O strachu jako elemencie politycznym zapisano już miliony stronic, o lękach, bojaźniach, i niepokojach w psychologii i psychiatrii napisano mniej, ale za to wymyślono w ostatnim półwieczu setki lekarstw, które mają te stany łagodzić lub nawet im zapobiegać.
„Teoria strachu", w dosyć prymitywnej formie, istnieje jako jeden z dominujących motywów w politycznej debacie, nie tylko w Polsce, ale i w Stanach Zjednoczonych. W USA stała się modna po ataku na World Trade Center, 11 września 2001 r., ale nabrała rozmachu po wyborze prezydenta Trumpa.
W Polsce można datować początek nowoczesnej „teorii strachu" na 2005 rok, czyli pierwszą wygraną PiS i wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta. Teoria ta ma tłumaczyć skomplikowane często wybory obywateli jednoczynnikowo: strachem, który jest generowany przez rządzących w jednym tylko celu – by zdobywać i utrwalać swoją władzę. Bardzo często nie wiadomo jednak, kto kogo czym straszy, które zagrożenia są prawdziwe, które są specjalnie podkreślone, a które zmyślone.
Przepraszam moich czytelników, że znowu wrócę do „Gazety Wyborczej" i wystąpień jej redaktora naczelnego w pierwszej dekadzie naszego wieku, który to naczelny zaczął wówczas drżeć o swoje bezpieczeństwo i pisać (również po angielsku), że obawia się, iż znowu, jak w komunizmie, usłyszy pukanie do drzwi o szóstej rano. „Adam Michnik ocenił, że PiS-owi zależy na tym, żeby wzbudzić w ludziach lęk. »Ja sobie zresztą zdefiniowałem PiS jako partię Podejrzliwości i Strachu« – powiedział"– relacjonowano jego telewizyjny wywiad w 2012 roku. Redaktor zapowiadał już wtedy, że Jarosław Kaczyński toruje w Polsce drogę „putinizmowi", czyli systemowi, w którym można bezkarnie zamykać w kryminale swoich oponentów politycznych. Jeżeli redaktor lub jego akolici naprawdę w to wierzyli, a może nawet dalej wierzą, to właśnie to można nazwać lękiem w terminologii psychiatrycznej (po angielsku anxiety disorder) i najskuteczniejszym lekiem na to jest Alprazolam. Chociaż i antyhistamina może pomóc, a w przypadku nagłego lęku, który obezwładnia, należy głęboko oddychać. W sytuacji gdy na świecie jest tyle państw, gdzie naprawdę pukają o szóstej rano, wchodzą bez pukania lub zabijają przeciwników politycznych, nieprzyzwoitością jest tworzenie fikcji państwa policyjnego. Już kilkanaście lat temu zapowiadałam, że gdy pojawią się więźniowie polityczni w Polsce, to będę ich bronić.
W pierwszym etapie straszenia to sam PiS miał być groźny. Gdyby miał dojść do władzy, to miał się zachowywać co najmniej jak Putin, który, jak wiemy, morduje nie tylko swoich przeciwników, ale i wymordował ćwierć miliona Czeczenów. Gdy PiS wygrał wybory i nie spełnił oczekiwań wprowadzenia czarnego terroru, zrobiło się coś na kształt chaosu strachu. Strach ostatnio wyzierał prawie zewsząd i już nie było wiadomo, kto kogo czym straszy. Pisano o „polityce strachu i pogardy", o „lękach Polaków", „obawie przed ewentualnym polexitem", „strachu przed euro" (raz przed jego wprowadzeniem, raz przed jego niewprowadzeniem), strachu przed LGBT, strachu przed pedofilami wśród księży i strachu przed ujawnianiem ich, „strachu przed Żydami i roszczeniami żydowskimi", strachu przed muzułmanami, przed Niemcami, Ukraińcami. Prześcigano się w znajdowaniu, czego to boi się ten nieszczęsny wyborca. I przy okazji straszono go.