Reklama

Przerwana lekcja łaciny

Herbert nie wątpił, że język Rzymian i ich cywilizacja były nie tylko wzorem, ale także pancerzem przeciwko barbarzyństwu XX wieku.

Aktualizacja: 19.06.2015 18:23 Publikacja: 19.06.2015 02:00

Forum Romanum w nocy wydaje się szacowną pamiątką. Ale wokół – jak pisze Herbert – rozciąga się „law

Forum Romanum w nocy wydaje się szacowną pamiątką. Ale wokół – jak pisze Herbert – rozciąga się „lawa asfaltu”

Foto: 123RF

Lekcja łaciny jest wyjątkiem w całej prozie Zbigniewa Herberta, bo chociaż niektóre jego eseje przypominają reportaże, to przecież nigdzie indziej w takim stopniu poeta nie spożytkował swojej biografii, by opowiedzieć o ważnym doświadczeniu XX wieku.

Aby obrazowo uzmysłowić czytelnikom, czym jest śródziemnomorska tradycja dla Europy, Herbert przeplata szkolnymi anegdotami historię cywilizowania rzymskiej Brytanii. Zamysł kompozycyjny jest prosty i polega na zestawianiu młodzieńczego doświadczenia lat szkolnych z wiedzą nabytą później. Gimnazjalna opowieść sugeruje także, że do cywilizacji trzeba dorosnąć.

Sumienie i szkolne żarty

Żartobliwy charakter młodzieńczych wspomnień, a także farsowa konstrukcja głównego bohatera – groźnego nauczyciela łaciny zwanego Grzesiem – mają również na celu zrównoważenie patosu tezy głównej, która brzmi: język Rzymian i ich cywilizacja są nie tylko wzorem, ale także pancerzem przeciwko barbarzyństwu XX wieku. Myśl tę Herbert przemyca niepostrzeżenie już w pierwszym fragmencie wspomnienia, a czyni to nie wprost i zasłaniając się osobami trzecimi. Najpierw wyjawia ją cytat z Bolesława Micińskiego, zamieszczony jako motto eseju, wskazujący na niemożność użycia struktur języka Rzymian do propagandowego kłamstwa: „A przede wszystkim zapoznaj się ze strukturą zdań warunkowych, aby w nich nie było miejsca na oszustwa, na szantaż, na kłamstwo".

Zawiłość zdań czasowych, a przede wszystkim zdania warunkowe, uniemożliwiają rzekomo ideologiczną manipulację, charakterystyczną dla czasów obecnych. Teza ta wydaje się dość oczywistym uproszczeniem perswazyjnym. Gramatyka – niestety – nie jest i nie może być remedium na nieprawdę, toteż tego rodzaju wyjaśnienie możliwe jest wyłącznie w sensie metaforycznym. To cywilizacja rzymska jako całość nie jest zdolna do takiego zakłamania, jakie było udziałem ludzi, których dotknęło nieszczęście życia w systemach totalitarnych. Historia służy porozumieniu z dawnymi ludźmi, ale także – przez porównanie – może umożliwić lepsze zrozumienie współczesności, którą należy widzieć w kontekście całych dziejów naszej cywilizacji. Na ten temat poeta wypowiadał się wielokrotnie:

„Nauczyciele w gimnazjum wbijali nam do głowy, że »historia magistra vitae«. Ale kiedy zjawiła się ona w całej barbarzyńskiej okazałości – realną łuną nad moim miastem – zrozumiałem, że jest to osobliwa nauczycielka. Ci, którzy przeżyli ją świadomie, i wszystko to, co po niej nastąpiło, mają więcej materiału do refleksji niż czytelnicy dawnych kronik. Jest to materiał skłębiony i ciemny. Trzeba pracy wielu sumień, żeby go rozświetlić" („Opisać rzeczywistość", [w:] „Plus Minus", „Rzeczpospolita", 22–23.05.2004 r.).

Reklama
Reklama

Rzecz charakterystyczna: obowiązek duchowego przyswojenia przeszłości spoczywa nie na nauce, lecz na sumieniu. Nie wiedza, ale instynkt moralny jest tu najważniejszy. Że Herbert nie akceptował stronniczości także historyków Imperium Romanum, dowodzi wiersz „Przemiany Liwiusza" i inne utwory, jednak się wydaje, że w tym momencie przestroga Micińskiego była bardzo poręczna. W samej „Lekcji łaciny" eseista przestrzega przed zbytnim zaufaniem do rzekomego braku stronniczości Tacyta, kiedy ten pisze o swoim teściu, uwielbianym Juliuszu Agrykoli, i jest to dość oczywista aluzja do sławnego „sine ira et studio", zasady historycznego obiektywizmu. Niemniej jednak to starożytni pisarze mogą być w dzisiejszym świecie wzorem pozwalającym na zachowanie rozeznania, co dobre, a co złe.

Zanik kulturowej pamięci

Dlatego ów duch łaciny (prawdziwy czy raczej wyidealizowany) służy jako kontrast dla dzisiejszego kłamstwa i manipulacji, a wcieleniem rzymskich cnót jest gimnazjalny nauczyciel łaciny. To on już na pierwszej lekcji rysuje na tablicy plan Forum Romanum: „Być może przyjedziecie kiedyś do Rzymu w orszaku prokonsula. Powinniście zatem poznać główne budowle Wiecznego Miasta. Nie chcę, żebyście się pętali po stolicy cezarów jak nieokrzesani barbarzyńcy". A chociaż przesłanie wypowiada na poły groteskowy „Grzesio", to przecież tak zwany humor zeszytów szkolnych skrywa powagę historii politycznej. Dalej jest już mniej wesoło:

„Do Rzymu przyjechałem dwadzieścia lat później, nie w orszaku, ale sam. Ziemie, na których się urodziłem, nie należały już wówczas do Cesarstwa Rzymskiego. Ściśle mówiąc, nie należały nigdy w sensie politycznym. Jeśli należały, to w zupełnie innym znaczeniu. Pierwsze moje kroki skierowałem na Forum. Była noc, więc Forum było zamknięte. Patrzyłem tedy z Kapitolu na łuki, resztki portyków, kamienie zjadane przez czas. Obraz był widmowy. W zimnym świetle reflektorów to centrum starożytnego świata było wielką szacowną rupieciarnią, dnem, eschatologią cywilizacji, ostatecznym kształtem wszelkiej dumy i potęgi. Odcięte od nocy były jak fotografia, a więc nierzeczywiste; otoczone lawą asfaltu, po której toczyły się ze zgiełkiem i hukiem świetliste pojazdy. Nie było wątpliwości, kto wygra ten pojedynek" („Lekcja łaciny").

Co zobaczył Herbert i dlaczego widok nim wstrząsnął? Dzięki podróżnym diariuszom wiemy, jak w XX wieku zmieniał się krajobraz Rzymu – jeszcze 100 lat temu ciągle pełen był pastwisk i rolniczych obszarów. Tymczasem „Lawa asfaltu, po której toczyły się ze zgiełkiem i hukiem świetliste pojazdy" widziana z Kapitolu to przecież bardzo konkretna ulica: via Dei Fori Imperiali – szeroka arteria przebita za czasów Mussoliniego wśród ruin, biegnąca od Koloseum do placu Weneckiego, gdzie Duce miał siedzibę z ulubionym balkonikiem, z którego pozdrawiał maszerujące tłumy. To wtedy właśnie, aby stworzyć szeroką aleję godną faszystowskich przemarszów, zrównano z ziemią niektóre części Forum Romanum i forów cesarskich. Iwaszkiewicz („Podróże do Włoch") zaraz po pierwszej wojnie miał szansę oglądania agrarnych pejzaży Włoch i Rzymu, które niewiele się różniły od widoków podziwianych przez Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego czy Norwida. Oni widzieli zwycięstwo natury nad ruinami cesarstwa, co zresztą było zgodne z romantyczną wrażliwością i ich przekonaniem o sprawiedliwym upadku samodzierżawia. Sytuacja zmieniła się mentalnie, politycznie i cywilizacyjnie z początkiem XX wieku.

Gwałtowna industrializacja Półwyspu Apenińskiego to czasy faszyzmu. Zjawisko powszechne w epoce, kiedy w sowieckiej Rosji dymiły piece Magnitogorska, a w Zagłębiu Ruhry wykuwano (niespodziewanie krótki) los Tysiącletniej Rzeszy. Ówczesne uprzemysłowienie było dumą nie tylko uczonych, inżynierów i polityków – zachwycało także awangardowych artystów, którzy postanowili zanegować przeszłość jako źródło wszelkiego zła. Ich złudzenia polityczne miały korzenie głębsze od uroków prostych ideologii zastępujących dawną metafizykę: tkwiły w duchu negacji, który w imię modernizmu miał radykalnie i zupełnie odciąć nową, przemysłową kulturę od tradycji i ciągłości historycznej, a wreszcie stworzyć „nowego" człowieka. Herberta przeraża ten zanik kulturowej pamięci jako program i fundament intelektualnej postawy, a nie tylko realizacja.

Wkroczenie barbarzyńców

Na takie zderzenie cywilizacji młodego Herberta przygotował „Grzesio". Przypomnijmy, że wspomniana w eseju „zaprawa charakteru", czyli grecka „arete", a rzymska „virtus", to po polsku „dzielność charakteru" – pojęcie ugruntowane w etyce co najmniej od czasów Arystotelesa, a dla poety kluczowe. Subtelną obronę dzielności poeta przedstawia w znanym wierszu „Pan Cogito o cnocie", gdzie ironicznie przytacza argumenty „atletów władzy" ośmieszające szlachetność, wierność ideałom i przywiązanie do wyższych wartości.

Reklama
Reklama

Temat ten wraca uporczywie w twórczości, ale także w wypowiedziach odautorskich Herberta i wywiadach. Herbert wyznaje tradycyjną zasadę, że mocny charakter kształtowany jest przez naukę wymagającą dyscypliny, wytrwałości i żmudnej pracy – a więc coś, czego brakuje czasom dzisiejszym. W sensie politycznym wyidealizowany rzymski przykład kształtował w uczniach zamiłowanie do cnót obywatelskich, co wiązało się z pewnymi przemilczeniami. „Historia magistra vitae" miała być bowiem nauczycielką postaw pozytywnych. „Wiedzieliśmy, rzecz jasna, o doli niewolników, okrutnych prześladowaniach chrześcijan, szaleństwach Kaliguli, ale nad tymi mrokami świeciła mocno gwiazda rozumu" („Opisać rzeczywistość") – podsumowuje Herbert, który jest jednak świadkiem bezstronnym, skoro w wierszach „Kaligula" czy „Boski Klaudiusz" bezlitośnie objawia zbrodniczą samowolę cesarzy, a w wierszu „Pan Cogito o postawie wyprostowanej" mówi o uległopoddańczym nastawieniu większości mieszkańców Utyki, ochoczo rezygnujących z praw obywatelskich, kiedy zwycięzcami okazują się zwolennicy Cezara.

Wysławiającemu łacinę Herbertowi chodzi o coś więcej niż obnażenie nędzy komunizmu, bo to sprawa doraźna, jedynie element większego zagrożenia, którym jest nihilizm kultury współczesnej. Autor „Lekcji łaciny" podziwia łacińską cywilizację i wysoko ceni jej wagę dla Europy. Podkreślał rzymski racjonalizm. Klarowność i powaga wypowiedzi łacińskich autorów cechowały też sam język, będący gwarantem jasności i harmonii. Ostatni akapit kończący szkolne wspomnienia opowiada o brutalnym zakończeniu edukacji mocnym stwierdzeniem: „Ale wtedy wkroczyli barbarzyńcy". Fragment ten nacechowany jest podwójnie: z jednej strony jest oczywistą aluzją do wybuchu wojny i wkroczenia Wehrmachtu oraz Armii Czerwonej do Polski, z drugiej zaś jest także metaforą końca pewnej epoki, w której kultura polska (i szerzej europejska) należała do łacińskiej wspólnoty i wspierana była przez cywilizację Morza Śródziemnego, symbolizowaną przez „marmurową kolumnę" – znak trwałości piękna i dobra.

Wkroczenie barbarzyńców w wersji przygotowanej do druku w „Czytelniku" w 1973 roku zostało zaznaczone jedynie aluzyjnie, ale i tak książka nie przeszła przez sito cenzury i została opublikowana dopiero w roku 2000, już po śmierci autora. W 2003 roku „Zeszyty Literackie" opublikowały prawdziwe zakończenie „Lekcji łaciny" pod redakcyjnym tytułem „Przerwana lekcja". Ta wersja finału, całkowicie niecenzuralna, zmienia też wymowę eseju. Scena, w której bohaterski nauczyciel idzie na wojnę z „czarnym i czerwonym faszyzmem" (tak w „Hańbie domowej" Herbert określał oba wielkie totalitaryzmy), była absolutnie niemożliwa do wydrukowania w PRL, zwłaszcza że mogła sugerować, iż „Grzesio" zginął w Katyniu lub w sowieckich łagrach.

Skrócony esej, przedstawiony do druku, zamknięty został jedynie podsumowaniem dziejów rzymskiej Brytanii, co wyraźnie nie przystaje do zamierzenia, by zdać sprawozdanie z tego, czym jest kultura łacińska dla samego autora, polskiej wspólnoty, a może i całego łacińskiego świata. Dopiero prawdziwe zakończenie wyjaśnia głęboki sens całości, przedstawia ostatnie chwile „Grzesia" oraz przywraca zaburzoną kompozycję eseju, który zawiera też ważną opowieść o dojrzewaniu do kultury i dzielności według rzymskiego wzorca. Jest to jedna z głównych idei Herberta: tradycji nie dziedziczy się bez intelektualnego wysiłku. A temu miało służyć oswojenie się „z mową naszych kulturalnych praojców".

Najważniejszy jest sam pierwowzór bohatera eseju, to znaczy rzeczywisty łacinnik. Co o nim wiemy? Jak ustalił Rafał Żebrowski („Herbert. Kamień, na którym mnie urodzono"), nazywał się Grzegorz Jasilkowski (1891–1939) i był nauczycielem łaciny, greki, a także języka polskiego. Pochodził ze spolszczonej ormiańskiej rodziny. Bardzo prawdopodobne, że był weteranem obrony Lwowa zarówno przed Ukraińcami (1918), jak i bolszewikami (1920). Zginął w kampanii wrześniowej.

Ale mimo wypowiedzi Herberta, ustaleń historyków oraz zeznań świadków młodości poety, trzeba jasno podkreślić, że „Grzesio" – aczkolwiek jego pierwowzór istniał naprawdę, a nawet zapewne posiadał wiele cech wspólnych ze swym literackim konterfektem – niewątpliwie należy do świata fikcji. A jako bohater literacki jest postacią poddaną dyskretnej mityzacji. Kim jest w eseju? Wcieleniem cnót rzymskich. Oto „vir" (mąż, mężczyzna, bohater), ukształtowany według „virtus" (dzielności). Czyż nie tak właśnie – jak preceptor młodego Herberta – powinien postępować rzymski nauczyciel, sądząc po szkolnym podręczniku Mariana Goliasa? „Virtus Romana" to tytuł podręcznika z czasów II Rzeczypospolitej, ale przecież zarazem bóstwo personifikujące ideał mężczyzny.

Reklama
Reklama

Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że bohater został przez autora wyposażony w śmiesznostki, które łagodzą surowy, rzymski model, przez co czytelnikowi łatwiej jest się utożsamić z przedstawianą postacią. Strategię pisarską Herberta można przyrównać do dzisiejszych zabiegów specjalistów od public relations, którzy starają się ocieplić wizerunek swego mocodawcy. Zauważmy, że także najsławniejszy bohater literacki w twórczości Herberta posiada cechy „miękkie", a nawet śmieszne. Mimo to, zważywszy na okoliczności, Pan Cogito jest poniekąd postacią bohaterską.

Najważniejszy jest sposób, w jaki niby-groteskowy nauczyciel opuszcza swoich uczniów, dając dowód swej rzymskiej virtus. Ostatni – wyimaginowany! – obraz „Grzesia" został uwznioślony, a jego powołanie do wojska (w rzeczywistym świecie prawdopodobnie jako oficera rezerwy), a także udział w obronie ojczyzny, powodują, że nauczyciel zaświadcza swym życiem, a właściwie śmiercią, o prawdziwości wpajanych uczniom cnót. „Wojna wybuchła dokładnie trzy dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Żałuję, że nie widziałem go w mundurze. Wyglądał zapewne wspaniale na czele swojej centurii złożonej z chłopców trochę starszych od nas" („Przerwana lekcja"). Patos sceny, a w szczególności fragmentu będącego cytatem lub niedokładnym cytatem poetyckim, odsyła do stylu rycerskiego eposu: „Gdzie zniknął koń? Gdzie zniknął jeździec? Biada wojownikowi w pancerzu. Już minął ów czas, sczerniał pod cieniem nocy, jakby nigdy nie istniał".

Trudno dziś dociec, skąd ten fragment pochodzi, prawdopodobnie jest to osobiste tłumaczenie lub parafraza fragmentu starosaksońskiej elegii „The Wanderer", z którą się Herbert spotkał, studiując dzieje Anglii. Pewna wersja starodawnej pieśni została spopularyzowana wśród polskich czytelników, ponieważ znajduje się w trzeciej księdze „Władcy pierścieni". J.R.R. Tolkien zacytował ją z sugestią, iż jest to pieśń żałobna Rohirrimów, śpiewana na pogrzebie wojownika.

Virtus Romana

Bez względu na to, gdzie zginął nauczyciel życia i łaciny – „w krainie Gotów czy Hunów" – jego praca nie poszła na marne, a szkic jest hołdem i pomnikiem „twardszym od spiżu", wykutym podniosłą antykwą, z przywołaniem rycerskiego decorum. Szczery patos tego zakończenia mającego uczcić nauczyciela Grzegorza Jasilkowskiego można porównać jedynie z ostatnimi wersami „Przesłania Pana Cogito", a jego siła jest tym większa, że dotyczy osoby poniekąd zabawnej. Postać Pana Cogito też zresztą posiada błazeńskie rysy, co zbliża obu bohaterów. Wydaje się nawet, że to ta sama osoba.

„Grzesio" jest przede wszystkim mistrzem wtajemniczenia w istotę kultury – chociaż i tu autor próbuje uniknąć patosu, opowiadając rzecz za pomocą szkolnej, niepoważnej anegdoty, hiperbolicznie nazwanej wspomnieniem hańby. Oto chwila zagapienia się na lekcji łaciny, ukarana belferskim „siadaj, durniu!", żartobliwie maskuje powagę sytuacji i tragizm inicjacji:

Reklama
Reklama

„Właśnie pod koniec roku zdarzyło mi się coś, co było właściwie banal-nym szkolnym przypadkiem, ale utkwiło głęboko w mojej pamięci jak wspomnienie snu, którego nie potrafię zrozumieć. »A powiedz mi Herbert...« Grzesio utkwił we mnie wskazujący palec, żeby nie było żadnej wątpliwo-ści, o kogo chodzi. Wyrwany z marzeń wstałem i niepewnym głosem zaczą-łem coś dukać bez sensu, w końcu głos mi się załamał, więc klasa wybuchnęła śmiechem (nie mam o to żalu, wszyscy byliśmy gladiatorami), uśmiech-nął się także Grzesio, potem sam dał odpowiedź, zakończył ten epizod tradycyjnym »siadaj, durniu«, dodając prawie przyjaźnie: »Teraz już będziesz wiedział do końca życia«. Usiadłem, ale naprawdę nie wiem, o czym mam pamiętać do końca życia, i nigdy się już tego nie dowiem. Coś więcej niż wspomnienie szkolnej hańby. Czasem wydaje mi się, że przez niewybaczalną młodzieńczą lekkomyślność, przez karygodne zanied-banie nie dostąpiłem wtajemniczenia. To, o co pytał Grzesio, mogło być przecież tylko pozornie regułą łacińskiej gramatyki, w istocie jednak wprowadzało ład w myślach, a nawet szło głębiej do samego dna naszych odczuć moralnych, domagając się, aby dobro od zła, prawda od kłamstwa oddzielone były raz na zawsze i bez wybiegów" („Przerwana lekcja").

Oto dramat żartem opowiedziany, aby patosem nie spłoszyć czytelnika. W następnym akapicie mowa jest o wybuchu wojny, która przecięła więź Europy z korzeniami własnej cywilizacji. Jednak wbrew wyrażonej wprost deklaracji nie wierzymy autorowi i zauważamy, że cezura najazdu, nieodwołalnie wydziedziczająca z kultury łacińskiej, nie była w stanie zniszczyć ledwo zarysowanego wzorca. Już sam esej jest dowodem na to, że trud przemyślenia wpajanej tradycji doprowadził do jej triumfalnego zwycięstwa, przynajmniej w jednym uczniowskim sercu. W tym miejscu więź nie została zerwana.

Tekst jest publicystyczną wersją drugiego rozdziału książki J. M. Ruszara „Słońce republiki. Cywilizacja rzymska w twórczości Zbigniewa Herberta", Kraków 2014

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama