Jaka broń dla Polski? Najlepsza

Na stole leży 140 miliardów złotych, tyle bowiem państwo polskie chce w ciągu dekady wydać na zakupy uzbrojenia.

Publikacja: 26.04.2013 20:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Pod blatem trwa już przeciąganie liny między koncernami zbrojeniowymi. Kontrakty to jednak dużo więcej niż górka pieniędzy do zarobienia, więcej niż nowe miejsca pracy, więcej niż szansa dla polskiego przemysłu, to nasze bezpieczeństwo. A w tym wypadku reguły ekonomiczne nie powinny decydować.

Wszędzie na świecie dostawy broni są kwestią geopolityczną. Co i u kogo kupować? W jakim stopniu produkować ją samemu? Gdzie serwisować? Skąd będą pochodziły części zamienne? Odpowiedzi na te pytania ustawiają obronę państwa na długie dziesięciolecia, trzeba więc ich udzielać nadzwyczaj ostrożnie.

1

Sytuacja idealna wyglądałaby następująco: cała broń podstawowa powinna być produkowana i serwisowana w Polsce. W pełni kontrolowalibyśmy wówczas proces projektowy, dostosowywali w każdym calu sprzęt do potrzeb armii, mieli zapewnione rezerwowe moce produkcyjne na wypadek wojny i bezpieczne dostawy części zamiennych. Do takiego ideału dążyła przedwojenna Rzeczpospolita, budując Centralny Okręg Przemysłowy i krajowe zakłady zbrojeniowe, ale nawet wtedy, przy znacznie mniejszym zaawansowaniu technologicznym broni niż obecnie, nie byliśmy w stanie w pełni podołać temu wyzwaniu: musieliśmy kupować ją za granicą.

Obecnie zbrojeniowa autarkia jest niemożliwa. Sprzęt wojskowy importują nawet Stany Zjednoczone, a także Rosja, choć samowystarczalność w tej dziedzinie była w niej do niedawna niepodważalnym dogmatem. Nie ma zatem ucieczki od sprowadzania broni, pytanie brzmi jednak – na jakich warunkach? I kolejna kwestia, jak zapewnić bezpieczeństwo dostaw w razie konfliktu i odcięcia lub zakłócenia szlaków zaopatrzeniowych? Amerykanie oraz Rosjanie nie mają problemów z kupowaniem uzbrojenia za granicą, jednak nie dotyczy to sprzętu elementarnego, choćby głównych typów śmigłowców bojowych i transportowych, podstawowego czołgu pola walki, podstawowych typów samolotów wielozadaniowych.

Polska niestety nie może sobie pozwolić na taki luksus, nie jesteśmy w stanie sami wyprodukować choćby maszyny porównywalnej z F-16, o F-22, na który także mamy apetyt, nie wspominając. Przed politykami (bo to oni ostatecznie podejmą decyzję) stoi trudne zadanie: jak pogodzić dwie zmienne, które mogą się wykluczać? Pierwsza to uzasadnione żądanie wojska, by dostarczyć mu możliwie najlepszy sprzęt. Druga, aby jak najwięcej broni wytwarzać w kraju, co wzmocni nasze PKB, da ludziom pracę i najważniejsze ze strategicznego punktu widzenia – zapewni ciągłość dostaw w razie wojny.

2

Dylemat ten dotyczy wszystkich dużych kontraktów zbrojeniowych, które zostaną wkrótce podpisane: pancernego, obrony powietrznej i śmigłowcowego. Aby sprawę jeszcze bardziej skomplikować, dodajmy kolejny problem do rozwiązania. Czy kupować sprzęt sprawdzony w boju, produkowany w tysiącach egzemplarzy, a zatem przetestowany, ze stosami części zamiennych na zapleczu, ale już nieco przestarzały, czy może przeciwnie – ultranowoczesny, nowatorski, ale jeszcze nie używany, a więc de facto nie przetestowany na polu walki?

W przypadku pierwszego kontraktu dylemat ów sprowadza się do pytania, czy nabyć na rynku tanie, używane leopardy 2 i unowocześnić je do najnowszej wersji, czy może zaprojektować własną platformę pancerną. Przy zamówieniu śmigłowcowym zaś – czy kupić amerykańskiego black hawka montowanego w Mielcu, konia roboczego kilku ostatnich wojen, czy może AW 149, cudo techniki firmy AgustaWestland, które jednak nigdy nie walczyło? Jeśli zaś chodzi o obronę przeciwrakietową – czy lepszy będzie amerykański Patriot, także w najnowszej wersji, z pełnym oprzyrządowaniem, czy może własne rozwiązania wzbogacone tylko o rakiety przechwytujące od producenta zagranicznego, bo tych akurat nie umiemy wytwarzać?

3

Zagraniczne koncerny i rodzime firmy zaczęły już taniec godowy wokół kontraktów zbrojeniowych, lobbing idzie pełną parą, także w mediach. Łatwo dać się zwieść zaletom jednych lub drugich oferowanych Polsce produktów, bo też i mają one rzeczywiste plusy: złomu nikt nam nie chce wcisnąć.

Skoro jednak najważniejsze jest bezpieczeństwo kraju teraz i w następnych dekadach, sprzęt pancerny, lotniczy i system antyrakietowy musi być możliwie najnowocześniejszy. Nie mamy jednak pewności, że podczas wojny dostawy z zagranicy nie zostaną zakłócone, trzeba zatem uruchomić jego produkcję w Polsce. Te dwa kryteria są decydujące. Tworzenie nowych miejsc pracy, rozwój gospodarczy kraju, czy wreszcie koszty mają oczywiście znaczenie, ale drugorzędne.

Pod blatem trwa już przeciąganie liny między koncernami zbrojeniowymi. Kontrakty to jednak dużo więcej niż górka pieniędzy do zarobienia, więcej niż nowe miejsca pracy, więcej niż szansa dla polskiego przemysłu, to nasze bezpieczeństwo. A w tym wypadku reguły ekonomiczne nie powinny decydować.

Wszędzie na świecie dostawy broni są kwestią geopolityczną. Co i u kogo kupować? W jakim stopniu produkować ją samemu? Gdzie serwisować? Skąd będą pochodziły części zamienne? Odpowiedzi na te pytania ustawiają obronę państwa na długie dziesięciolecia, trzeba więc ich udzielać nadzwyczaj ostrożnie.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy