Wystarczyło kilka godzin, żeby wiedźmin wykosił całą konkurencję z Danem Brownem na czele. Powieści jeszcze nie było, a już stała się bestsellerem, dzięki przedsprzedaży. I można dziś chyba zaryzykować stwierdzenie, że będzie najchętniej kupowaną w Polsce książką pod choinkę. A za rok? Kto wie, czy znowu nie okaże się, że Geralt bije konkurencję, bo 30 września 2014 do sprzedaży ma trafić „Wiedźmin 3. Dziki Gon", czyli trzecia odsłona bestsellerowej gry komputerowej na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego. Zapowiada ją już amerykański Amazon, bo choć jej wydawca i twórcy są Polakami, to mówimy o produkcie naprawdę globalnym. Inaczej w ciągu sześciu lat od premiery pierwszej części nie sprzedano by 6 milionów kopii „Wiedźminów" (części 1. i 2., która nosi podtytuł „Zabójcy królów").
Fantastyczny bohater fantasy
Wszystko zaczęło się jednak od literatury i dziś, po 13 latach od premiery ostatniej książki o wiedźminie, bohater Sapkowskiego wraca w powieści. I jest to powrót udany. Ale zanim go omówimy, trzeba się cofnąć, by odpowiedzieć na pytanie, kim jest Geralt z Rivii. Dla niewtajemniczonych tytułem wstępu należy dodać, że mówimy o postaci z literatury fantasy, której fundamenty stworzył J.R.R. Tolkien we „Władcy pierścieni". To takie quasi-średniowiecze, gdzie rycerze jeżdżą konno i biją się na miecze, rządzą władcy feudalni, a po świecie chodzą elfy, krasnoludy, smoki i inni nieludzie. W ogóle magia jest tu częścią rzeczywistości i to czarodzieje mogą zdecydować, kto wygrywa bitwę czy zdobywa tron. Tych kilka uwag to w zasadzie oczywista oczywistość dla każdego odbiorcy kultury masowej, bo nawet jeśli ktoś fantasy nie lubi i nie czyta, to miał z nią wiele razy do czynienia. Ostatnie trzy dekady to czas triumfalnego pochodu czarowników i potworów przez telewizyjne oraz kinowe ekrany. Ma to, oczywiście, korzenie w literaturze i trudno się dziwić, że ma się ona świetnie. Wydała największe hity komercyjne ostatnich lat z Harrym Potterem na czele. Doskonale ma się również w Polsce, gdzie powstaje sporo książek tego gatunku, a ich autorzy, tacy jak np. Jarosław Grzędowicz czy Andrzej Pilipiuk, mają abonament na miejsca na czołówkach list bestsellerów. Odbiorcy fantastyki są bowiem wierni swoim autorom i bez względu na koniunkturę kupują książki. Obywa się ona zresztą w naszym kraju bez mediów głównego nurtu, które tę literaturę ignorują.
Akurat Sapkowskiego to nie dotyczy, bo i skala jego sukcesu jest jak na nasze warunki gigantyczna (nie tylko w Polsce, bo tłumaczenia na 15 języków to nie jest przypadek), i jakość tej prozy zdecydowanie odbiega od przeciętnej. Autora sagi o wiedźminie nie przypadkiem nazywano „nowym Sienkiewiczem". Niewielu pisarzy potrafi opowiadać jak on i tworzyć bohaterów, na których kolejne przygody czekają setki tysięcy czytelników. Wiąże Sapkowskiego z autorem „Potopu" także miłość do staropolszczyzny (mnóstwo tu nawiązań do niej w języku), kult rycerskości i poczucie humoru, które sprawia, że poza postaciami walecznymi mamy całą galerię komicznych. Jest jednak pewna zasadnicza różnica. Sienkiewicz był pisarzem czerpiącym przede wszystkim z polskiej historii i tradycji. Sapkowski, choć pisze lepiej niż większość autorów tego gatunku na świecie, nie wychodzi poza ramy świata fantasy. Można wręcz powiedzieć, że uprawia literaturę gatunkową, choć akurat w przypadku fantastyki jest to dalece nieprecyzyjne określenie.
Po raz pierwszy wiedźmin Geralt pojawił się w opowiadaniu na łamach „Fantastyki" w 1986 roku. Cztery lata później wyszedł pierwszy zbiór opowiadań poświęconych temu bohaterowi, a w roku 1994 pierwszy tom powieściowej sagi (pięć części). To ten cykl był największym sukcesem w karierze pisarza. „Sezon burz" to dziesiąta książka o Geralcie. Poprzednia, „Coś się kończy, coś się zaczyna", premierę miała w 2000 roku. Składała się z opowiadań publikowanych wcześniej w prasie lub pisanych do szuflady. I właśnie do nich nawiązuje nowa książka Sapkowskiego.