Obchodzimy 90. rocznicę przyłączenia Śląska do Polski. Czy przed wojną wśród Ślązaków popularne były hasła autonomii?
Zygmunt Woźniczka:
Aktualizacja: 23.06.2012 01:00 Publikacja: 23.06.2012 01:01
Foto: ROL
Obchodzimy 90. rocznicę przyłączenia Śląska do Polski. Czy przed wojną wśród Ślązaków popularne były hasła autonomii?
Zygmunt Woźniczka:
Po pierwszej wojnie światowej tendencje autonomiczne były dość silne wśród narodowo nieuświadomionych Ślązaków. Niemcy wykorzystywali je do rozbicia polskiego ruchu niepodległościowego. W 1918 roku postulat stworzenia niepodległego Śląska poparli niemieccy książęta i przemysłowcy. Ruch był jednak podzielony. Jedni chcieli niepodległości, inni autonomii w ramach Niemiec. W połowie lat dwudziestych Związek Polskich Górnoślązaków, który domagał się niepodległości, zrzeszał kilka tysięcy członków. Cechował go antysemityzm, wrogość wobec przyjezdnych Polaków i sympatia do Niemiec.
Niemcy go wspierali?
Tak, bo z ich perspektywy lepszy był Górny Śląsk niepodległy niż polski. Autonomistów po cichu wspierała też Czechosłowacja, której nie podobało się, że Śląsk Cieszyński znalazł się w Polsce. Wsparcie Berlina i Pragi dla autonomistów nie było jednak wystarczająco silne, żeby zagrozić polskiej integralności terytorialnej. Grupa autonomistów była zbyt nieliczna, a Berlin i Praga nie mogły otwarcie sprzeciwić się zwycięzcom Wielkiej Wojny. Francuzi natomiast woleli, żeby Górny Śląsk pozostał w granicach sojuszniczej Polski.
Polski Sejm wydał jednak Statut Organiczny Województwa Śląskiego, więc chyba można powiedzieć, że autonomiści postawili na swoim.
Statut został przyjęty w 1920 roku, czyli na długo przed ostatecznym ustaleniem granicy na Śląsku. Miał zachęcić mieszkańców regionu do opowiedzenia się za Polską. W Statucie ani razu nie pada jednak słowo „autonomia". Nie opracowywali go bowiem autonomiści, tylko wysłannicy Warszawy razem z grupą śląskich działaczy narodowych. Nie traktowali oni tej ustawy jako podstawy do autonomii. To miała być okrężna droga do Polski. Śląsk był wyjątkowym regionem i trzeba było zastosować wobec niego wyjątkowe reguły. Chodziło na przykład o rozbudowane ustawodawstwo socjalne. Nie można było go wprowadzić w całej Polsce, bo kraj by zbankrutował, ale jednocześnie na Śląsku nikt nie chciał z niego rezygnować.
Ślązacy mieli też inne przywileje?
Mieli własny Sejm Śląski, który posiadał szerokie uprawnienia. Łatwiej wyliczyć kompetencje, których nie miał. Nie mógł prowadzić własnej polityki zagranicznej, wojskowej i celnej. Mógł za to zaciągać pożyczki niezależnie od Warszawy. Istniał też osobny Skarb Śląski. Zdarzało się, że region pożyczał z niego pewne sumy Warszawie. Śląsk płacił też Polsce tzw. tangentę, czyli około 40 procent dochodów uzyskiwanych w regionie. Cały ten układ został jednak zaprojektowany po to, żeby po pierwszej wojnie światowej przyciągnąć Ślązaków do Polski, a nie po to, żeby ich odseparować od kraju.
Jak wyglądało to przywiązywanie do polskości?
Od 1926 roku do wybuchu wojny wojewodą śląskim był Michał Grażyński. To postać, która wzbudza kontrowersje, ale trzeba mu oddać, że był wielkim budowniczym polskiego Śląska. Z jego inicjatywy powstały Śląskie Zakłady Techniczne, które z miejsca stały się bardzo prestiżową uczelnią. Zbudowano też Instytut Śląski, Śląskie Konserwatorium Muzyczne, Bibliotekę Śląską czy Radio Katowice. To wszystko były bastiony polskości, które funkcjonują do dziś.
Prowadzono polonizację?
Tak, wprowadzono zarządzenie, że językiem obowiązującym w urzędach jest polski. Jednak w przeciwieństwie do tego, co działo się po 1945 roku, międzywojenna polonizacja była bardzo łagodna. Starano się na przykład zatrudniać jak najwięcej polskich inżynierów. Poza tym województwo śląskie wybudowało w Krakowie Dom Śląski, czyli akademik przy Akademii Górniczej, żeby Ślązacy mogli tam przyjeżdżać i kształcić się na inżynierów. W zamierzeniu polskich władz centralnych Śląsk miał się stać wizytówką Polski.
Dwudziestolecie międzywojenne to dobry okres w jego historii?
Zdecydowanie tak. Region bardzo się rozwinął. Jego wizytówkami były Katowice i Królewska Huta przemianowana w 1934 roku na Chorzów. Katowice rozbudowywano z rozmachem. Powstał Urząd Wojewódzki, który Jarosław Iwaszkiewicz porównywał do Pałacu Zimowego w Petersburgu. Zbudowano największą katedrę w Polsce, najwyższy po warszawskim Prudentialu wieżowiec. Był tak wysoki, żeby można było go oglądać z niemieckiego Bytomia. Miało to podnieść prestiż Polski, ale obok pięknych kamienic stały też szare familoki, a robotników dręczyły choroby. Był to region dużych różnic majątkowych.
W 1939 roku Górny Śląsk wcielono do Rzeszy. Jaki los spotkał jego mieszkańców?
Propaganda niemiecka głosiła w 1939 roku, że Niemcy przywracają Śląsk do macierzy. Chcieli zetrzeć wszystkie ślady polskości. Ślązaków nikt nie pytał, czy czują się Polakami czy Niemcami. Wszystkich wpisano na volkslistę. Jeśli ktoś nie podpisał, trafiał do obozu koncentracyjnego. Ponad 300 tysięcy Ślązaków powołano do Wehrmachtu nie jako Polaków, tylko jako zwykłych Niemców. Wielu z nich nie znało niemieckiego, więc stworzono dla nich nawet specjalne wojskowe szkoły językowe.
Można oszacować ilu Ślązaków identyfikowała się z Niemcami, a ilu nie miało najmniejszsej ochoty służyć w Wehrmachcie?
Nie sposób. Wielu polskich patriotów ze Śląska po klęsce w pierwszych dniach września ewakuowało się na Wschód. Oddziały złożone z byłych powstańców śląskich i korpus śląskiej policji brały udział w obronie Lwowa przed Armią Czerwoną. Ci ludzie zostali później wymordowani w Charkowie przez NKWD. Wielu Ślązaków przedostało się do Francji i Anglii, żeby walczyć z Niemcami. Jeśli natomiast chodzi o pobór do Wehrmachtu, to dochodziło do dziwnych sytuacji. Mamy relacje, że Ślązacy walczący w Afrika Korps, idąc do walki, często śpiewali piosenki z okresu powstań śląskich. SS chciało ich nawet za to prześladować, ale wybronił ich generał Rommel. Byli Ślązacy, którzy dostawali Krzyże Żelazne za walkę w Wehrmachcie i byli tacy, którzy stali się nazistowskimi zbrodniarzami. Ale ogromna część czekała tylko na to, żeby trafić do niewoli i przejść na stronę aliantów.
Ilu Ślązaków zmieniło front?
Prawdopodobnie około 40 tysięcy. Jednak trudno wyprowadzać z tej liczby jakiekolwiek wnioski. Na froncie wschodnim ci, którzy prze- chodzili na stronę Sowietów, byli rozstrzeliwani przez politruków albo kończyli w łagrach. Około trzech tysięcy Ślązaków wcielono do Armii Berlinga.
Na froncie zachodnim sytuacja była już inna.
Tak. Polskim oddziałom na Zachodzie zaczęło w pewnym momencie brakować żołnierzy i prowadzono specjalną akcję propagandową, żeby Ślązacy zmieniali front.
II Korpus Andersa uzupełnił straty spod Monte Cassino śląskimi dezerterami z Wehr- machtu. Wielu z nich szturmowało z II?Korpusem Bolonię. Ryzykowali podwójnie, bo kiedy dostawali się do niemieckiej niewoli, traktowano ich jak zdrajców i rozstrzeliwano.
Jak traktowano tych ludzi, gdy wrócili na Górny Śląsk?
Źle. Komuniści nie ufali śląskim weteranom, traktowali ich więc jak wrogów.
Z powodu służby w Wehrmachcie?
Też. Ale głównie dlatego, że służyli u Andersa. W oczach ubeków było to znacznie większe przewinienie. Wtedy też zaczęła się o wiele brutalniejsza niż przed wojną akcja polonizacyjna.
A co się działo na terenach, które przed wojną należały do Niemiec?
Dziwne rzeczy. Sowieci zachowali tam niemiecką administrację średniego szczebla, powołano komitety antyfaszystowskie z udziałem niemieckich komunistów ściągniętych z Moskwy, którzy zaczęli budować na tych terenach nowe, czerwone Niemcy. Niemiecka ludność była przekonana, że te tereny zostaną w Niemczech. Niemiecka administracja terroryzowała więc Polaków wspólnie z Rosjanami.
I zaczęły się wywózki.
Tak, od lutego do kwietnia 1945 roku Rosjanie wywieźli do łagrów 70, a może 90 tysięcy ludzi. W Jałcie uzgodniono, że Stalin będzie mógł sobie wynagrodzić straty wojenne wywózkami niemieckich maszyn i pracowników w głąb ZSRS. W niemieckiej części Górnego Śląska Sowieci nie odróżniali Polaków od Niemców. Do bydlęcych wagonów pakowali wszystkich jak leci. Ślązacy trafiali do łagrów w Donbasie czy Karagandzie. Co najmniej połowa nie wróciła.
Powstały też obozy pracy w Jaworznie i Świętochłowicach.
To były obozy, które zostały po Niemcach. Zaczęto je na powrót zapełniać wiosną 1945 roku. Brakowało ludzi do wydobywania węgla, więc do obozów sprowadzono 40 tys. niemieckich jeńców wojennych, którzy podjęli pracę w kopalniach. Jednocześnie UB wymuszało na zjednoczeniach węglowych podpisywanie umów, które były bliźniaczo podobne do tych, które w czasie wojny zawierało gestapo. UB dawało zjednoczeniom pieniądze i żywność, a w zamian żądało ludzi do pracy.
Dlaczego do tych obozów trafiały dzieci i starcy?
Dlatego, że po wojnie i wywózkach brakowało mężczyzn. A śmiertelność w obozach była olbrzymia. W Świętochłowicach w ciągu kilku miesięcy 1945 roku zamordowano trzy tysiące ludzi.
Ostatnio wybuchł o nie spór. Reżyser Paweł Sieger zatytułował swój film na ich temat „Polskie obozy koncentracyjne". Można je nazywać polskimi?
Ja bym je raczej nazwał śląskim gułagiem. Obozów najwięcej było na Górnym Śląsku, ale podobne powstawały w całym kraju. Więziono w nich wszystkich przeciwników nowej władzy. Na Lubelszczyźnie siedzieli w nich akowcy, a w Rembertowie powstańcy warszawscy. Nie można tu więc mówić o polskich obozach.
Działacze Ruchu Autonomii Śląska stawiają tezę o wyjątkowości śląskich losów. Mają one być różne od polskich.
Po części to prawda, bo Śląsk ma wyjątkową historię. Jednak jeżeli mówimy na przy- kład o tragedii Ślązaków deportowanych i mordowanych w ZSRS w 1945 roku, to nie możemy nie zauważyć, że ten sam los spotkał żołnierzy AK z Lubelszczyzny czy Kresów. To jest wspólny los Polaków pod rządami komunistów.
Odsetek ludzi deklarujących narodowość śląską wzrasta. Autonomiści będą nadal rosnąć w siłę?
Istnieje koncepcja, wedle której po 1989 roku władza pozwoliła na zawiązanie się mniejszości niemieckiej tylko na Opolszczyźnie. Nikt nie chciał jej natomiast na uprzemysłowionym i ważnym strategicznie Górnym Śląsku. Ambicje Ślązaków skierowano więc na do autonomię. Tymczasem znaczna część dzisiejszych Ślązaków to przyjezdni albo dzieci przyjezdnych. Przewodniczący RAŚ Jerzy Gorzelik nie mówi nawet gwarą. Ruch jest też nadmiernie w stosunku do swojej wielkości lansowany przez śląskie media. RAŚ idealizuje autonomię i skupia się wyłącznie na historii. Nie ma sensownego programu. Zajmuje się podsycaniem konfliktów regionalnych i sporu z Warszawą.
Jaka jest więc przyszłość RAŚ?
To w dużej mierze zależy od Warszawy. Po upadku kopalń i hut wielu Ślązaków jest sfrustrowanych i zagubionych. Największym zakładem pracy jest tu teraz Uniwersytet Śląski, a obszary nędzy są ogromne. Ludzie łatwo wierzą, że wszystkiemu winna Warszawa. Wciąż popularne jest przekonanie, że rząd wysysa ze Śląska pieniądze. Trzeba tym ludziom stworzyć sensowną ofertę. Jeśli zostawimy ich samym sobie, to uwierzą populistom.
Profesor Zygmunt Woźniczka jest historykiem. Wykłada na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Jest autorem m.in. książek „Represje na Górnym Śląsku po 1945 roku", „Katowice – wiosna 1945", „Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość 1945 – 1952"
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Obchodzimy 90. rocznicę przyłączenia Śląska do Polski. Czy przed wojną wśród Ślązaków popularne były hasła autonomii?
Zygmunt Woźniczka:
Gdy wokół hulają polityczne emocje związane z pierwszą rocznicą powołania rządu, z głośników w supermarketach sączą się już bożonarodzeniowe przeboje, a my w popłochu robimy ostatnie zakupy, warto pozwolić sobie na moment adwentowego zatrzymania. A nie ma lepszej drogi, by to zrobić, niż dobra lektura.
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej” Grażyny Bastek jest publikacją unikatową. Daje wiedzę i poczucie, że warto ją zgłębiać.
Dzięki „The Great Circle” słynny archeolog dostał nowe życie.
W debiucie reżyserskim Malcolma Washingtona, syna aktora Denzela, stare pianino jest jak kapsuła czasu.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Jeszcze zima się dobrze nie zaczęła, a w Szczecinie już druga „Odwilż”.
Na łamach Rzeczpospolitej 6 listopada nawoływałem, aby kompetencje nadzoru sztucznej inteligencji (SI) oddać Prezesowi Urzędu Ochrony Danych Osobowych (PUODO). 20 listopada ukazał się tekst polemiczny, autorstwa mecenasa Przemysława Sotowskiego, w którym Pan Mecenas powołuje kilkanaście tez na granicy dezinformacji, bez uzasadnienia, oprócz „oczywistej oczywistości”. Tak jakby autor był bardziej politykiem niż prawnikiem. Niech mottem mojej repliki będzie to, co 12 sierpnia 1986 roku powiedział Ronald Reagan “Dziewięć najbardziej przerażających słów w języku angielskim to „Jestem z rządu i jestem tu, aby pomóc”
W dniu 4 grudnia 2024 r. na łamach dziennika "Rzeczpospolita" ukazała się publikacja „Sankcja kredytu darmowego – czy narracja parakancelarii jest zasadna?” autorstwa mecenasa Wojciecha Wandzela, przedstawiająca tezy i argumenty mające przemawiać za możliwością skredytowania kosztów kredytu i pobierania od tego odsetek, które w ocenie autora publikacji są pewnym wyjściem naprzeciw konsumentom, którzy chcą pozyskać kredyt.
Rafał Trzaskowski zachwycił swoich sympatyków rozmową po francusku z Emmanuelem Macronem. Jednak w kontekście kampanii, która miała odczarować jego elitarny wizerunek, pojawia się pytanie, czy to nie oddala go od przeciętnego wyborcy.
Złoty w czwartek notował nieznaczne zmiany wobec euro i dolara. Większy ruch było widać w przypadku franka szwajcarskiego.
Czwartek na rynku walutowym będzie upływał pod znakiem decyzji banków centralnych. Jak zareaguje na nie złoty?
Olefiny Daniela Obajtka, dwie wieże w Ostrołęce, przekop Mierzei Wiślanej, lotnisko w Radomiu. Wszyscy już wiedzą, że miliardy wydane na te inwestycje to pieniądze wyrzucone w błoto. A kiedy dowiemy się, kto poniesie za to odpowiedzialność?
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas