S. Swianiewicz - jedna z najbardziej nietypowych postaci II RP

Publikacja: 11.12.2010 00:01

S. Swianiewicz - jedna z najbardziej nietypowych postaci II RP

Foto: Archiwum

Gdyśmy wyszli na zewnątrz, uderzyły mnie zapachy wiosny wiejące od okolicznych pól i lasów, chociaż jeszcze gdzieniegdzie leżały płachty śniegu. Był śliczny wiosenny poranek. Wysoko w błękitach bujał skowronek” – pisał Stanisław Swianiewicz o dniu 29 kwietnia 1940 roku, w którym otarł się o śmierć. Rzecz działa się na stacji kolejowej Gniezdowo pod Smoleńskiem, dokąd Sowieci przywieźli go wraz z innymi oficerami z Kozielska.

Gdy Swianiewicz zachwycał się wiosenną przyrodą, trzy kilometry dalej w Katyniu sowieccy oprawcy strzelali w tył głowy jego kolegom. Odgłosy pistoletowych wystrzałów nie dochodziły tak daleko. Swianiewicz nie miał więc pojęcia, że niewiele brakowało, aby on także z roztrzaskaną czaszką wylądował w masowej mogile. W ostatniej chwili przyszedł jednak rozkaz z Moskwy, aby zachować go przy życiu, jako wybitnego znawcę gospodarki Trzeciej Rzeszy.

Swianiewicza zamknięto w wagonie stojącym na bocznicy. Przez niewielki otwór między deskami obserwował rozwój wydarzeń. „Plac był gęsto obstawiony kordonem wojsk NKWD z bagnetem na broń. Z drogi wyjechał na plac zwykły pasażerski autobus. Okna były zasmarowane wapnem. Autobus podjechał tyłem do stopni sąsiedniego wagonu, tak że jeńcy mogli wchodzić bezpośrednio z wagonu, nie stąpając na ziemię. Po półgodzinie autobus wracał, aby zabrać następną partię”.

Swianiewicz był jedynym oficerem, który dotarł niemal do samego Katynia i przeżył. Jego unikatowa relacja do dziś jest jednym z najważniejszych źródeł dotyczących mechanizmu zbrodni katyńskiej. Zawarta ona została we wspomnieniach Swianiewicza „W cieniu Katynia”, które zostały właśnie po 20 latach (dlaczego dopiero teraz?!) wznowione przez wydawnictwo LTW. To jedna z najważniejszych polskich książek dotyczących ostatniej wojny.

[srodtytul]***[/srodtytul]

Z okazji tego wydawniczego wydarzenia warto napisać o Swianiewiczu nie tylko w kontekście jego przeżyć katyńskich i łagrowych (skazany został ostatecznie na osiem lat), które są najbardziej znane. Warto także pamiętać, że profesor Stanisław Swianiewicz był jednym z najwybitniejszych uczonych i intelektualistów II Rzeczypospolitej. A przede wszystkim był kimś w Polsce całkowicie nietypowym. Był indywidualistą.

W czasach stadnego, kolektywnego myślenia – zjawisko niezwykle rozpowszechnione zarówno wśród ówczesnych, jak i dzisiejszych Polaków – Swianiewicz nie bał się głosić poglądów sprzecznych z poglądami większości rodaków, jeżeli był przekonany, że są słuszne. Przykład? Stanisław Swianiewicz, wybitny wileński sowietolog i znawca Trzeciej Rzeszy, był germanofilem.

Pozytywnie oceniał pakt zawarty przez marszałka Piłsudskiego z Niemcami w 1934 roku i uważał, że Polska zagrożona przez Związek Sowiecki powinna szukać kompromisu z Niemcami. „Każde wdanie się w wojnę na Zachodzie będzie oznaczało obsadzenie naszych ziem wschodnich przez Rosję [sowiecką]. [To zaś] będzie oznaczało koniec utrzymujących się tam wpływów polskich oraz polskiego stanu posiadania” – pisał.

Zdawał sobie sprawę, że potencjał gospodarczy naszego sąsiada jest tak wielki, że Polska w starciu z nim nie ma najmniejszych szans. Przy całej swojej niechęci do ideologii narodowo-socjalistycznej zalecał, aby Polska nie odtrącała ręki wyciągniętej do niej w latach 30. przez Hitlera. Konsekwencją odrzucenia tej oferty sojuszu a co za tym idzie konfrontacji miała być bowiem nie tylko utrata ziem wschodnich na rzecz Sowietów, ale również wielkie cierpienia ludności cywilnej.

„Było dla mnie zawsze rzeczą jasną, że jeśli dojdzie do wojny z Niemcami hitlerowskimi, będzie to wojna bardzo bezwzględna. Hitlerowska polityka wahała się między dwoma skrajnymi koncepcjami wobec Polski: sojusz lub eksterminacja” – pisał. Gdy dziś myśli się o kilku milionach zabitych polskich obywateli, o utraconych Wilnie i Lwowie, nasuwa się tylko jedna refleksja: dlaczego takich ludzi jak Swianiewicz, Mackiewicz, Bocheński czy Studnicki wówczas nie słuchano?

[srodtytul]***[/srodtytul]

Kolejną sprawą, w której Swianiewicz szedł wbrew prądom swoich czasów, była niechęć do nacjonalizmu. Wychowany w liberalnej atmosferze wielojęzycznego Dyneburga, uważał, że Polacy powinni starać się stworzyć twór oparty na wzorze przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Nie przez przypadek związał się z Piłsudskim i był jednym z najważniejszych przedstawicieli ruchu federalistycznego.

„Odbudowanie niepodległej Polski po I wojnie musi za sobą pociągnąć również odbudowanie niepodległości innych narodów, które w przyszłości razem z Polską stanowiłyby wspólną Rzeczpospolitą, a więc Ukrainy, Białorusi i Litwy – przedstawiał po latach koncepcję federalistów. – Narody te razem z Polską oraz państwami bałtyckimi winny utworzyć wielki związek obejmujący znaczną część środkowej Europy”.

Związek ten miał być przeciwwagą dla sowieckiej Rosji. Program taki stawiał jednak federalistów „w pozycji ostrego konfliktu zarówno z imperializmem rosyjskim, jak i nacjonalizmem polskim”. Swianiewicz ostro krytykował zresztą nie tylko endeków, ale także władze sanacyjne, które pod koniec lat 30. zaczęły w praktyce realizować ideały Dmowskiego. Szykany wobec niepolskich obywateli II RP, takie jak palenie cerkwi, uważał za szaleństwo.

Jeszcze w 1963 roku przekonywał, że kiedy upadnie Związek Sowiecki, Polacy powinni natychmiast „nawiązać nić braterstwa i współpracy z rozsianymi wokół nich Ukraińcami, Litwinami i Białorusinami”. Razem powinniśmy stworzyć „nową sugestywną koncepcję Commonwealthu” wschodniej Europy. Niestety, Swianiewicz nie docenił destrukcyjnego wpływu, jaki na Polaków miały z jednej strony nacjonalizm, z drugiej komunizm.

Obie te ideologie sprawiły, że zerwaliśmy nić łączącą nas z wielką ideą naszych przodków. Po odzyskaniu niepodległości nikt w Polsce nie wystąpił z programem bliższego, systemowego związania naszego kraju z narodami tworzącymi niegdyś Rzeczpospolitą. W efekcie III RP jest państwem plemiennym, etnicznym, „Polską tylko dla Polaków”. Swianiewicz, który umarł w 1997 roku, musiał być rozczarowany. ?

[i]Stanisław Swianiewicz, W cieniu Katynia, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2010[/i]

Gdyśmy wyszli na zewnątrz, uderzyły mnie zapachy wiosny wiejące od okolicznych pól i lasów, chociaż jeszcze gdzieniegdzie leżały płachty śniegu. Był śliczny wiosenny poranek. Wysoko w błękitach bujał skowronek” – pisał Stanisław Swianiewicz o dniu 29 kwietnia 1940 roku, w którym otarł się o śmierć. Rzecz działa się na stacji kolejowej Gniezdowo pod Smoleńskiem, dokąd Sowieci przywieźli go wraz z innymi oficerami z Kozielska.

Gdy Swianiewicz zachwycał się wiosenną przyrodą, trzy kilometry dalej w Katyniu sowieccy oprawcy strzelali w tył głowy jego kolegom. Odgłosy pistoletowych wystrzałów nie dochodziły tak daleko. Swianiewicz nie miał więc pojęcia, że niewiele brakowało, aby on także z roztrzaskaną czaszką wylądował w masowej mogile. W ostatniej chwili przyszedł jednak rozkaz z Moskwy, aby zachować go przy życiu, jako wybitnego znawcę gospodarki Trzeciej Rzeszy.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą