A spod kapelusika, potem kapelusza sypią się niezwykłe, złoto-rude włosy. „Ulepione są z kochliwego ciasta. Kiedy tylko skończą dwanaście lat, już miłość gdzieś je prowadzi. Widzą z daleka jej gorejącą pochodnię i idą za nią przez półmrok dzieciństwa" – pisał o takich stworzeniach Carlo Gozzi. Plotkarze wyliczają dziesiątki mężczyzn urzeczonych przez nią, uwiedzionych, czołgających się jak na drzeworytach Schulza – i musimy przyjąć to na wiarę, patrząc na zachowane zdjęcia kobiety o drobnych zębach, wiewiórczym zgryzie i przepastnych oczach. Do wielkiej literatury przeszli dwaj: kapryśny, szczupły Osip Brik, po którym wraz ze ślubem w 1912 r. wzięła nazwisko, i chmurny olbrzym Majakowski, którego w 1915 r. odbiła w Piotrogrodzie własnej siostrze: poeta, który łamał na kolanie wersyfikację rosyjską, zadedykował jej wszystkie poematy prócz „Lenina", podarował sławę, by wreszcie palnąć sobie w łeb jak w cygańskim szansonie.
Ze śmiercią Majakowskiego skończył się ménage à trois. Osip Brik, zanim zmarł na zawał, próbował odzyskać godność z redakcyjną maszynistką, a drobna, wielkooka kobieta przeżyła kolejne pół wieku, kolekcjonując futra, apaszki i zaproszenia na premiery. Kiedy trzeba było, nie pisnęła słowa po aresztowaniu w 1936 r. jednego z kolejnych mężów, komkora (generała) Armii Czerwonej Witalija Primakowa, choć w tym samym czasie słała na Kreml pisma z żądaniem zwiększenia nakładów Majakowskiego. W czterdzieści lat później, kiedy już można było, w rozmowach z zachodnimi korespondentami krytykowała wyrok na Siergieja Paradżanowa.
Żadne szaleństwo serca jej nie zżarło: „Trochę trzeba zebrać w plecach, dać nową watolinę i może skrócić" – instruuje siostrę, śląc jej używane paletko – i tak przez pół wieku: wykaz poprawek krawieckich i dedykowanych jej debiutanckich tomików wypełnił gruby tom listów.
Samowystarczalna: żadnych dzieci czy innych pekińczyków. Czasem lubiła westchnąć nad „Osią czekającym w niebie" – ale było to niebo deklamatorów, klejone z tektury i pudru. A kiedy przyszedł czas na krzyż starości – złamana szyjka kości biodrowej – na daczy w mitycznym Pierediełkinie sięgnęła po fiolkę nembutalu.
W testamencie zażyczyła sobie, by jej prochy rozsypano w malowniczym podmoskiewskim zakątku, pod Zwienigorodem: pierwszy i ostatni raz w życiu złamała tym żądaniem radzieckie prawo, które nie dopuszczało takich ekstrawagancji.