Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy dotyczące milczenia Kościoła na tematy społeczno-polityczne związane z teraźniejszością naszej ojczyzny. Mówią i piszą o tym zarówno świeccy, jak i duchowni. Przedstawiają różne argumenty. Jedne są pozytywne, inne krytyczne. Jedni mówią, że to dobrze, iż Kościół milczy. Inni wręcz przeciwnie – twierdzą, że powinien się on jak najszybciej w różnych sprawach określić.
Kościół naucza, że najważniejszą z cnót głównych, cnót kardynalnych, jest roztropność. To, o czym mówimy, powinniśmy stosować w swoim zachowaniu i postępowaniu. Moim zdaniem Kościół hierarchiczny wykazał się i wykazuje ostatnio dużą roztropnością. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że w zaistniałej sytuacji społeczno-politycznego, instytucjonalnego napięcia i ostrego konfliktu bardziej charakteryzował się cnotą roztropności niż niewinności.
Nawet powierzchowny obserwator życia politycznego w Polsce zauważa, że skonfliktowanym stronom nie tyle chodzi o włączenie Kościoła do debaty publicznej w celu wspólnego rozwiązania nabrzmiałego konfliktu, lecz raczej o przeciągnięcie go na swoją stronę. Chodzi o wykorzystanie jego głosu, by jeszcze mocniej uderzyć w przeciwnika politycznego, a w efekcie, by go ostatecznie zdyskredytować.
Paradoksem jest, że najgłośniejsze nawoływania do tego, żeby Kościół przemówił, płyną ze środowisk, które w innej sytuacji i w innych kwestiach odmawiały mu prawa do obecności i aktywności w życiu publicznym, szafując znanym argumentem „mieszania się Kościoła do polityki". Dzisiaj to właśnie one są najbardziej zawiedzione.
Wierność swojej misji
Jeżeli moje rozeznanie jest słuszne, to milczenie Kościoła jest chyba najroztropniejszym rozwiązaniem. Roztropność ta ma także inne imię: wierność swojej misji. Gdyby głos Kościoła został użyty w celu identyfikowania go z jedną opcją polityczną, równałoby się to wypaczeniu jego roli. Kościół nie identyfikuje się bowiem z żadną partią polityczną. Żadna partia, nawet ta najwierniej wprowadzająca jego naukę, nie jest jego polityczną reprezentacją. Kościół nie potrzebuje też politycznych obrońców i stróżów jego praw.