Reklama

Plus Minus: Epidemie strachu

Nasi przodkowie radzili sobie z lękiem przed epidemiami paląc na stosach przedstawicieli mniejszości i wywołując wojny. Dziś schemat zawsze jest podobny: najpierw wielkie larum w mediach, szukanie dowodów na pandemię, a po kilku miesiącach wszyscy wzdychają z ulgą i zapominają o sprawie.

Publikacja: 05.09.2014 15:00

Plus Minus: Epidemie strachu

Foto: AFP

Przebudzenie następuje po pojawieniu się kolejnego niewidzialnego zabójcy, który przychodzi nie wiadomo skąd i zagraża międzyludzkiej solidarności. Tak będzie też zapewne w przypadku eboli, która wkrótce zniknie z czołówek gazet i serwisów informacyjnych, by za mniej więcej rok ustąpić miejsca jakiejś innej groźnej chorobie.

A dlaczego boimy się bardziej niż nasi przodkowie? Choćby dlatego, że zagrożenie może przyjść zewsząd, jako że nie ma już białych plam na mapie i zawsze może się zdarzyć, jak w wyświechtanej metaforze, że trzepot skrzydeł motyla wywoła gdzieś tornado. Poza tym żyjemy, przynajmniej w naszym kręgu cywilizacyjnym, w epoce powszechnego niemal dobrobytu i bezpieczeństwa. Wojny, która miałaby jakieś poważniejsze skutki w skali globalnej, nie było od 70 lat, czyli trzecie już pokolenie dorasta w takim świecie.

A przecież życie naszych przodków nieustannie było zagrożone. Jeszcze w XIX wieku średnio dożywano na Starym Kontynencie czterdziestki, a obecnie w Europie siedemdziesiątka jest normą (w najzamożniejszych krajach nawet osiemdziesiątka). Przedwczesna śmierć była więc w tamtych czasach niejako codziennością, podczas gdy dziś uważana jest za skandal i dowód zaniedbań osób odpowiedzialnych za system opieki zdrowotnej.

Cały tekst w Plusie Minusie

Reklama
Reklama

Przebudzenie następuje po pojawieniu się kolejnego niewidzialnego zabójcy, który przychodzi nie wiadomo skąd i zagraża międzyludzkiej solidarności. Tak będzie też zapewne w przypadku eboli, która wkrótce zniknie z czołówek gazet i serwisów informacyjnych, by za mniej więcej rok ustąpić miejsca jakiejś innej groźnej chorobie.

A dlaczego boimy się bardziej niż nasi przodkowie? Choćby dlatego, że zagrożenie może przyjść zewsząd, jako że nie ma już białych plam na mapie i zawsze może się zdarzyć, jak w wyświechtanej metaforze, że trzepot skrzydeł motyla wywoła gdzieś tornado. Poza tym żyjemy, przynajmniej w naszym kręgu cywilizacyjnym, w epoce powszechnego niemal dobrobytu i bezpieczeństwa. Wojny, która miałaby jakieś poważniejsze skutki w skali globalnej, nie było od 70 lat, czyli trzecie już pokolenie dorasta w takim świecie.

Reklama
Plus Minus
„Żar”: Chęć bycia silniejszym
Plus Minus
„EA Sports FC 26”: Skazani na piłkarski sukces
Plus Minus
„The Critic”: W teatrze zbrodni
Plus Minus
„Dzikość”: Emocje w parku narodowym
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Prof. Przemysław Czapliński: Opór wobec siły pieniądza
Reklama
Reklama