Tak jest w przypadku Marcina Króla, historyka idei, założyciela i wieloletniego szefa periodyku „Res Publica" (później „Res Publica Nowa").
Rok temu złożył on samokrytykę w opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej" wywiadzie przeprowadzonym przez Grzegorza Sroczyńskiego pod wymownym tytułem „Byliśmy głupi". Teraz zaś ukazała się tak samo zatytułowana książka Króla, w której rozwija on wątki poruszone w tamtej rozmowie.
Trzeba z uznaniem przyjąć to, że autor ma odwagę postawić na jednej płaszczyźnie polski antysemityzm z epoki po Holokauście i tropienie przejawów polskiego nacjonalizmu przez wywodzącą się z „Solidarności" lewicowo-liberalną inteligencję, a nawet przez centrowych polityków kojarzonych z „Kościołem otwartym". Warto tu przywołać pewne wspomnienie Króla: „Kiedy pisałem jesienią (1989 lub 1990 roku – przyp. F.M.) kilka przemówień Tadeuszowi Mazowieckiemu i często używałem słów »ojczyzna« i »patriotyzm«, premier natychmiast je skreślał. Nie dlatego, że nie był patriotą, ale dlatego, że pojawiła się osobliwa fobia antynacjonalistyczna. Swoistą odpowiedzią na antysemityzm bez Żydów był antynacjonalizm bez nacjonalistów. (...) Jednak najważniejsze jest to, że z obawy przed nacjonalizmem nie podjęto wówczas próby odbudowania polskiego patriotyzmu i poczucia wspólnoty narodowej".
To ostatnie zdanie okazuje się niezrozumiałe w kontekście słów, które padają 82 strony dalej: „Zawsze postulaty takie jak dobro wspólne, interes zbiorowy, solidarność społeczna – odbieram z dużą dozą sceptycyzmu. W Polsce brzmią one humorystycznie". W ten sposób Król pokazuje swoją prawdziwą twarz – oblicze zblazowanego salonowego konserwatysty, który narzeka na rozpad starego świata, spowodowany zwycięstwami mieszczaństwa („W XIX wieku rewolucja burżuazyjna zniszczyła duchowość i kulturę") i pojawieniem się nuworyszostwa („Teraz nowa burżuazja zniszczyła wspólnotę"). Znamienne, że zarazem ma on negatywne zdanie na temat sił dążących do odtworzenia więzi społecznych, zdewastowanych w III RP przez kapitalistyczną transformację. Daje temu wyraz chociażby szydząc z promowanej, szczególnie przez PiS, polityki historycznej, której jednym z celów jest konsolidacja narodu.
Skądinąd nuworysze to czarne charaktery opowieści Króla, chociaż postrzega ich jako zło konieczne, orzekając: „To była nowa warstwa społeczna, bez korzeni i bez społecznego usytuowania, ale pewnie na początku tak musi być". Wytyka on Platformie Obywatelskiej, że część z nich przygarnęła. Wcześniej zaś bije w postkomunistów, że w latach 1993–1997, gdy sprawowali rządy, stali się ich wylęgarnią, pomagając tym ludziom „robić pieniądze na prawo i lewo".