Potem dobry policjant przez cały film ściga gangsterów, aby na koniec ich dopaść i doprowadzić przed oblicze Temidy albo wysłać przez oblicze św. Piotra. Ale rzeczywistość minionych kilku lat pokazała, że te czasy minęły: nadeszły czasy banksterów. Bankster to bankier, który kombinuje, jak okraść swoich klientów z pieniędzy, ale nie za pomocą pistoletu, lecz sztuczek finansowych. W tym jest mistrzem.

Pierwszą odsłonę tych praktyk mieliśmy w 2008 roku, kiedy to okazało się, że setki miliardów dolarów „bezpiecznych" instrumentów finansowych zostało sprzedanych przez banksterów klientom na całym świecie. Znalazł się nawet bank amerykański, który namawiał klientów na kupno tych (bez) wartościowych papierów, grając jednocześnie na spadek ich cen. Zatrudnieni w nim banksterzy zarabiali miliardy i wypłacali sobie wielkie bonusy; miliardy tracili też klienci.

Obecnie ujawniono kolejne manipulacje, w które zaangażowane są największe banki świata. Śledztwo trwa po obu stronach Atlantyku i zatacza coraz szersze kręgi. Oszustwo polegało na tym, że banki manipulowały podstawową stopą procentową (LIBOR), na podstawie której wyceniane są instrumenty finansowe o wartości setek bilionów dolarów i euro. Ta stopa procentowa, najważniejsza na świecie, powinna rzetelnie odzwierciedlać koszt pożyczek na rynku międzybankowym, czyli tam, gdzie banki pożyczają sobie nawzajem pieniądze. Jednak banki umawiały się, że do wyliczenia LIBOR będą podawały inne dane niż rynkowe. Cel? Zysk kosztem klientów, fałszowanie rzeczywistości, obniżenie kosztów pożyczek, poprawa wizerunku banku. Od tego zależała cena akcji banku, od dniej zaś – bonusy banksterów.

Coraz więcej twardych danych pokazuje, że wystarczyło ostatnich 30 lat, by bankierzy przeistoczyli się w banksterów i stworzyli przestępcze mechanizmy finansowe o skali bez precedensu w historii świata. Teraz ten system się załamuje, ale banksterzy nie składają broni: lobbing pozwala im rozwadniać nowe regulacje prawne, zasoby – oferowanie setek milionów dolarów na kampanie wyborcze wpływowych polityków i zatrudnianie najlepszych kancelarii prawnych. Mają też swoich ludzi w bankach centralnych, które oferują im bilionowe pożyczki. To swoista kroplówka utrzymująca ten skorumpowany system przy życiu. Banksterzy chcą jeszcze więcej pieniędzy podatników i jeszcze więcej darmowych pożyczek: żądają drukowania pieniądza, byle tylko utrzymać ten system jeszcze przez jakiś czas. Pozostaje nadzieja, że po potężnym kryzysie finansowym, który oczyści światowe finanse z banksterów, powróci normalność.

Na szczęście w Polsce do patologii na taką skalę nie doszło, ale banki też zaczęły się zmieniać na gorsze w pogoni za krótkoterminowym zyskiem. W październiku 2007 roku (jako wiceprezes NBP ostrzegałem w tym czasie, że ceny akcji są absurdalnie wysokie i rychło może dojść do znacznej przeceny) do okienka w jednym z banków zawitała starsza pani, która sprzedała właśnie nieruchomość i chciała korzystnie ulokować pieniądze. Nie znała się na finansach: jak sama zadeklarowała, wybrała ten właśnie bank, bo lubi aktora, który ten bank reklamuje... Doradczyni w okienku zachęciła ją do zakupu agresywnych funduszy akcji. Zrobiła to fachowo, pokazując, jakie stopy zwrotu fundusze te uzyskiwały w minionych kilku latach. Starsza pani dała się przekonać: po roku okazało się, że straciła ponad połowę dorobku życia. Jak profesjonalna doradczyni mogła namawiać starszą panią na zakup funduszy akcji w sytuacji, gdy każdy student ekonomii wie, że seniorzy powinni inwestować bardzo bezpiecznie, by nie doszło do utraty kapitału? Panienka z okienka też o tym wiedziała, ale miała odpowiednio określone cele sprzedażowe i dostawała premię za sprzedaż agresywnych funduszy. Wiec sprzedała. Oto banksterstwo w czystej postaci. Takie praktyki trzeba wypalać żelazem.

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula w Warszawie