Nie można więc pozwolić na to, by nieodpowiedzialni, pozbawieni kontroli nad sobą ludzie otrzymywali od państwa pięć stów. A jeśli już mają otrzymywać, to trzeba maksymalnie ich obrzydzić, by kojarzyli się wyłącznie z patologią.
Taką metodę zastosował w „Gazecie Wyborczej" Wojciech Kuczok, znany jako autor powieści „Gnój" oraz mąż Agaty Passent. Swój tekst tłumaczący, dlaczego wygrał PiS, rozpoczął od wyjaśnienia, że Polacy piją 50 flaszek rocznie i w tym samym czasie czytają jedną książkę. I właśnie tacy ludzie wybrali rządzącą dziś Polską formację. „Do nieuków dotarła najkrótszą drogą – obiecując po pięć stów miesięcznie za osiągnięcia prokreacyjne" – podkreślił. Wtórował mu (o zgrozo) polityk PiS prof. Jerzy Żyżyński, który proponował, by owe 500 złotych wypłacać w bonach, bo wtedy pieniądze nie zostaną wydane na alkohol.
Tę wypowiedź można by wykpić (choćby sugerując, że posłowie też potrafią się upić, więc i im trzeba by wypłacać diety w bonach) albo przemilczeć, ale niestety jest ona smutnym dowodem, że bzdurne stereotypy są wciąż żywe w sporej części opinii publicznej. Nie jest bowiem tak, że ojcowie (i matki też) dużych rodzin nie czytają, a zajmują się wyłącznie obalaniem flaszek.
Tak się składa, że w moim domu (a jesteśmy rodzicami pięciorga dzieci) rocznie nie tylko czyta się z dwie, może trzy setki książek, ale też pisze się cztery, a czasem pięć nowych (czasem robię to samodzielnie, a czasem w kooperatywie autorskiej z żoną). Wódki nie pijemy w ogóle, a wina kieliszek, może dwa, rocznie. I nie inaczej (jeśli chodzi o czytanie i picie wódki, bo z pisaniem bywa różnie) jest w większości dużych rodzin, jakie znamy.
Statystyki potwierdzają to nasze, rodzinne doświadczenie. Gdy w Kielcach chciano wprowadzić Kartę Dużej Rodziny, sprawdzono, jak wygląda poziom wykształcenia. I okazało się, że ponad połowa rodziców trójki i więcej dzieci ma... wyższe wykształcenie. To więcej niż w innych grupach społecznych, bo średnio tylko 40 procent Polaków posiada dyplom ukończenia studiów wyższych.