Czy powinny? Czy wydarzyło się rzeczywiście coś szczególnego, na co nie bylibyśmy przygotowani? Czy ktoś naprawdę wciąż jeszcze wierzy, że zderzenia kultur nie będą wyzwalały eksplozji nienawiści i ludzkich masakr? Ostatnie lata przekonują, że to iluzja, a naszą niczym nieuzasadnioną wiarę, że przynajmniej u siebie, w świecie własnych wartości jesteśmy bezpieczni, obalają takie zdarzenia jak – nie pierwszy zresztą – atak na tę paryską redakcję.
Ten z 7 stycznia był wyjątkowo dramatyczny. Zginęli dziennikarze, wydawca, rysownicy. Zostali wywołani przed lufy z imienia i nazwiska, ustawieni pod ścianą i rozstrzelani z zimną krwią. Ktoś zadał sobie trud drobiazgowego ustalenia ich winy i natychmiastowego wymiaru kary. Jakiej winy i kary za co? Za przywiązanie do wolności słowa? Za obronę prawa do krytyki instytucji publicznych? Państwa? Religii? Świętości? Jeśli tak, to była to symboliczna egzekucja nie tylko dziennikarzy, ale wszystkich, którzy wierzą, że cywilizacja, którą współtworzymy, daje nieograniczone prawo do krytyki, a nawet szyderstwa, bo czymże jest szyderstwo, jeśli nie ekstremalną formą myślenia krytycznego. Czy będą męczennikami?