Między eurosceptykami przebiegają różne linie podziału. Najostrzejsza między Frontem Narodowym a brytyjską UKIP. Nigel Farage zarzuca Francuzom antysemityzm, więc nie zamierza być z nimi w jednej frakcji. Holender Geert Wilders, choć bardzo proizraelski, takich zastrzeżeń nie żywi. Nie podoba mu się za to, ?że Front odrzuca homomałżeństwa ?– on nową obyczajowość w pełni akceptuje.
W kończącej się kadencji europarlamentu wśród 766 deputowanych było ich zaledwie 33. Najwięcej, bo dziesięcioro z Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, nieco mniej – ośmioro z włoskiej Ligi Północnej, po jednym z Duńskiej Partii Ludowej, Prawdziwych Finów, Ruchu dla Francji. To członkowie grupy otwarcie eurosceptycznej: Europy Wolności i Demokracji (EFD). Ilu ich będzie teraz, po kolejnych, ósmych już z rzędu bezpośrednich wyborach do PE? Na pewno o wiele więcej, jak wynika z sondaży opinii publicznej i analiz specjalistów. Najskromniejsze prognozy mówią o 100 mandatach (na 751, bo tyle będzie miał nowy parlament), najbardziej odważne, sformułowane przez think tank OpenEurope, nawet o ponad 200.
Liczby są nieco mylące, bo eurosceptycy nie działają w zwartym szyku. EFD nie jest jedyna. Umiarkowanie eurosceptyczna, 57-osobowa grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) skupia brytyjskich konserwatystów, polskie PiS i czeską ODS. A troje deputowanych francuskiego Frontu Narodowego ma status niezrzeszonych.
Co będzie po wyborach? Nawet jeśli nie wszyscy eurosceptycy zgromadzą się w jednej wspólnej frakcji – co wobec dzielących ich różnic ideowych i programowych jest całkiem możliwe – w Parlamencie Europejskim powinni stanowić już nie marginalną grupę, lecz siłę nie do zlekceważenia. Oczywiście nie jest tak, że do tej pory byli niewidoczni. Byli widoczni choćby dlatego, że ich wystąpienia mocno bulwersowały eurokratów z Brukseli, europosłów z trzech głównych, wzorowo proeuropejskich frakcji i wszelkich euroentuzjastów jak Europa długa i szeroka. Eurosceptycy mogli drażnić establishment, podkpiwać sobie z unijnych wielkich figur, lekceważyć obowiązującą unijną poprawność. Ale było ich zbyt mało, by mogli pokusić się o wyjście poza słowa.
Trudno jest oczywiście przewidzieć, w jakim kierunku pójdą po wyborach eurosceptyczne postulaty i inicjatywy, kiedy zostaną wysunięte i jak sformułowane. Czy rzeczywiście wskutek poczynań eurosceptyków konstrukcja europejska może się zachwiać? Czy zechcą oni konsekwentnie forsować realizację idei, z którymi występowali w kampanii? Otwarte jest także pytanie, do jakiego stopnia spotkają się ze zrozumieniem i poparciem wśród tych, którzy, jak choćby brytyjscy konserwatyści, domagają się gruntownego zreformowania Unii.
Bunt ludzi rozsądnych
Wzrost popularności ugrupowań eurosceptycznych, które w kilku krajach – Francji, Wielkiej Brytanii, Holandii, Finlandii, Austrii – od paru miesięcy są na czele sondaży przedwyborczych, nie jest ani nagły, ani nieoczekiwany. Od dłuższego czasu takie partie, jak francuski Front Narodowy (FN), holenderska Partia Wolności (PVV), brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) czy fińscy Prawdziwi Finowie, umacniały swą pozycję.
Zastrzeżenia wobec funkcjonowania Unii Europejskiej nie są poza może przypadkiem brytyjskiej UKIP jedynym ani nawet podstawowym elementem ich programu. Ale to element istotny. Poza tym oczywiście, że łączy je ogólna niechęć do nadmiernej integracji, wykluczanie federalizmu i stanowcza obrona państwa narodowego. A są to sprawy fundamentalne.