w sprawie TVP głos zabiera sam premier Tusk. Mówi o tym, że abonament radiowo-telewizyjny jest archaicznym sposobem finansowania mediów publicznych, haraczem ściąganym z ludzi. Przekaz jest jasny: haraczu nie należy płacić. Wpływy z abonamentu to znaczna część budżetu publicznych mediów. Na Woronicza wypowiedź premiera zrozumiana jest w ten sposób, że rząd zamierza wziąć głodem publiczne media, w których okopała się opozycja.
Z drugiej strony Urbański spotyka się z coraz silniejszą krytyką PiS. Poseł Arkadiusz Mularczyk w „Naszym Dzienniku” ocenia: „Pani Lis chyba już zupełnie odpłynęła. My już wcześniej uznaliśmy, że „Wiadomości” są chyba najbardziej nierzetelnym programem informacyjnym”.
W sukurs politykom przychodzi raport Biura Programowego TVP przygotowany po wywiadzie, jaki Hanna Lis i Piotr Kraśko przeprowadzili z premierem Donaldem Tuskiem. Raport zarzuca dziennikarce błędy warsztatowe, nadmierną układność wobec przepytywanego polityka oraz naruszenie zasad „interesu poznawczego widzów”. Wojna o Hannę Lis jak sprawa Heleny Trojańskiej kończy się spektakularną awanturą. Gdy przełożony zawiesza dziennikarkę, krążą plotki, że prezes Urbański usiłuje w ten sposób ratować własne stanowisko.
O Samoobronie i LPR wyborcy już zapomnieli, ale PiS planuje przy pomocy ich przedstawicieli w radzie nadzorczej po raz kolejny wymienić prezesa, którego uznaje za nielojalnego, na człowieka, któremu jeszcze ufa, czyli Krzysztofa Czabańskiego.
[srodtytul]Użyteczny Farfał[/srodtytul]
Posiedzenie rady nadzorczej 19 grudnia 2008 r. rozpoczyna okres kabaretowy w TVP. Ludzie Romana Giertycha i dawnej Samoobrony zamiast głosować, jak im PiS przykazał, jednoczą siły i – ku zaskoczeniu wszystkich – dokonują w TVP przewrotu. Zawieszają Andrzeja Urbańskiego, Sławomira Siwka i Marcina Bochenka, członków zarządu kojarzonych z PiS. Pełniącym obowiązki prezesa TVP czynią Piotra Farfała, jego zastępcą zaś Tomasza Rudomino, wybranego przez Samoobronę, ale związanego towarzysko ze środowiskiem lewicy. Przez kolejnych kilka miesięcy to „były neofaszysta” – jak Farfała określały media – oraz autor programów podróżniczych grać będą w TVP pierwsze skrzypce. W budynku przy placu Powstańców Warszawy dwa zarządy TVP – stary, który nie czuje się odwołany, i nowy, który już czuje się powołany – zwołują równoległe konferencje prasowe. To dobry test na lojalność dla dziennikarzy, wydawców i telewizyjnych decydentów.
Aleksandra Zawłocka, szefowa Agencji Informacji, puszcza relację z konferencji dotychczasowego prezesa Andrzeja Urbańskiego. Jednak szefowa TVP Info Beata Jakoniuk-Wojcieszek, która za prezesury Roberta Kwiatkowskiego przygotowywała „Tygodnik polityczny Jedynki”, decyduje, że na jej antenie ukaże się – co prawda z godzinnym opóźnieniem – konferencja nowego zarządu. Tomasz Rudomino ogłasza czas nadejścia oszczędności i zdrowego rozsądku. W przełożeniu na praktykę oznacza to zwolnienia i dostęp do ekranu – przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zaplanowanymi na czerwiec 2009 r. – dla stojących za nowym zarządem polityków LPR i lewicy.
W myśl zasady „zwalniają, znaczy, będą przyjmować ”, do pracy w TVP ściąga zastęp Młodzieży Wszechpolskiej wraz z prezesem tego ugrupowania i asystentką Romana Giertycha.
Mimo zabiegów TVP eurosceptyczna lista wyborcza Libertas, z której startują ludzie Romana Giertycha, wybory do europarlamentu sromotnie przegrywa. Do pracy w TVP wracają zatem byli kandydaci Libertasu Piotr Ślusarczyk i Bolesław Borysiuk. – Dla mnie nie jest problemem, że ktoś angażuje się w działalność polityczną. Te osoby nie są odpowiedzialne za program w TVP – tłumaczy prezes Farfał.
Jednak w połowie czerwca wykupuje całostronicowe ogłoszenie w „Gazecie Wyborczej”, w którym dziękuje widzom za oglądanie festiwalu w Opolu, co odczytane zostaje jako próba obłaskawienia środowiska „Gazety”. Coraz głośniej też o nieoficjalnym porozumieniu prezesa Farfała z rządzącą PO. To sojusz obronny, w powietrzu wisi bowiem już kolejny przewrót. Po intensywnych rozmowach polityków PiS i Grzegorza Napieralskiego tworzy się nowa medialna koalicja. Partii Tuska jest więc na rękę blokowanie PiS dostępu do TVP, w dodatku rękami jego niedawnych przystawek.
Janusz Palikot wyjaśnia to szczerze: „Farfał jest dla Platformy użyteczny. Jeśli TVP jeszcze przez jakiś czas nie będzie w rękach PiS, to znacznie zmniejsza szanse Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich i zwiększa szanse innego kandydata na prawicy, który rozbiłby prawicowy elektorat. A to zwiększa szanse Donalda Tuska. I stąd ta miękka obrona Farfała. To Giertych wymyśla te wszystkie kruczki prawne. A minister skarbu uznał, że to lepsze niż przyzwolenie na to, by TVP wpadła w łapy SLD i PiS”.
[srodtytul]Koło się zamyka[/srodtytul]
W końcu jednak nowa koalicja – porównywana w mediach do paktu Ribbentrop-Mołotow – zaczyna działać. Rada nadzorcza deleguje ze swego grona do zarządu TVP Bogusława Szwedo jako reprezentanta interesów PiS oraz Małgorzatę Wiśnicką-Hińcza, popieraną przez lewicę. „Były prezes TVP Robert Kwiatkowski jest już obecny w TVP” – donosi prasa. I twierdzi, że zarządza z tylnego fotela. PiS ma wyraźny problem, jak wytłumaczyć nagłą woltę elektoratowi. Robić to musi nowy prezes Bogusław Szwedo. „To nie parytet polityczny, ale chęć współpracy” – mówi o medialnej koalicji z lewicą.
Nowością było to, że koalicjanci podzielili między siebie programy. Jedynka przypadła partii Kaczyńskiego – jej szefem zostaje Wojciech Hoflik, który jednak formalnie odcina się od PiS, twierdząc, że o jego wyborze przesądziło to, że w TVP pracuje 18 lat.
Dwójka opanowana zostaje przez lewicę. Na pytanie, czy szefem TVP 2 zostanie Rafał Rastawicki – niegdyś prawa ręka Roberta Kwiatkowskiego – prezes Szwedo odpowiada: „Trudno byłoby mi to sobie wyobrazić. Biorąc pod uwagę te zaszłości, byłoby to bardzo trudne”. Kilka tygodni później Rastawicki zostaje szefem Dwójki.
Pierwszą ofiarą złożoną na ołtarzu nowej koalicji staje się Anita Gargas, która właśnie powróciła do TVP. Nie rozumiejąc ducha czasu, zdecydowała bowiem o emisji filmu „Towarzysz Generał”, w złym świetle przedstawiającego Wojciecha Jaruzelskiego. Oburzona lewica żąda jej głowy. Gargas zostaje odwołana.
Nowi koalicjanci jednak sobie nie ufają. Pierwszy konkurs na następcę odwołanego Farfała został unieważniony, wyłoniłby bowiem szefa tylko na pół roku, a to oznaczałoby kolejny konkurs w czasie kampanii wyborczej. Obowiązki prezesa zarządu pełnią więc członkowie rady nadzorczej. W grudniu ubiegłego roku prezesem TVP zostaje Romuald Orzeł, ekonomista, redaktor naczelny „Gazety Bankowej”, prezes Media SKOK.
W sierpniu dochodzi do kolejnego przewrotu. Tym razem PO zawiera koalicję z PO i przeprowadza przez Sejm nowelizację ustawy medialnej. Jak zawsze, otwiera to drogę do zmian personalnych. Członkowie zarządu kojarzeni z PiS zostają zawieszeni na trzy miesiące, potem na kolejne trzy. Sprowadzeni przez nich ludzie są zwalniani z TVP. Nikt – w całej tej historii – nie przejmuje się tym, że żadna firma – a już szczególnie w kryzysie finansowym – nie wytrzyma milionowych odpraw zapewnianych przez kolejne ekipy ludziom, którzy na rynku prywatnych mediów nie mają czego szukać. I że produkcja telenoweli pod tytułem „Kolejne zmiany na Woronicza” w sposób coraz bardziej zauważalny staje się przedsięwzięciem niskobudżetowym.