Są teraz, dawniej nazywane „domami towarowymi”, galerie handlowe o poetyckich nazwach. Przypuśćmy, że jedna z nich nazywa się „HORYZONT”. I na jego linii kończy się postrzeganie świata przez niektórych. To jest ich horyzont: od restauracji sushi do kina z filmem trójwymiarowym. Dalej już świata nie ma i nie ma po co go sobie wyobrażać.
To wynalazek XXI wieku. To nie tylko odświeżony dom towarowy, to sposób na życie. Pięć dni nudnej harówki – za to w sobotę i niedzielę można wyskoczyć za granicę. Obejrzeć nowego mercedesa, modne trampki, zjeść w tajskiej pieprzne krewetki, a w końcu wylądować z orzeszkami w karmelu na kinowym fotelu. To horyzont – kupić wytarte jeansy, nową koszulę (która po promocji jest i tak dwa razy droższa od tej, którą mamy na grzbiecie), zapakować to wszystko do żółtej walizki Samsonite i zaimponować sąsiadom. Zjeść surowego łososia, pójść na film z Clintem Eastwoodem i wyjechać małym „japończykiem” z podziemnego garażu w świat (niestety) wschodniej Europy. To sposób na życie. To sposób życia. Dla wielu to spełnienie marzeń o luksusie. To kres ich horyzontu. Wracają do swoich skromnych gniazdek w blokach. Byliśmy za granicą! Podobne wrażenie mieli za komuny bywalcy Peweksu, gdzie za pięć dolarów mogli upić się wódką o smaku dymu (w poniedziałek możemy wrócić o czystej!).
Gdzieś na przedmieściach przeważnie są i ciągle powstają te rajskie przybytki luksusu. Zwykle w niedzielę, całymi rodzinami w polskim składzie: rodzice plus dwoje dzieci, Polacy wkraczają w świat czarów. Najpierw zakupy dla najmłodszych – lody w rożku, popcorn, czyli wióry do jedzenia i można rozpocząć zwiedzanie! Tyle że zamiast Matejki, Malczewskiego czy Nowosielskiego wpatrujemy się w kije do baseballa. To ładna sukienka dla Mirki, a to dobry sweter dla Jacka, ale tu wrócimy po obiedzie. Teraz obiad – dzieci ciągną do McDonalda, mama jest zwolenniczką sushi, a tata najchętniej by strzelił whisky – dziś mama prowadzi. Jakoś się godzimy i jemy dziwne potrawy ugotowane z dziwnych składników. W trakcie pochłaniania greckiej sałatki z niemieckim sosem z tutki tata myśli: zjadłbym schaboszczaka, ale tu trzeba jechać za miasto do motelu dla tirowców – oni wiedzą, co jest zdrowe. Jeszcze kupimy coś do ubrania. Tu „-50%”, tam „-70%” i obładowani wracamy.
Przed wojną przy Brackiej 25 był Dom Towarowy Braci Jabłkowskich. Nie za drogo, nie za tanio – wszystko można było kupić. W podziemiach – wystawy, w kawiarni – występy artystów estrady, a na pięterku – kukiełkowy teatrzyk dla dzieci. Teraz buduje się obok starego – Nowy Dom Jabłkowskich. Parter tego budynku, w nawiązaniu do przedwojennej roli zabytkowego gmachu, będzie przeznaczony na działalność handlową.
Póki co, może w weekendowym szale wpadnie komuś do głowy, żeby zajrzeć do muzeum, nie mówiąc o kościele. Po to też jest niedziela. A tak mieliśmy niedzielę na Orly, niedzielę na Głównym i znów mamy niedzielę na HORYZONCIE.