1. Ksiądz Benedykt Chmielowski, którego list do Elżbiety Drużbackiej z 1753 roku poznajemy za pośrednictwem Olgi Tokarczuk i jej „Ksiąg Jakubowych" (Wydawnictwo Literackie), tak przekonywał o wyższości łaciny nad językiem polskim, jeśli nie w mowie, to w piśmie: „Pani się pytasz, czemu łacina? I optujesz, jak inne białogłowy, za tym, żeby się do polszczyzny w piśmie przyznawać więcej. Ja do polszczyzny nic nie mam, ale jak w niej mielibyśmy mówić, skoro nam słów nie starcza? Czy nie lepiej powiedzieć Rhetoryka niż Krasomówstwo? Albo Philosophia niżeli Miłość mądrości? Astronomia niż Gwiazdarska nauka? I czasu się zaoszczędzi, i języka nie łamie. (...) I gdyby Polacy – jako teraz invaluit Usus – łaciny poniechawszy, albo spolszczonych terminów, samą mówili i pisali Polszczyzną, musieliby się wrócić do zarzuconej i niezrozumianej Słowiańszczyzny owej w Pieśni Świętego Wojciecha znajdującej się:
Już nam czas godzina grzechów się kajaci, Bogu chwałę daci.
Ale cóż to znaczy? Jakie 'kajaci', jakie 'daci'? Chciałaby Waćpani mówić Sypialnia zamiast Dormitarza? Nie wierzę!".
2. K.E. Liber, wydawca „Zniszcz ten dziennik", oryginalnej książki-nie-książki firmowanej przez Keri Smith, ostrzega: „Podczas tworzenia dziennika ubrudzisz się". Pół biedy. Po lekturze iluż tu książek, przed czym nikt nie ostrzegał, czułem się mocno ubabrany.
3. „Wnuczka od orzechów" Małgorzaty Musierowicz (Akapit Press) dzieje się poza Poznaniem, co samo w sobie jest ewenementem. „W książce – powiada po lekturze tej najnowszej części 'Jeżycjady' niejaka Kasiek – zachowano schemat poprzednich powieści czyli wątek miłosny spleciony z losem rodziny Borejków i przewijającymi się nowymi bohaterami, dzielącymi się na tych w stylu Borejków i niziny społeczne, z czego te ostatnie dzielą się na zgniłe niziny i niziny, z którymi ewentualnie można wsiąść do samochodu i wykorzystać do świadczenia przysług".