Dostojne i wspaniale utrzymane kamienice z XIX wieku, aleje z przycinanymi grabami, szeroki oddech na morze. Czysto, zamożnie, bezpiecznie. Gdy jest się przelotem w Sztokholmie, człowiekowi nie przychodzi do głowy, że na zapleczu tego dobrobytu mogą czaić się depresja, dewiacje i zbrodnie, które opisują w swoich książkach Henning Mankell i Stieg Larsson.
Optymistyczna fasada Szwecji szczególnie bije po oczach, gdy jak ja, przyjechało się tu w sprawie mody. Po salach wytwornego neobarokowego hotelu Berns grasuje malowniczy tłum Stockholm Fashion Week. Z malowideł na suficie brodaci dżentelmeni o twarzach protestanckich pastorów przyglądają się dziwacznemu widowisku: długonogie dziewczyny w mini, o włosach w tym jasnym odcieniu blond, jaki mają tylko Skandynawki i jakiego nie zapewni żaden l'Oreal, z powakacyjną opalenizną przywiezioną z Malediwów i szczupli mężczyźni o twarzach cherubinów, w wąziutkich garniturkach i najnowszych modelach adidasów defilują na podium w ekstrawaganckich i skąpych ubraniach.
Sztokholmski tydzień mody nie przypomina zasięgiem podobnych imprez w Paryżu, Nowym Jorku czy Mediolanie. Tam o każdy centymetr miejsca na widowni pokazów walczą tłumy chętnych, na podiach defilują top modelki, w pierwszych rzędach zasiadają gwiazdy rocka i Hollywood, którym zresztą za uświetnienie imprezy swoją obecnością trzeba nieźle zapłacić.
Tu jest kameralnie. Chciałabym powiedzieć – „lokalnie", ale nie, lokalnie nie jest już ani tu, ani nigdzie. Dzisiaj w świecie dóbr konsumpcyjnych wszystko dzieje się zgodnie z globalnymi wytycznymi. One, tak jak wytyczne Unii w sprawie kształtu ogórka, docierają do każdej stolicy, a ta urządza sobie własny fashion week.
Totalna fuzja
Ale czy naprawdę świat słucha tego, co mówi do niego Paryż? I tak, i nie. Główne instrukcje – modne kolory, długości, fasony – docierają z centrali, ale potem i tak każdy robi z tym, co chce. Moda rozprysła się na mikrotrendy, dostosowując się do środowiska geograficznego, grupy wiekowej, zawodowej, przynależności ideowej. Dokonała się totalna fuzja: Europa wzoruje się na folklorze afrykańskim, Ameryka przyswaja modę europejską, Rosjanki chcą wyglądać jak Włoszki, a Niemki jak Francuzki. Bogaci wolą wyglądać skromniej, biedni starają się, żeby ich trochę dogonić.
My w Polsce patrzymy na Paryż, ale dla jasnowłosej Szwecji mamy też dużo sympatii. Tak jak oni lubimy wygodę, styl sportowy, klimat mamy podobny. Tylko pieniędzy trochę mniej. To widać, gdy porówna się ulice Sztokholmu z naszymi. Niby to samo – dżinsy, kurtki, bluzy. Tylko u nich to wszystko jest lepszej jakości, droższe, porządniejsze. Którą dwudziestoletnią dziewczynę stać u nas na torbę Mulberry, Chloe? Tam widok to nierzadki, chociaż torba taka kosztuje parę tysięcy.
Na parterze dostojnego i eleganckiego domu towarowego NK (Nordiska Kompanijet) rozlokowały się międzynarodowe bestsellery mody – Gucci, Chanel, Chloe, Burberry, Louis Vuitton. To samo, co w każdym innym drogim supermarkecie ciuchowym na świecie. Globalny trend nakazuje mieć w szafie modne torby i tysiąc par butów. Szwedki też się temu podporządkowały. My mamy jeszcze kawałek drogi do przebycia.