Szwecja już nie jasnowłosa?

Przez szwedzki design przechodzi fala dekadencji, odsłaniająca ostre krawędzie. Optymistyczny minimalizm mebli z Ikei, demokratyczne ubrania z H&M, ciepło Bullerbyn są już daleko za nami

Publikacja: 22.09.2012 01:01

Szwecja już nie jasnowłosa?

Foto: ROL

Dostojne i wspaniale utrzymane kamienice z XIX wieku, aleje z przycinanymi grabami, szeroki oddech na morze. Czysto, zamożnie, bezpiecznie. Gdy jest się przelotem w Sztokholmie, człowiekowi nie przychodzi do głowy, że na zapleczu tego dobrobytu mogą czaić się depresja, dewiacje i zbrodnie, które opisują w swoich książkach Henning Mankell i Stieg Larsson.

Optymistyczna fasada Szwecji szczególnie bije po oczach, gdy jak ja, przyjechało się tu w sprawie mody. Po salach wytwornego neobarokowego hotelu Berns grasuje malowniczy tłum Stockholm Fashion Week. Z malowideł na suficie brodaci dżentelmeni o twarzach protestanckich pastorów przyglądają się dziwacznemu widowisku: długonogie dziewczyny w mini, o włosach w tym jasnym odcieniu blond, jaki mają tylko Skandynawki i jakiego nie zapewni żaden l'Oreal, z powakacyjną opalenizną przywiezioną z Malediwów i szczupli mężczyźni o twarzach cherubinów, w wąziutkich garniturkach i najnowszych modelach adidasów defilują na podium w ekstrawaganckich i skąpych ubraniach.

Sztokholmski tydzień mody nie przypomina zasięgiem podobnych imprez w Paryżu, Nowym Jorku czy Mediolanie. Tam o każdy centymetr miejsca na widowni pokazów walczą tłumy chętnych, na podiach defilują top modelki, w pierwszych rzędach zasiadają gwiazdy rocka i Hollywood, którym zresztą za uświetnienie imprezy swoją obecnością trzeba nieźle zapłacić.

Tu jest kameralnie. Chciałabym powiedzieć – „lokalnie", ale nie, lokalnie nie jest już ani tu, ani nigdzie. Dzisiaj w świecie dóbr konsumpcyjnych wszystko dzieje się zgodnie z globalnymi wytycznymi. One, tak jak wytyczne Unii w sprawie kształtu ogórka, docierają do każdej stolicy, a ta urządza sobie własny fashion week.

Totalna fuzja

Ale czy naprawdę świat słucha tego, co mówi do niego Paryż? I tak, i nie. Główne instrukcje – modne kolory, długości, fasony – docierają z centrali, ale potem i tak każdy robi z tym, co chce. Moda rozprysła się na mikrotrendy, dostosowując się do środowiska geograficznego, grupy wiekowej, zawodowej, przynależności ideowej. Dokonała się totalna fuzja: Europa wzoruje się na folklorze afrykańskim, Ameryka przyswaja modę europejską, Rosjanki chcą wyglądać jak Włoszki, a Niemki jak Francuzki. Bogaci wolą wyglądać skromniej, biedni starają się, żeby ich trochę dogonić.

My w Polsce patrzymy na Paryż, ale dla jasnowłosej Szwecji mamy też dużo sympatii. Tak jak oni lubimy wygodę, styl sportowy, klimat mamy podobny. Tylko pieniędzy trochę mniej. To widać, gdy porówna się ulice Sztokholmu z naszymi. Niby to samo – dżinsy, kurtki, bluzy. Tylko u nich to wszystko jest lepszej jakości, droższe, porządniejsze. Którą dwudziestoletnią dziewczynę stać u nas na torbę Mulberry, Chloe? Tam widok to nierzadki, chociaż torba taka kosztuje parę tysięcy.

Na parterze dostojnego i eleganckiego domu towarowego NK (Nordiska Kompanijet) rozlokowały się międzynarodowe bestsellery mody – Gucci, Chanel, Chloe, Burberry, Louis Vuitton. To samo, co w każdym innym drogim supermarkecie ciuchowym na świecie. Globalny trend nakazuje mieć w szafie modne torby i tysiąc par butów. Szwedki też się temu podporządkowały. My mamy jeszcze kawałek drogi do przebycia.

Naturalność, funkcjonalność i praktyczne podejście do ubrania – to eksportowy stereotyp szwedzkiej estetyki. Znamy go z Ikei i lubimy. W tym stereotypie jest dużo prawdy. Klimat wymusza praktyczność – w Goteborgu nie chodzi się cały rok w szpilkach jak na Corso Como. Nie tylko klimat – sprawiła to i tradycja kraju surowego, pracowitego, milczącego, w którym zmysłowe przyjemności były potępiane. Dzieci z Bullerbyn chodziły w pocerowanych ubraniach i zniszczonych butach. Skandynawia rozrzutnością pogardzała. Tu nie widziano potrzeby, żeby kupować nowe rzeczy, kiedy stare są jeszcze dobre. Nawet jeszcze w latach 70., gdy przez Europę przechodziła kolorowa fala hipisowska, w Szwecji moda uchodziła za coś podejrzanego. Na Uniwersytecie Sztuki Rzemiosła i Designu Konstafack w Sztokholmie odbyło się nawet seminarium naukowe, na którym uznano modę za martwą. Została wymazana z instytucji oświatowych i mediów.

Potem nastąpił „szwedzki cud mody". Teraz, po 40 latach, jest ona wszędzie: w sklepach, kawiarniach, na  znaczkach pocztowych, a jeśli chodzi o wielkość powierzchni sklepowych, to lotnisko Arlanda przypomina warszawską Arkadię.

– Dzisiaj Szwedzi należą do „early adopters", pierwsi przyjmują nowości – mówi mi Gunilla Grubb, koordynatorka Fashion Week, menedżer Szwedzkich Marek Mody. – Eksportujemy modę, ale sami konsumujemy mniej. Jesteśmy oszczędni.

Styl narodowy

Można powiedzieć, że te szwedzkie marki, które stały się sławne na świecie, dochowują tradycji, na którą składa się prostota i funkcjonalizm. Oczywiście H&M jest na czele listy eksportowej, to dobro narodowe. ACNE, świetna projektowo i jakościowo marka, która swój sukces zawdzięcza dżinsom, teraz należy do czołówki mody światowej i wystawia się na Fashion Week w Londynie. Cheap Monday, także spec od dżinsów, które (podobno) na każdym dobrze leżą. Minimalistyczna Filippa K. (butik w Warszawie) Oscar Jacobson, zadomowiony na polskim rynku spec męskiej elegancji. To marki, które wypłynęły na szersze wody.

Ale od tej tradycji młodzi projektanci starają się uciec za wszelką cenę. Dlaczego? Przez szwedzki design przechodzi fala dekadencji. Do gry wchodzą imigranci. Na czele listy sztokholmskich pokazów mamy nazwisko arabskie – Fadi el Khoury – delikatna elegancja trochę w stylu festiwalowym, całkowicie nieszwedzka. Dalej Nhu Duong – azjatycki minimalizm.

Ale o ile styl narodowy ma zawsze odrębną specyfikę, o tyle awangarda jest wszędzie taka sama. Ubrania pocięte, poplamione, poszarpane, zamiłowanie do plastiku, papieru i innych nienadających się do noszenia materii „Progression of ancestral brutalism" – tak nazywa swoją kolekcję Erik Jeseffsona. Brutalna prawda, ale trudno tu znaleźć cokolwiek, co nadawałoby się do noszenia. Gadgeciarstwo, polegające na obwieszaniu ubrania zabawkami, kulami, balonami itp. Czy wystarczy obciąć jeden rękaw od koszuli, żeby zostać artystą?

Jednorazowy świat

Wobec tej defilady globalizmu wzruszająca narodowym nastrojem była chwila rozpoczęcia imprezy. Gdy goście i dziennikarze Fashion Week zajęli już swoje miejsca, na sali zapadła cisza. Cisza w takim miejscu to ewenement, bo moda jest równie głośna jak rock. Publiczność wstała i wszystkie głowy zwróciły się w jedną stronę. Okazało się, że przyszła księżniczka Wiktoria z mężem. Ubrana w wytwornie skromną beżową suknię, wygłosiła kilka zdań po szwedzku. Wybuchły brawa.

Widać, że szwedzkość ma się nieźle, a trzydziestopięcioletnia księżniczka cieszy się sympatią poddanych, większą chyba niż jej tatuś, który niedawno musiał się tłumaczyć narodowi z rozrzutnych rozrywek.

Za to przedostatniego dnia główny sponsor Fashion Week Mercedes-Benz zaprosił dziennikarzy na przyjęcie. Adres brzmiał jak prywatny. Przeskakując przez worki cementu, wdrapałyśmy się z koleżanką z „Gazety Wyborczej" na piąte piętro kamienicy, gdzie trwał remont. Na miejscu akcji sceneria była krańcowo różna. Mieszkanie na oko z 200 metrów z wnętrzem zaaranżowanym na neobarok. Brzuchate komody z pozłacanymi okuciami, aksamitne kanapy o wygiętych liniach, kryształowe żyrandole z Murano, na ścianach tapety we wzór imitujący stary księgozbiór. Wśród tych efektów spora liczba męskich aktów, co sugerowało, że autorem był designer orientacji mniejszościowej. Serwowano whisky, szampana i sushi, ale muzyka była tak głośna, że zwiałyśmy po godzinie.

Jak nazajutrz dowiedziałam się od Gunilli Grubb, to teatralne wnętrze zostało zaaranżowane tylko na jeden wieczór! Nazajutrz po nim miało być zdemontowane. – Dom i tak idzie do remontu, powiedziała Gunilla. W sytuacji, gdy słowem, które wszyscy Szwedzi mają teraz na ustach, jest „sustainability", zabrzmiało to szokująco. Jak łabędzi śpiew o równowadze ekolo- i ekonomicznej, ograniczeniu konsumpcji, poszanowaniu środowiska ma się do zmontowania i rozmontowania na jeden wieczór skomplikowanej scenografii?

No nic, takie są prawa rządzące jednorazowym i frywolnym światem mody. Nawet w Szwecji.

Dostojne i wspaniale utrzymane kamienice z XIX wieku, aleje z przycinanymi grabami, szeroki oddech na morze. Czysto, zamożnie, bezpiecznie. Gdy jest się przelotem w Sztokholmie, człowiekowi nie przychodzi do głowy, że na zapleczu tego dobrobytu mogą czaić się depresja, dewiacje i zbrodnie, które opisują w swoich książkach Henning Mankell i Stieg Larsson.

Optymistyczna fasada Szwecji szczególnie bije po oczach, gdy jak ja, przyjechało się tu w sprawie mody. Po salach wytwornego neobarokowego hotelu Berns grasuje malowniczy tłum Stockholm Fashion Week. Z malowideł na suficie brodaci dżentelmeni o twarzach protestanckich pastorów przyglądają się dziwacznemu widowisku: długonogie dziewczyny w mini, o włosach w tym jasnym odcieniu blond, jaki mają tylko Skandynawki i jakiego nie zapewni żaden l'Oreal, z powakacyjną opalenizną przywiezioną z Malediwów i szczupli mężczyźni o twarzach cherubinów, w wąziutkich garniturkach i najnowszych modelach adidasów defilują na podium w ekstrawaganckich i skąpych ubraniach.

Sztokholmski tydzień mody nie przypomina zasięgiem podobnych imprez w Paryżu, Nowym Jorku czy Mediolanie. Tam o każdy centymetr miejsca na widowni pokazów walczą tłumy chętnych, na podiach defilują top modelki, w pierwszych rzędach zasiadają gwiazdy rocka i Hollywood, którym zresztą za uświetnienie imprezy swoją obecnością trzeba nieźle zapłacić.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał