Poszłam tam z ciekawością i muszę powiedzieć, że obraz nagich ludzkich ciał zrobił na mnie duże wrażenie. W łaźni ludzie tworzą niepowtarzalną społeczność, milczącą, jakby trochę w czyśćcu. W pewnym momencie na jedną z sal wystawowych weszło małżeństwo z kilkuletnim dzieckiem.
Od tego momentu przestałam zwracać uwagę na puszczone tam filmy i zaczęłam obserwować zachowanie malucha. Rodzice do wystawy podchodzili na luzie: trzymając chłopca za rękę, przystawali przed każdym z filmów pokazujących stare i młode nagie ciała. Chłopczyk najpierw zaczął chichotać, potem przerodziło się to w konwulsje śmiechu. Jego policzki zrobiły się czerwone jak w gorączce. Kiedy dziecko stało się przedmiotem zainteresowania wszystkich zwiedzających, rodzice wyszli z wystawy.
Całą tę sytuację opisałam w felietonie dawno temu, jeszcze w „Obcasach". Nie rozmawialiśmy wtedy tak żarliwie na temat edukacji seksualnej dzieci, a jednak rodzice tego chłopca wydali mi się jakimś sygnałem ostrzegawczym. No bo przecież niby o co chodzi? Człowiek nagi. Taki się rodzi, taki się myje, taki jest nagi w młodości, a taki na starość. Są rodzice, którzy chodzą nago przy dzieciach, i pewnie tamci z wystawy do nich należeli. A jednak dziecko samo poczuło granicę naruszenia jego wrażliwości. Zareagowało silnie, niezrozumiale pewnie nawet dla samego siebie.
Piszę o tym oczywiście w związku z dyskusją na temat podręczników do edukacji seksualnej. Z uwagą śledzę argumenty obu stron. Strona „za" ujmuje to tak: dzieci podejmują coraz wcześniej życie seksualne, coraz wcześniej zaglądają na pornograficzne strony internetu, należy więc o seksie uczyć, żeby dowiedziały się o wszystkich mechanizmach i o zagrożeniach też. Przeciwnicy uważają, że skutek jest odwrotny, a edukacja idzie w stronę światopoglądu feministyczno-genderowego i jest sprzeczna z wolą wielu rodziców.
Od razu trzeba powiedzieć: cały spór nie wynika, jak chcieliby klasyczni „lewacy", z uprzedzeń „polskiego zaścianka" . Niemiecki podręcznik do edukacji seksualnej pięciolatków, zatytułowany „Skąd się wziąłeś?", wywołał falę protestów wcale nie wynikających z pobudek religijnych. Po prostu rysunki i treść były podobne do instalacji Kozyry.
Szukając jakiejś obiektywnej racji, trafiłam na książkę wydaną w Polsce przez grupę edukatorów seksualnych Ponton. Według internetu: „Celem Grupy Ponton jest upowszechnianie wśród młodzieży rzetelnej, opartej na faktach naukowych wiedzy". Moją uwagę zwrócił rysunek w jednej z używanych przez edukatorów książek. Mała, naga dziewczynka skacze radośnie, wołając: „Hura!!! Znalazłam punkt G!!!".