Gdyby chociaż połowa anegdot o Bolesławie Wieniawie-Długoszowskim była prawdziwa, to ten generał dyplomata i ulubieniec Józefa Piłsudskiego byłby tak przemęczony, że nie utrzymałby się w siodle. Nie ma jednak dymu bez ognia – Wieniawę regularnie widywano w lokalach, gdzie nie unikał alkoholu i tańca, toteż trudno było uwierzyć, że ten człowiek pełni normalną służbę.
Długoszowski lubił alkohol, dobrze czuł się w atmosferze bankietu czy dansingowej sali. A kiedy pojawiał się w lokalach, zazwyczaj wypijał co najmniej kilka nieplanowanych wcześniej kolejek. Tylu biesiadników chciało się napić ze słynnym ułanem! Uważano, że to „alkohol szuka jego, a nie on alkoholu", przy czym generał nie miał zwyczaju odmawiać. W jednej dłoni (pomiędzy palcami) potrafił jednocześnie utrzymać trzy kieliszki wódki i kolejno je opróżnić, nie uroniwszy nawet kropli! Nic dziwnego, że zdarzały się „wielkie huczki o późnych godzinach wieczornych na mieście".
Marian Hemar opowiadał, że „w towarzystwie Wieniawy było się w polu magnetycznym jego osoby – w polu magnetycznym jego wdzięku, swady, polotu i humoru, jego niespożytej energii, jego ochoty do życia, głodu życia". Kornel Makuszyński uważał, iż „jak wiatr z kadzidła rozwiewa, tak on wesołym, młodzieńczym śmiechem rozpraszał wszelką brodatą dostojność". A niemiecki dziennikarz przebywający w Warszawie nie mógł wyjść z podziwu, kiedy w kawiarni wysłuchał w swoim ojczystym języku wykładu Wieniawy o literaturze niemieckiej. Zauważył, że u Długoszowskiego dominował „ten duch słowiański, tak na pozór podobny do francuskiego, lecz go znacznie przewyższający swą psychologiczną głębią". Nie ukrywał, że coś podobnego nie byłoby możliwe w Berlinie.
Nie wjechał konno do Adrii, ale...
Niestety, nie jest prawdziwą anegdota, według której Wieniawa wjechał konno do Adrii. Zapewne gdyby była taka możliwość, uczyniłby to bez wahania, niestety lokal nie był do tego przystosowany. Wejście było tak wąskie i niskie, że nie zmieściłby się tam nawet Pigmej na kucyku. Wieniawa nie był również autorem przypisywanego mu zdania wypowiedzianego po suto zakrapianym bankiecie: „żarty się skończyły, zaczęły się schody". Autorem tej wypowiedzi był aktor Józef Węgrzyn i dotyczyła ona zupełnie innego miejsca (aczkolwiek okoliczności się zgadzały).
Natomiast prawdziwe są opowieści o wyczynach Długoszowskiego w nieco pośledniejszych lokalach. Dansingi kończyły się o 4 rano, panie odwożono do domów, a imprezę należało gdzieś kontynuować. W takich sytuacjach Wieniawa często odwiedzał słynny szynk U Joska na Gnojnej czy inne tego rodzaju miejsca. Zajeżdżał z kompanami dorożką, osobiście powożąc i mając na głowie kaszkiet zabrany woźnicy. Do domu wracał z jeszcze większym szykiem, bo aż trzema dorożkami. W pierwszej jechał on sam, w drugiej jego szabla, a w trzeciej rękawiczki.
Wieniawa jako wielbiciel płci pięknej nie był przesadnie odporny na kobiece wdzięki. Obrońcy Wieniawy starali się przedstawić go jako mężczyznę wręcz zaszczutego przez żądne przygód damy, przed którymi czasami(?) kapitulował. Nie było to zgodne z prawdą, gdyż dziarski ułan na pewno nie był trudną do zdobycia twierdzą. W sprawach intymnych pozostawał jednak człowiekiem dyskretnym i nie miał zwyczaju chwalić się swoimi podbojami.
Kiedy jeden z przyjaciół Słonimskiego się skarżył, że Bolesław odebrał mu damę serca, pan Antoni odparł z uśmiechem, że przecież „Wieniawa to siła wyższa". Romans ze słynnym ułanem oznaczał nobilitację towarzyską, co rodziło czasem zabawne nieporozumienia. Niejedna dama przedstawiała się jako „kuzynka" generała, co doprowadzało go do szewskiej pasji.