Bp Piotr Jarecki: Konflikt w Polsce trudno rozwiązać ludzkimi rękami

Współczesna sytuacja społeczno-polityczna w Polsce jest bardzo zawikłana. Trudno ją ludzkimi metodami rozwiązać. Nauka społeczna Kościoła nie mówi jednak, ilu sędziów powinno zasiadać w Trybunale Konstytucyjnym. Nie mówi także o metodzie ich powoływania.

Aktualizacja: 15.05.2016 14:50 Publikacja: 13.05.2016 01:00

„Kazanie Skargi” Jana Matejki. I w XVII, i w XXI wieku warto przypominać o wartościach

„Kazanie Skargi” Jana Matejki. I w XVII, i w XXI wieku warto przypominać o wartościach

Foto: materiały prasowe, Andrzej Ring

Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy dotyczące milczenia Kościoła na tematy społeczno-polityczne związane z teraźniejszością naszej ojczyzny. Mówią i piszą o tym zarówno świeccy, jak i duchowni. Przedstawiają różne argumenty. Jedne są pozytywne, inne krytyczne. Jedni mówią, że to dobrze, iż Kościół milczy. Inni wręcz przeciwnie – twierdzą, że powinien się on jak najszybciej w różnych sprawach określić.

Kościół naucza, że najważniejszą z cnót głównych, cnót kardynalnych, jest roztropność. To, o czym mówimy, powinniśmy stosować w swoim zachowaniu i postępowaniu. Moim zdaniem Kościół hierarchiczny wykazał się i wykazuje ostatnio dużą roztropnością. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że w zaistniałej sytuacji społeczno-politycznego, instytucjonalnego napięcia i ostrego konfliktu bardziej charakteryzował się cnotą roztropności niż niewinności.

Nawet powierzchowny obserwator życia politycznego w Polsce zauważa, że skonfliktowanym stronom nie tyle chodzi o włączenie Kościoła do debaty publicznej w celu wspólnego rozwiązania nabrzmiałego konfliktu, lecz raczej o przeciągnięcie go na swoją stronę. Chodzi o wykorzystanie jego głosu, by jeszcze mocniej uderzyć w przeciwnika politycznego, a w efekcie, by go ostatecznie zdyskredytować.

Paradoksem jest, że najgłośniejsze nawoływania do tego, żeby Kościół przemówił, płyną ze środowisk, które w innej sytuacji i w innych kwestiach odmawiały mu prawa do obecności i aktywności w życiu publicznym, szafując znanym argumentem „mieszania się Kościoła do polityki". Dzisiaj to właśnie one są najbardziej zawiedzione.

Wierność swojej misji

Jeżeli moje rozeznanie jest słuszne, to milczenie Kościoła jest chyba najroztropniejszym rozwiązaniem. Roztropność ta ma także inne imię: wierność swojej misji. Gdyby głos Kościoła został użyty w celu identyfikowania go z jedną opcją polityczną, równałoby się to wypaczeniu jego roli. Kościół nie identyfikuje się bowiem z żadną partią polityczną. Żadna partia, nawet ta najwierniej wprowadzająca jego naukę, nie jest jego polityczną reprezentacją. Kościół nie potrzebuje też politycznych obrońców i stróżów jego praw.

Wyłania się jeszcze jeden argument za milczeniem Kościoła hierarchicznego, które cechuje roztropność. Zaistniały w Polsce spór jest konfliktem w przeważającej mierze instytucjonalnym. Dotyka on także sfery wartości i zasad, ale dotyczy przede wszystkim spraw proceduralnych, można powiedzieć technicznych. Nawet wybitni znawcy przedmiotu są w tych kwestiach podzieleni. Sfera ta nie należy do kompetencji duchownych, stąd autorytatywny głos biskupów byłby jakimś nadużyciem, wykroczeniem poza własne kompetencje i własną misję.

Nauka społeczna Kościoła nie daje konkretnych recept w sferze politycznej. Tym bardziej recept pochodzących od hierarchii. Do poszczególnych wspólnot należy ich wypracowanie. Postuluje się otwartość na siebie i współpracę między duchownymi i świeckimi, między wierzącymi i niewierzącymi, wszystkimi ludźmi dobrej woli zaangażowanymi w budowanie wspólnego dobra.

Zasadniczą kwestią, którą trzeba poruszyć, podejmując temat społeczno-politycznego problemu naszej ojczyzny z pozycji nauki społecznej Kościoła, jest rozumienie polityki. Sobór Watykański II stwierdził, że jedną z największych tragedii współczesności jest dychotomia. Ma ona wiele aspektów. Dotyczy przede wszystkim rozminięcia się teorii z praktyką życia.

W Polsce, i chyba nie tylko u nas, jest jeszcze inny problem – dotyczy on aktywności obywatelskiej. Chodzi o rozumienie pojęcia „polityka". Od tego, jak ono jest rozumiane, w dużej mierze zależy następnie styl praktycznego zaangażowania politycznego. Dzisiaj często można spotkać w tzw. debacie publicznej określenie „to jest czysta polityka". Kryje się pod nim rzeczywistość manipulacji, nieszczerości, pokrętnych tłumaczeń i działań w celu wymanewrowania przeciwnika politycznego i osiągnięcia zamierzonego celu, będącego z reguły celem partykularnym – osobistym lub grupy, do której się przynależy. Takie rozumienie pojęcia i rzeczywistości polityki jest już, niestety, powszechnie podzielane i akceptowane.

Tymczasem od czasów Piusa XI Kościół naucza, że polityka jest z natury swojej bardzo szlachetną formą aktywności społecznej. Jest wymagająca, w pewnym sensie niebezpieczna, gdyż narażona na wiele pokus – szczególnie na pokusę władzy i pieniądza – ale jest to działalność ze wszech miar zasługująca na wielkie uznanie i wymagająca przygotowania profesjonalnego i prawości moralnej. Kościół naucza, że polityka stanowi formę miłości bliźniego – najważniejszego przykazania chrześcijaństwa – gdyż jest najwznioślejszą formą miłości społecznej, ustępującej tylko miłości religijnej, intymnej relacji między Bogiem a człowiekiem.

Benedykt XVI w społecznej encyklice „Caritas in veritate" naucza, że miłość bliźniego posiada także wymiar makro, nie ogranicza się więc tylko do wymiaru mikro. Ten drugi wymiar to relacje międzyosobowe, relacje w rodzinie i małej grupie społecznej. Ten pierwszy to kształtowanie takich warunków życia społecznego, w których każdy jego członek może pełniej i szybciej rozwijać swoją doskonałość. A to nazywamy dobrem wspólnym. Autentyczna troska o dobro wspólne jest najważniejszym kryterium prawomocności i praworządności każdej władzy politycznej.

Czy tak rozumiemy i realizujemy politykę? Dlaczego zachowujemy się tak, jakbyśmy się pogodzili z jej kompletnie wypaczonym rozumieniem? Kard. Józef Ratzinger nie zawahał się nazwać to wypaczone rozumienie polityki aktywnością charakterystyczną dla grup przestępczych.

Działalność polityczna prowadzona jest w naszej rzeczywistości przede wszystkim przez partie polityczne. Tutaj też dostrzegamy swoistą dychotomię. Polityka (polis – miasto) to jest sztuka zorganizowania całości miasta, państwa, regionu itd. Partia to jest część (pars – cząstka). Partia proponuje czy powinna zaproponować jedną z wielu form sprawiedliwego zorganizowania całości.

W debacie instytucjonalnej spotykają się części, które proponują swoje formy zorganizowania całości. Jak wielkiego otwarcia, szerokich horyzontów potrzeba, aby umieć dostrzec pozytywy w alternatywnej propozycji, aby potrafić ubogacić się propozycją pochodzącą od konkurencyjnego obozu partyjnego, a nie upierać się na siłę przy swoim. Dlatego jeden z polityków włoskich z czasów powojennych Giorgio La Pira mówił, że nie każdy nadaje się do zajmowania się polityką, do aktywności w partii politycznej. Potrzebne są do tego odpowiednie cechy: prawość moralna, przygotowanie fachowe, odpowiednia osobowość i warunki sprzyjające zastosowaniu i owocności tych cech. Bardzo ważną cechą jest np. umiejętność wchodzenia w kompromisy – niezbędne w rzeczywistości pluralistycznego społeczeństwa i demokratycznego państwa. Co nie oznacza, że wszystkie kompromisy są dozwolone.

Strzec się efektu wahadła

Kiedy jednak obserwuję życie polityczne w Polsce, zauważam często przechodzenie z jednego ekstremum w drugie. Można by to nazwać postrzeganiem rzeczywistości w kolorach czarno-białych, zero-jedynkowych.

Jedno środowisko polityczne lansuje i realizuje wizję państwa-stróża nocnego, ograniczającą jego rolę do absolutnego minimum według zasady: im mniej państwa, tym lepiej. Drugie dąży do tego, aby państwo uporządkowało wszystko, by miało prawo do ingerowania w każdą dziedzinę życia człowieka. Według zasady: im więcej państwa, tym lepiej. Nazywam to efektem wahadła.

Co na to nauka społeczna Kościoła? Nie chodzi po ekstremach, lecz znajduje złoty środek, który można wyrazić zasadą: tyle państwa, ile to konieczne. Państwo jest bardzo ważne i jego rola w społeczeństwie także.

Nauka społeczna Kościoła na pewno nie popiera liberalnej koncepcji, która zbytnio redukuje rolę państwa, postrzega je bowiem jako najwyższą instancją troski o dobro wspólne zorganizowanej społeczności. Wydaje się, że dzisiaj zwycięska jest jednak koncepcja liberalna. Doprowadziła ona do rażących niesprawiedliwości w lokalnych społecznościach i społeczności międzynarodowej. Dlatego Kościół apeluje o przywrócenie prymatu polityce – właściwie rozumianej – o przywrócenie właściwej roli władzy państwowej i władzy międzynarodowej w rozwiązywaniu problemów i budowaniu sprawiedliwego społeczeństwa.

W dzisiejszych czasach obserwujemy hegemonię władzy gospodarczej nad władzą polityczną. Z jednej strony troszczymy się o demokrację polityczną, a z drugiej godzimy się na priorytetową rolę niedemokratycznej władzy gospodarczej. Światem twardą ręką rządzą finanse i biznes. Polityka zaczyna odgrywać służebną wobec nich rolę. Jest to fenomen światowy. Dotknął on w pewnym okresie także Polski. Nauka społeczna Kościoła sprzeciwia się takiemu układowi sił.

O pozytywnej roli państwa w dziedzinie gospodarki mówił Jan Paweł II w encyklice „Centesimus annus". Stwierdził, że gospodarka rynkowa nie może przebiegać w próżni instytucjonalnej, prawnej i politycznej. Powinno być w niej zagwarantowane poczucie bezpieczeństwa w zakresie indywidualnej wolności i własności, stabilność pieniądza oraz istnienie sprawnych służb publicznych.

Państwo ma także czuwać nad realizowaniem praw ludzkich w dziedzinie gospodarczej. Obowiązkiem państwa jest popieranie działalności przedsiębiorstw poprzez tworzenie warunków zapewniających możliwość pracy, pomoc w chwilach kryzysu. Państwo powinno czuwać, by powstające monopole czy oligopole nie hamowały rozwoju. W sytuacjach wyjątkowych może ono spełniać funkcje zastępcze, wtedy np., gdy słabe lub tworzące się przedsiębiorstwa nie są jeszcze przystosowane do swoich zadań. Jednak musi to być ograniczone w czasie, bez odbierania firmom właściwych im kompetencji, bez naruszania wolności gospodarczej i obywatelskiej.

Konkretną formę aktywności państwa trzeba wyprowadzić z dwóch zasad: pomocniczości i solidarności. Dlatego nauka społeczna Kościoła wyraża się krytycznie na temat tzw. państwa dobrobytu czy państwa opiekuńczego. Inicjatywa należy najpierw do jednostki, następnie do różnego rodzaju zrzeszeń, a w końcu do państwa. Ale aktywna rola tego ostatniego jest niezbędna.

Temat roli państwa poruszył też papież Benedykt XVI w encyklice „Caritas in veritate". Wzywa w niej do propagowania władzy politycznej aktywnej na różnych poziomach. Mówi, że zintegrowana ekonomia naszego czasu zobowiązuje rządy różnych państw do wzajemnej współpracy. Wskazuje, że są państwa wciąż borykające się z różnymi problemami, a międzynarodowa pomoc w ramach planu solidarnościowego winna w nich wspierać „konsolidację systemów konstytucjonalnych, prawnych i administracyjnych". Wspólnota międzynarodowa ma tym krajom pomagać w „umacnianiu gwarancji właściwych dla państwa prawa, systemu porządku publicznego i więziennictwa, skutecznego i szanującego prawa ludzkie, instytucji naprawdę demokratycznych". Benedykt wskazuje, że wspieraniu słabych systemów konstytucyjnych może towarzyszyć rozwój także innych podmiotów politycznych, natury kulturowej, społecznej, terytorialnej lub religijnej.

Czy można odpowiedzialnie powiedzieć, że nauka społeczna Kościoła nie ma nic do powiedzenia na konkretne tematy społeczno-polityczne, do czego próbowano niedawno przekonywać nawet w czasopismach o inspiracji chrześcijańskiej? Ona nie wypowiada się na tematy techniczne związane z zaangażowaniem politycznym. Nie mówi, ilu sędziów powinno zasiadać w Trybunale Konstytucyjnym. Nie mówi także o metodzie ich powoływania. Pokazuje natomiast podstawowe wartości i zasady, wewnętrzną logikę, którą powinni kierować się odpowiedzialni za życie publiczne, aby stanowiło ono środowisko sprzyjające pokojowi społecznemu, podmiotowości społeczeństwa i rozwojowi kapitału społecznego. Mówi o istocie i etyce, nie o technice.

Sprawiedliwość, pokój, przebaczenie

Nauka społeczna Kościoła dużo mówi na temat sprawiedliwości, także w kontekście szeroko rozumianej polityki i zaangażowania politycznego obywateli. Jednak w sytuacji, jaka wytworzyła się w Polsce, sytuacji instytucjonalnego i etycznego pata, warto przywołać nauczanie zawarte w dwóch orędziach pokojowych Jana Pawła II. Chodzi o dokumenty z lat 1997 i 2002. Pierwszy nosi tytuł: „Ofiaruj przebaczenie, otrzymasz pokój", drugi zaś: „Nie ma pokoju bez sprawiedliwości. Nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia". Chodzi w tych dokumentach o relację między sprawiedliwością a pokojem, między sprawiedliwością a przebaczeniem, między pokojem a przebaczeniem. Trzy wartości, bardzo potrzebne naszemu życiu publicznemu, to: sprawiedliwość, pokój, przebaczenie.

Chyba wszyscy w miarę wrażliwi ludzie zgodzą się, że we współczesnej Polsce wartością bodaj najbardziej deficytową jest pokój: pokój społeczny, pokój obywatelski, pokój polityczny. Jak można zmienić tę sytuację? Jedną z dróg jest niewątpliwie praca nad sprawiedliwością społeczną, gdyż od czasów św. Augustyna jesteśmy przekonani, że pokój jest owocem sprawiedliwości. Nie polega on na równowadze sił, na dominacji jednych nad drugimi. Nie! W naturalny sposób wypływa ze sprawiedliwych stosunków społecznych. Ale czy to wystarcza? Różne są też rodzaje sprawiedliwości: wymienna, rozdzielcza, prawna, społeczna. Wprowadzanie sprawiedliwości jest niekończącym się procesem.

Kościół zwraca uwagę na drugą wartość niezbędną w budowaniu pokoju. Jest nią przebaczenie. Przebaczenie jest ściśle związane z miłosierdziem. A wiemy, że sprawiedliwość i miłosierdzie wzajemnie się przenikają. Tak naprawdę jedno nie może istnieć bez drugiego. W biblijnej koncepcji sprawiedliwość pokrywa się z miłosierdziem. Bóg jest sprawiedliwy, ponieważ jest miłosierny. Psalmy mówią, że sprawiedliwość Boga jest Jego przebaczeniem. Czy dotyczy to tylko relacji Boga do człowieka? Czy dotyczy to tylko wymiaru relacyjnego człowieka w jego skali mikro? Czy może dotyczy to także sprawiedliwości i pokoju w ich wymiarze makro, w ich wymiarze politycznym?

Na to ostatnie pytanie nauka społeczna Kościoła odpowiada twierdząco. Aby budować pokój, potrzebna jest nie tylko sprawiedliwość. Potrzebne jest także przebaczenie. Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia. Stąd nie ma pokoju bez przebaczenia. Może właśnie przebaczenia najbardziej potrzeba w naszej ojczyźnie. I to jest, jak sądzę, bardzo ważne wskazanie nauki społecznej Kościoła dotyczące rozwiązania konfliktu politycznego we współczesnej Polsce.

Jednak nie wystarczy tylko nauczać o przebaczeniu, ustawicznie powtarzając to słowo. Trzeba wyjaśnić, co ono oznacza i jaki jest cel przebaczenia. Czyni to Jan Paweł II w orędziu pokojowym z 2002 roku. Papież pisze, że przebaczenie ma swoją siedzibę w sercu człowieka. Przed staniem się faktem społecznym jest przekonaniem serca. Etyka i kultura przebaczenia są warunkiem polityki przebaczenia. Ta ostatnia wyraża się w zachowaniach społecznych, w instytucjach prawnych, w których sprawiedliwość nabiera bardziej ludzkiego oblicza. Przebaczenie jest przede wszystkim wyborem osobistym i osobowym, jest wyborem serca, który sprzeciwia się naturalnemu instynktowi odpłacania złem za zło. Przebaczenie jest konieczne nie tylko w indywidualnym wymiarze życia człowieka. Dotyczy ono rodzin, grup społecznych, państw, wspólnoty międzynarodowej. Zdolność przebaczenia jest warunkiem koniecznym budowania przyszłej, bardziej sprawiedliwej i solidarnej społeczności we wszystkich jej wymiarach.

Kościół ma świadomość, że nieraz trudno jest zaakceptować propozycję czy imperatyw przebaczenia. Jest ono bowiem wartością paradoksalną. W krótkim terminie przynosi zazwyczaj pozorną stratę. W długim zaś terminie realny zysk. Przemoc natomiast wywołuje odwrotny skutek. W krótkim terminie przynosi zysk, w długim stratę. Przebaczenie może się wydawać synonimem słabości. W rzeczywistości wymaga ono wielkiej siły duchowej i moralnej odwagi.

Czyż nie są to fundamentalne wskazania na przezwyciężenie konfliktu społeczno-politycznego w Polsce? Tu nie chodzi o sprawy techniczne. Tutaj idzie o istotę. Nauka społeczna Kościoła głosi, że do budowania sprawiedliwego społeczeństwa na miarę człowieka, istoty rozumnej i wolnej, potrzeba jednocześnie rewizji struktur i serca człowieka. To drugie powinno być pierwsze. Jest najważniejsze. Zaiste potrzebujemy dzisiaj „polityki przebaczenia", nie zaś „polityki zemsty" czy „polityki rewanżu". Tej drugiej jest zbyt dużo. Ale do tego potrzeba nawrócenia serc, potrzeba wolności, siły duchowej i moralnej odwagi ludzi prowadzących działalność polityczną. Wszystkich! Niezależnie od przynależności partyjnej.

Walka to także chrześcijaństwo

Kiedy otworzymy czwarty rozdział adhortacji „Evangelii gaudium" papieża Franciszka, znajdziemy w nim zadziwiająco konkretne wskazania dla współczesnej Polski. To cztery zasady, które sprzyjają budowaniu ludu w pokoju, sprawiedliwości i braterstwie.

Pierwsza zasada brzmi: „czas jest ważniejszy od przestrzeni". Zasada ta powinna kierować rozwiązywaniem napięcia, jakie istnieje między pełnią a ograniczeniami. Pozwala pracować na dłuższą metę bez obsesji na punkcie natychmiastowych rezultatów.

Druga zasada brzmi: „jedność jest ważniejsza niż konflikt". Wobec konfliktu, który jest nieodłącznym zjawiskiem każdej formy życia społecznego, można przyjąć dwie postawy. Można udawać, że go nie ma, ignorować go. Można też wpaść w jego pułapkę, stać się jego więźniem, co prowadzi do zagubienia horyzontu i unicestwia wszelkie możliwości porozumienia.

Franciszek stwierdza, że jest jednak trzeci sposób zmierzenia się z konfliktem, bardziej skuteczny. „Polega on na przyjęciu konfliktu, rozwiązaniu go i przemienieniu w ogniwo nowego procesu". Tylko w ten sposób staje się możliwe rozwijanie wspólnoty wśród różnic. Jednak stać na to tylko szlachetne osoby, które mają odwagę wznieść się ponad powierzchnię konfliktu i dostrzegają najgłębszą godność innych.

Przypomina się tu nauczanie społeczne Kościoła na temat walki, walki szlachetnej. Walka to nie tylko marksizm. Walka to także chrześcijaństwo! Ale walka szlachetna. Takiej właśnie walki potrzeba w życiu współczesnej Polski. Walki nie na wyniszczenie przeciwnika, lecz na wspólne budowanie dobra narodu. Zasada trzecia: „rzeczywistość jest ważniejsza od idei". Istnieje dwubiegunowe napięcie między ideą a rzeczywistością. Ideę się wypracowuje, a rzeczywistość po prostu jest. Franciszek zachęca do dialogu między ideą a rzeczywistością, wystrzegając się separowania ich od siebie. Konsekwencją takiego podejścia do rzeczywistości społecznej jest unikanie fundamentalizmów antyhistorycznych, projektów bardziej formalnych niż realnych, intelektualizmów pozbawionych mądrości. Polityki nie można sprowadzać do retoryki!

I ostatnia: „całość jest ważniejsza niż część". W dzisiejszych czasach istnieje napięcie między tym, co lokalne, a tym, co globalne. Połączenie tych dwóch wymiarów zapobiega popadnięciu w jedną z dwóch skrajności. Jedną nazywa papież abstrakcyjnym uniwersalizmem globalizacji, a drugą folklorystycznym muzeum lokalnych pustelników niezdolnych do reagowania na to, co odrębne. I daje konkretną wskazówkę: „nie trzeba się zbytnio upierać przy sprawach szczegółowych. Trzeba zawsze poszerzać spojrzenie, by rozpoznać większe dobro, przynoszące korzyści wszystkim. Ale trzeba to czynić, unikając pokusy ucieczki, wykorzenienia". Trzeba pracować w tym, co bliskie, ale w szerszej perspektywie. Współczesna sytuacja społeczno-polityczna w Polsce jest bardzo zawikłana. Trudno ją ludzkimi metodami rozwiązać. Kościół nie ma gotowych recept, ale w jego nauce społecznej są wskazówki, które mogą być pomocne. Warto po nie sięgnąć i korzystać. Człowiek wierzący w Boga i Jego Opatrzność, w świętych obcowanie, winien pamiętać, że nie wszystko w życiu doczesnym zależy wyłącznie od jego wysiłków. Papież Franciszek otacza wielkim kultem Matkę Boską Rozsupłującą Węzły – Marię Desatanudos. Może warto go także w tym naśladować...

Autor jest teologiem, doktorem nauk społecznych, biskupem pomocniczym archidiecezji warszawskiej

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Miłość społeczna

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne