Bogusław Chrabota: Żyć jak Herling-Grudziński

Jak żyć? Dziwne pytanie, bo i odpowiedź ciśnie się na usta w sposób niemal automatyczny. Oczywiście żyć jak Herling-Grudzinski, to zrozumiałe. Nigdy w tej sprawie nie miałem wątpliwości. A teraz, kiedy mija równo 100 lat od jego urodzin, staje się to jeszcze bardziej oczywiste. Był moim idolem od zawsze. Z początku idolem życiowym, a potem literackim.

Publikacja: 24.05.2019 17:00

Bogusław Chrabota: Żyć jak Herling-Grudziński

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Najpierw przygniotła mnie jego biografia. Dwudziestolatek, który w październiku 1939 roku, kiedy gąsienice niemieckich czołgów miażdżą jeszcze pola wrześniowych bitew, zakłada i staje na czele jednej z pierwszych organizacji podziemnych – Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej (PLAN). Potem przedziera się do okupowanego przez Sowietów Lwowa, by wiosną 1940 r. zostać aresztowany przez NKWD na granicy litewskiej i trafić do łagru. To Jarcewo, anonimowa wyspa archipelagu Gułag, którą rozsławił w wydanym po wojnie „Innym świecie". Tam późną jesienią 1941 r. dowiaduje się o pakcie Sikorski–Majski i amnestii dla przyszłych żołnierzy. Kieruje do naczelnika obozu kolejne prośby o zwolnienie, ale łagrowe naczalstwo pozostaje głuche. Pewnie by skończył jak współwięźniowie, gdyby nie desperacka decyzja o głodówce. Oprawcy boją się przełożonych, więc Herling trafia do Armii Andersa.

Przemierza z nią cały szlak bojowy, a za bitwę pod Monte Cassino dostaje Virtuti Militari. Po wojnie decyduje się na emigrację, nie ciągnie go zajęta przez Sowietów Polska, zna ich dobrze z Jarcewa. Najpierw wiec Londyn, współpraca z „Wiadomościami", a równolegle przyjaźń z Giedroyciem i paryska „Kultura", której zostaje wierny niemal do końca. Po serii osobistych dramatów trafia w końcu do Neapolu, by osiąść w nim na stałe, ożenić się z córką Benedetta Crocego i stać się w jakiś sposób strażnikiem jego duchowego dziedzictwa.

Neapolu nie opuści już nigdy, to jego dom, fascynacja, druga ojczyzna, i prawdziwa macierz jego oryginalnego pisarstwa. Bo o ile wszedł do historii literatury książką świadectwem, jaką był, jest i pozostanie „Inny świat", o tyle jego późniejsze pisarstwo żywiło się niemal wyłącznie klimatem i legendą jego drugiej ojczyzny. „Inny świat" był zresztą nie tylko książką, był wyborem. Poprzedzone wstępem Bertranda Russella oskarżenie systemu sowieckiego zamknęło mu na zawsze drzwi do kraju. Skazało w komunistycznym raju na infamię, nieistnienie. Jego nazwisko i twórczość były objęte najściślejszą cenzurą. Taka była jego osobista cena prawdy. I mimo że nie sprzeniewierzył się przesłaniu „Innego świata", ani przez jedną chwilę długiego życia, swoje pisarstwo poświęcił czemuś zupełnie innemu.

Pamiętam, jak czytałem w latach 80. miniaturowe, podziemne wydanie jego „Dziennika pisanego nocą". Przeklinałem mrówczy druk, ale jakimż haustem świeżego powietrza były dla mnie wtedy te książki! Dzięki nim można było upajać się interpretacjami światowej prozy, przemyśliwać Dostojewskiego, wsłuchiwać się w Silonego czy Nicole Chiaromonte, którzy byli dla Herlinga tak wyjątkowo bliscy. O ile jednak „Dziennik" był kontaktem intelektualnym z wolnym światem, prawdziwą wycieczką w metafizykę najważniejsze dla mnie zawsze były jego znakomite opowiadania. A jak były ważne, świadczy to, jak głęboko zostały mi w pamięci. Zwłaszcza te wczesne, „Książę niezłomny", „Wieża", „Most" czy późniejsza „Srebrna szkatułka". Powalało mnie na kolana jego zauroczenie historią. Umiejętność jej dotknięcia w ludzkiej skali, bez rozpędzania do kosmicznych prędkości kół procesów dziejowych, od czego nie umiał uciec choćby Sołżenicyn.

Herlinga fascynował los jednostek, zwłaszcza – jak on sam – ciężko doświadczonych przez los. Pochylał głowę nad trędowatym młodzieńcem zamkniętym w wieży czy żebrakiem „Il Pipistrello", tubylcem neapolitańskiego mostu. Prócz fascynacji ich losem było jednak w tych opowiadaniach coś dużo głębszego. Wyraźny odcień głębokiego miłosierdzia, miłości do ludzi, współczucia i szacunku.

Świat opowiadań Herlinga nie jest obojętny. To świat szlachetnych uczuć, refleksji moralnej, ludzkiego oddechu. Na dodatek Herling nie jest ani przez sekundę patetyczny. Nie poucza. Nie krzyczy. Każe patrzeć. Dostrzegać i podawać rękę. Tak rozumiałem mojego mistrza, Księcia niezłomnego w swoich wyborach, bo choć pisał w słynnym opowiadaniu o Benedetcie Crocem, tak naprawdę wyznaczył tym tekstem ścieżkę własnego życia. Był szczęśliwy, że dożył wolnej Polski. Wracał do niej, kiedy tylko mógł, i z przyjemnością podpisywał swoje książki wydane już legalnie, z czcionką normalnej wielkości, dla normalnych ludzi.

Spotkałem go w życiu tylko raz, dzięki przyjaznemu gestowi Michała Komara. Przegadaliśmy dobrą godzinę w knajpce w podziemiach Muzeum Narodowego. Rozmawialiśmy o Polsce, Włoszech i historii. Chciałem się nim nacieszyć, jak tylko długo się dało. Niestety był już starszym, zmęczonym człowiekiem i mimo całej serdeczności nie miał już wiele sił na rozmowę. Pożegnałem go wtedy niestety na zawsze. Zaprosił mnie do siebie do Neapolu, ale nie zdążyłem tam dotrzeć za jego życia. Zmarł kilka miesięcy później na wylew. Odszedł w 2000 roku. Wielki mistrz. Wielki pisarz. I wielki mistrz życia. Książę niezłomny.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą