Pokoju na Bliskim Wschodzie nie będzie - felieton Waltera Laquera

Zwykło się uważać, że we współczesnym świecie nie jest możliwe utrzymanie ważnych spraw i wydarzeń w tajemnicy.

Publikacja: 30.08.2014 12:00

Pokoju na Bliskim Wschodzie nie będzie - felieton Waltera Laquera

Foto: Plus Minus

Red

Setki tysięcy kamer rozmieszczonych na ziemi i w kosmosie obserwuje świat wokół nas, wszystkie „linie łączności" są w jakiś sposób podsłuchiwane bądź podglądane. A jednak zdarzają się – zwykle bardzo nieprzyjemne – niespodzianki. W sferze polityki międzynarodowej należy do niej pojawienie się ważnego czynnika, jakim jest ISIL (skrót angielskiej wersji nazwy Islamskie Państwo Iraku i Lewantu) znany też jako ISIS lub pod pół tuzinem innych określeń.

Pojawiwszy się właściwie znikąd, bojownicy ISIL podbili znaczną część północnego Iraku (w tym obszary zamieszkane przez Kurdów), zamordowali tysiące ludzi i marzą o utworzeniu kalifatu rozciągającego się na obszarze całego Bliskiego Wschodu, a w konsekwencji – likwidacji wszystkich istniejących tam dziś państw i granic.

Są to bez wątpienia terroryści – stosują jednak taktykę regularnej armii, usiłującej „wyzwolić" znaczne terytorium, co więcej, za swoich wrogów uważają nie tylko niemuzułmanów, lecz również szyitów i wszelkiego rodzaju sekty islamskie, których członków zabijają bez litości, jak zresztą wszystkich, którzy są innego zdania niż oni. W ostatnim czasie zamordowali m.in. wysokich rangą przedstawicieli ONZ, tureckich dyplomatów i dziennikarzy zachodnich. Znani są przy tym z niebywałego okrucieństwa. W telewizji pojawiło się kilka relacji z podcinania przez nich gardła ofiarom, chociaż nie stronią też od publicznych ukrzyżowań i powieszeń. Deklarują się jako „bardziej religijni" niż wszyscy inni muzułmanie, ale jest to teza dyskusyjna: wiadomo o ostrzeliwaniu przez nich dziesiątków meczetów w godzinach, gdy było tam najwięcej wiernych, nic nie wiadomo też o tym, by modlili się częściej niż ich współwyznawcy. Najwyraźniej jednak bardziej cieszy ich zabijanie.

Pojawiając się, zaskoczyli wszystkich. W rzeczywistości funkcjonowali jednak od dekady na obrzeżach Al-Kaidy w Afganistanie, Iraku, a nawet Syrii, działając w niewielkich grupkach i pod różnymi nazwami. Al-Kaida nie jest jednak organizacją zbyt scentralizowaną, i ISIL w ciągu tych dziesięciu lat skupił rozmaite jej frakcje lub oddziały, które weszły w konflikt z talibami. Ich pierwszym przywódcą był zabity w 2006 roku Abu Musab az-Zarkawi: jego następcą jest Abu Bakr al-Bagdadi, który chętnie określa się również mianem kalifa i zamierza stanąć na czele tworzonego ogniem i mieczem państwa.

Wśród wielu pytań najważniejsze dotyczy genezy tego ruchu, rozmachu, jakiego nabrał w ostatnich miesiącach, i skali sukcesów militarnych, które sprawiły, że ISIS uznawane jest za „organizację terrorystyczną" nawet przez nieskore w tych sprawach ONZ i zakazane w większości wyrozumiałych wobec islamskich radykałów państw arabskich.

Po części można to tłumaczyć wcześniejszym „wygaszaniem" całego problemu. Kiedy wybuchają walki między Hamasem a armią Izraela, natychmiast wybuchają demonstracje antyizraelskie od Paryża i Londynu po RPA, a starcia w Strefie Gazy trafiają na czołówki programów telewizyjnych. Kiedy jednak jedni Arabowie zabijają innych, jest to uznawane za „codzienność", a nagłaśnianie tych starć – za islamofobię. Zmienia się to dopiero teraz, gdy w Niemczech i innych krajach europejskich zaczynają wybuchać spory w gronie imigrantów z Bliskiego Wschodu, podzielonych na entuzjastów i oponentów ISIL.

Jak jednak wytłumaczyć skuteczność oddziałów, które w ciągu kilku tygodni zajęły Mosul, drugie pod względem wielkości miasto w Iraku, warte miliardy pola naftowe i bazy wojskowe o strategicznym znaczeniu? Po części jest to wynikiem fatalnej niewydolności władz irackich zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i wojskowej. Politycy czynni w Bagdadzie nie potrafili zaproponować miejscowym sunnitom udziału w rządzeniu krajem: tym ostatnim pozostało poprzeć ISIL.

Czym jednak tłumaczyć niepowodzenia Kurdów? Być może zlekceważyli oddziały kalifa, być może również zostali „wzięci przez zaskoczenie", być może mają szanse na odzyskanie pola. Terroryści, którzy opanowują jakieś terytorium, stają się tym samym podatniejsi na kontratak.

Jak na razie jednak wydaje się, że bez pomocy zewnętrznej Bliski Wschód nie poradzi sobie z nowym zagrożeniem. Prezydent USA wyraził już zgodę na ataki z powietrza, ale to nie wystarczy do pokonania Państwa Islamskiego. Pytanie, czy Waszyngton jest w stanie zmobilizować coś więcej, skoro ostatnią rzeczą, jaka mu się marzy, jest zaangażowanie się w kolejny konflikt bliskowschodni. Turcja i Iran są zaprzysięgłymi wrogami terrorystów, Teheranowi jednak nader trudno przyjdzie udzielić realnej pomocy ofiarom ISIS, czyli szyitom, tym bardziej że w tej chwili skupia się na tym, co dlań najważniejsze: zagwarantowaniu sobie posiadania broni jądrowej. Ankara w pojedynkę niewiele zdziała.

Wydaje się więc oczywiste, że pokój na Bliskim Wschodzie nie zapanuje nawet po wycofaniu się Amerykanów z Iraku i Afganistanu; wręcz przeciwnie. Tego akurat można się było spodziewać.

—tłum. M.Urb.

Urodzony w 1921 roku autor jest legendą amerykańskiej publicystyki. W Polsce ukazały się m.in. jego „Ostatnie dni Europy. Epitafium dla Starego Kontynentu" (2008)

Setki tysięcy kamer rozmieszczonych na ziemi i w kosmosie obserwuje świat wokół nas, wszystkie „linie łączności" są w jakiś sposób podsłuchiwane bądź podglądane. A jednak zdarzają się – zwykle bardzo nieprzyjemne – niespodzianki. W sferze polityki międzynarodowej należy do niej pojawienie się ważnego czynnika, jakim jest ISIL (skrót angielskiej wersji nazwy Islamskie Państwo Iraku i Lewantu) znany też jako ISIS lub pod pół tuzinem innych określeń.

Pojawiwszy się właściwie znikąd, bojownicy ISIL podbili znaczną część północnego Iraku (w tym obszary zamieszkane przez Kurdów), zamordowali tysiące ludzi i marzą o utworzeniu kalifatu rozciągającego się na obszarze całego Bliskiego Wschodu, a w konsekwencji – likwidacji wszystkich istniejących tam dziś państw i granic.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji