Detale dotyczące wielkości populacji, waluty, dominującego przemysłu czy chociażby wysokości najwyższego szczytu mogą się przydać głównie podczas szkolnej klasówki. Jednak nie zaszkodzi je znać, a „Tajny agent" umożliwia ich zapamiętanie w sposób całkiem przyjemny, a niekiedy również zabawny.

Zasady rozgrywki nie są skomplikowane. Gracze spośród swojego grona wskazują jedną osobę, która zostaje tytułowym agentem. Następnie „agent" wybiera sobie jeden z sześciu krajów, których karty leżą na stole, i dzięki specjalnej książeczce poznaje podstawowe informacje o nim. Pozostali gracze dysponują kartami pytań, które mogą zagrywać podczas zabawy. Za ich pomocą próbują ustalić, o które z państw chodzi. Wbrew pozorom wcale nie jest to łatwe. No bo które państwo ma stolicę o nazwie Jaunde, powierzchnię równią 473 tys. kilometrów kw. oraz najwyższy szczyt sięgający ponad 4 km nad powierzchnię morza? Kamerun? Mikronezja? Rwanda? A może Birma? Bo taka Francja to na pewno nie.

O ile granie w „Tajnego agenta" z osobami w wieku szkolnym bywa źródłem wielu frustracji, o tyle dorośli bawią się zaskakująco dobrze. Oczywiście pod warunkiem posiadania odpowiedniego dystansu tak do siebie, jak i samej gry. Bo ta produkcja w sposób imponujący obnaża ich niewiedzę. Ludziom wydaje się, że wiedzą sporo o współczesnym świecie, kojarzą wiele nazw i faktów, mają pewne wyobrażenie o poszczególnych państwach. Zaskakująco często okazuje się, że jest ono błędne. I na tym właśnie polega zabawa.

„Tajny agent", Granna

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95