„Igrzyska Śmierci – w pierścieniu ognia", które w ostatecznym rozrachunku mogą okazać się największym hitem kin roku 2013, to dowód na to, że popkultura wcale nie tkwi w spirali śmierci.
Jak w wielu innych tekstach o stanie dzisiejszej kultury popularnej, tak i tym razem trzeba na początku przyznać, że wszystko zawdzięczamy J.K. Rowling i jej powieściom o Harrym Potterze. To ona zbudowała wrażliwość, otwartość i ciekawość nowego pokolenia czytelników. Ba, to ona zbudowała nowe pokolenie czytelników w czasach, gdy wydawało się, że już nic nie przekona dzieci do czytania książek. Kolejne tomy przygód małego czarodzieja wychodzące na przełomie wieków były kulturalnymi wydarzeniami bez precedensu. Gdy aż za dużo rozmaitych popkulturowych dóbr było dostępnych, nie ruszając się z krzesła, za jednym kliknięciem myszki czy pilota, rzesze dzieciaków zbierały się przed księgarniami, by zdobyć w dniu premiery kolejny tom swej ulubionej serii.
Być może gdyby nie Rowling, pojawiłby się ktoś inny – trzeba przyznać, że idealnie trafiła we właściwy czas i miejsce na rynku. A może nie byłoby nikogo i księgarnie byłyby dziś równie rzadkie co pracownie szewców czy zegarmistrzów. Ale nie ma co gdybać, oto trafiła nam się Rowling i okazało się (nie pierwszy raz w historii ludzkiej kultury), że odbiorca niekoniecznie chce być cały czas prowadzony za rączkę. Że dziecko rozumie znacznie więcej, niż wydaje się większości ludzi, którzy pracują w sektorze „kultura dla młodszych" i że nie boi się trudnych tematów. Skomplikowana, acz nadzwyczaj logiczna powieść o sierocie, szkolnym outsiderze, któremu przypadła powinność stawienia czoła zagrożeniu, z którego nie chce zdawać sobie sprawy większość dorosłego świata, okazała się lekturą niemal idealną, zwłaszcza gdy wszystko hojnie okraszono magią i fantastyką.
Wielu twórców usiłowało ten schemat później powtórzyć, ba, wielu twierdziło, że to oni jeszcze przed Rowling ten schemat wymyślili, ale to jej należy się wielkie uznanie za skutek, jaki te siedem tomów wywołało na świecie. Bo wywołało głód książek. Miliony dzieci (a pod koniec całej serii – już nastolatków) przeczytało i chciało czytać dalej. Niektórym oczywiście wystarczył sam Potter i po zakończeniu lektury płynnie wracali do pierwszego tomu i czytali w kółko. Ale większość chciała czytać coś więcej. Oczywiście natychmiast im tego dostarczono, w zachodnich księgarniach (a z czasem również i polskich) renesans przeżył dział zwany „Young Adults", czyli po prostu książki dla nastolatków. Nowych serii, autorów, mniej lub bardziej fantastycznych bohaterów pojawiły się dziesiątki.
Wampir wychowawca
Wyścig o rząd dusz po Rowling nieoczekiwanie wygrała Stephenie Meyer tetralogią o miłości nastolatki i wampira. Cykl „Zmierzch" będący literaturą o kilka poziomów słabszą od Rowling idealnie trafił w zupełnie inne potrzeby młodych czytelników, a zwłaszcza czytelniczek. Od Pottera minęło kilka lat i teraz znacznie bardziej interesowały ich związki. I znowu: jeśli otrzepać tę fabułę z wampirów, całej fantastyczności i przebrnąć przez nie najlepszy styl, dotrzemy do nadzwyczaj interesującej treści. Oto bowiem i tym razem się okazuje, że czytelnicy zafascynowali się książką, która idzie absolutnie pod prąd większości współczesnego przekazu dla młodzieży. W czasach, gdy nastoletnia seksualność wręcz wylewa się z telewizji i gazet, gdy większość najpopularniejszych artystek pokolenia epatuje rozwiązłością, gdy wydaje się, że tylko jedno dzisiejszym nastolatkom w głowie, wielką popularność zdobywa seria książek, której przewodnim tematem jest wstrzemięźliwość i odpowiedzialność. Naprawdę. To o tym jest historia miłości Belli i Edwarda. Mało kto równie poważnie jak oni podchodzi dziś do kwestii seksu. Nie śpieszą się z tym, wahają, mają mnóstwo wątpliwości. I nie chodzi tylko o ukąszenie wampira, przemianę, która od dekad w literaturze i kinie grozy jest metaforą seksu, ale dosłownie o prozaiczny „pierwszy raz" pomiędzy parą kochanków. Bo miłują się nieomal od samego początku, ale (z najróżniejszych powodów) z tzw. dowodem miłości czekają wieleset stron. Jeśli zestawić to chociażby z tym, co słychać w co drugiej piosence nastoletnich gwiazdek MTV, to rozdźwięk jest naprawdę duży.
Ale „Zmierzch" to już też przeszłość. A fala nastoletnich czytelników nie tylko rusza dalej, ale też staje się coraz starsza. Myślę, że właśnie gdzieś w tym momencie jej szczyt przeszedł granicę pełnoletności. I co dalej? Serii książkowych wciąż pojawia się po kilkanaście na miesiąc, pytanie brzmi – co tym razem urzeknie miliony? Wszystkich, którzy się spodziewali, że najważniejsze dla czytelników będą rozmaite permutacje fantastycznych historii miłosnych, srodze się zawiedli. Bo oto nadszedł czas „Igrzysk śmierci".
Kolejna autorka – Suzanne Collins (co w tym jest, że za każdym razem mówimy o książkach pisanych przez kobiety?) stworzyła trylogię o przetrwaniu. O złym systemie społecznym, z którym trzeba walczyć. Wątek romansowy jest w tych książkach obecny marginalnie. Najważniejsza jest krytyka społeczna i wezwanie do rewolucji.