W 1996 r. episkopat faktycznie zrywa z dziedzictwem społecznym Prymasa Tysiąclecia, obniżając rangę „zagadnienia" poprzez likwidację komisji do spraw duszpasterstwa ludzi pracy. W hierarchii organów pomocniczych Konferencji Episkopatu Polski (komisje, rady, zespoły) sprawy pracownicze lądują aż o trzy stopnie niżej, bowiem od tamtej pory z ramienia tej instytucji za duszpasterstwa ludzi pracy ma odpowiadać biskup w randze delegata. Artykuł 54 statutu episkopatu w odniesieniu do delegatów zaznacza, że funkcja ta nie narusza kompetencji biskupów diecezjalnych (odnośnie do komisji, rad i zespołów nie ma takiego zastrzeżenia). Inaczej sprawę ujmując, wbrew z lubością przywoływanemu kiedy trzeba i nie trzeba świętemu papieżowi, a w szczególności jego encyklikom „Laborem exercens" oraz „Sollicitudo rei socialis", polscy biskupi uznali, że praca jako zagadnienie społeczne jest tematem za niskiej rangi, aby stała się stałym elementem spójnej polityki w skali całego Kościoła.
W dokumentach II synodu plenarnego z lat 1991–1998, który miał wytyczyć kierunki Kościoła w nowej rzeczywistości, duszpasterstwa ludzi pracy ledwie się odnotowuje, nie wskazując nowej ich formuły, ale sprawa niskich podatków – na co Kościół bezpośredniego wpływu nie ma – została w dokumentach synodalnych przywołana co najmniej pięciokrotnie. Czy może więc dziwić, że na coroczny zjazd duszpasterzy ludzi pracy w 30. rocznicę pierwszej pielgrzymki robotników, poprowadzonej we wrześniu 1983 r. na Jasną Górę przez księdza Popiełuszkę, przybyło ich rok temu mniej, niż mamy diecezji?
Szyderstwo episkopatu
W latach 80. przyjeżdżało ich pięć razy więcej. Ale nawet wtedy, gdy biskupi zabierali głos w konkretnych sprawach pracowniczych, potrafili go osłabić działaniami przeciwnymi. Tak było w przypadku wykupu przez konkurenta, celem likwidacji, fabryki kabli w Ożarowie w 2001 r. Mimo dramatycznej walki pracowników o uratowanie zakładu, werbalnie wspieranej przez prymasa kardynała Józefa Glempa, krótko po tym zdarzeniu nowy inwestor został zaakceptowany jako sponsor pielgrzymki papieskiej. Oglądanie jego logo w trakcie relacji medialnych z pobytu Jana Pawła II wierzący pracownicy z tej fabryki musieli odbierać jako wyjątkowe szyderstwo. Nie było nikogo, kto uświadomiłby biskupom, że tych pieniędzy pochodzących z brutalnej likwidacji miejsc pracy nie godzi się przyjmować. Czy przy takiej wrażliwości hierarchii na aspekt społeczny misji Kościoła ksiądz Jerzy odnalazłby się w jego centrum? Bardziej prawdopodobne, że stanąłby do walki, jaką Radio Maryja, mobilizując swoich słuchaczy, prowadziło z wykupem zakładów Tormięs celem ich zamknięcia i komercyjnego wykorzystania ich nieruchomości.
Bezsporny jest fakt, że Kościół w Polsce wbrew deklarowanemu stanowisku praktycznie pogodził się z przewagą kapitału nad pracą, nawet jeśli czasem ze względów wizerunkowych przebąkuje o sprawiedliwości społecznej. W okresie pokanonizacyjnym Jana Pawła II szczególnie przykro to stwierdzić, ale jego nauczanie, w szczególności zawarte w encyklikach „Laborem exercens" oraz „Sollicitudo rei socialis", nie przekłada się na realne działania Kościoła na poziomie zwykłych ludzi, jak to się dzieje w przypadku rodziny. Angażuje się on na jej rzecz w niedzielnych kazaniach, w wybuchających co jakiś czas gwałtownych sporach o ochronę życia czy wreszcie próbując wpływać na kształt ustawodawstwa. Tymczasem w sprawie pracy Kościół podpisał akt kapitulacji bez jednej bitwy.
Lecz nie tylko biskupi ponoszą odpowiedzialność za wycofanie się Kościoła z obszaru pracy zawodowej swoich wiernych. Żadna ze znaczących grup laikatu nie biła na alarm. Więcej, najgłośniej kontestujący linię episkopatu w innych sprawach „Tygodnik Powszechny" w popieraniu transformacji w jej balcerowiczowskiej wersji był znacznie radykalniejszy niż purpuraci. Środowisko „Tygodnika" uznało wiele niszowych tematów takich jak celibat czy antykoncepcja za ważniejsze dla siebie i Kościoła niż przeciwdziałanie degradacji stosunków pracy, która dotyczy znacznie większej rzeszy katolików. Nikt, kto miał ku temu możliwości, nie pomagał biskupom, nawet poprzez krytykę zaniedbań, w uświadomieniu wagi rodzących się problemów. Na przykład że tradycyjny model rodziny będzie ulegał erozji między innymi dlatego, iż rodzice żyją także w kręgu pracy zawodowej, w całkowicie zlaicyzowanym środowisku innych pracowników, którym Kościół nie wie, co poradzić trudnych w sytuacjach. Jak można wyznawać na zmianę dwa światopoglądy każdego dnia? Jeśli mający misję nauczycielską Kościół nie rzuca mi światła na takie sytuacje, może i w innych obszarach życia nie jest mi bardziej potrzebny niż instytucje świeckie?
Tymczasem wiele z wypowiedzi księdza Jerzego Popiełuszki wcale nie brzmi dziś anachronicznie i zupełnie nieźle pasuje do oceny obecnej rzeczywistości. Oto zestawienie fragmentów tylko z jednej mszy za Ojczyznę z ostatniej niedzieli kwietnia 1983 r. „[Praca] ma służyć człowiekowi (...). Stąd człowiek nie może być niewolnikiem pracy i w człowieku nie wolno widzieć tylko wartości ekonomicznych. W życiu osobistym, społecznym czy zawodowym nie można budować tylko na materializmie. (...) materia wychodzi z warsztatu pracy uszlachetniona, a człowiek staje się gorszy. (...) dlaczego praca często nie jest czynnikiem, który uszlachetnia człowieka? (...) dlaczego człowiek często jest tylko robotem, który ma obowiązek wykonywać plany i to najlepiej, jeżeli czyni to z zamkniętymi ustami? (...) [Bowiem] chciano przez dziesiątki lat, za wszelką cenę, programowo, urzędowo wyłączyć Boga z przebudowy społeczno-gospodarczej (...). Jeżeli stwarza się ludziom pracującym sytuacje, w których – aby utrzymać kilkuosobową rodzinę – muszą brać dodatkowe etaty lub pracować w niedzielę, dokonuje się mordu na ludzkich sumieniach. Niszczy się rodziny. Okrada się dzieci z czasu, który rodzice powinni im poświęcić. (...) Wysiłek, praca wymagają wewnętrznego ładu, zdrowych zasad moralnych, a nawet bodźców i motywów religijnych, aby dobrze służyły człowiekowi. Ekonomia gospodarcza wymaga pomocy sił moralnych. (...) Nie może być dobrze w krajach, gdzie człowiekiem można poniewierać (...) gdzie ustawy są nie dla dobra człowieka, ale skierowane często przeciwko człowiekowi (...). Im bardziej chore jest państwo, tym więcej w nim ustaw i rozporządzeń. A więc może warto poszukać choroby gdzie indziej niż tylko w społeczeństwie?".