Reklama

Stefan Szczepłek: "A numer jego 44", czyli marketing na boisku

W mistrzostwach Europy walczą nie tylko piłkarze. Ważne jest też to, w jakich butach strzelają bramki i jakiej marki koszulki noszą.

Aktualizacja: 18.06.2016 16:25 Publikacja: 16.06.2016 13:26

Stefan Szczepłek: "A numer jego 44", czyli marketing na boisku

Foto: Plus Minus

Czasy, w których piłkarski świat dzielił się na wyznawców Adidasa i Pumy, minęły, chociaż nie do końca. Różne były koleje losu obu firm, ale dziś znów trzymają się mocno. Rywalizuje z nimi tylko Nike. Kilku innych, mających swoje pięć minut, już nie widać.

Adidas wygrywa w kategorii: kto ubierze najwięcej reprezentacji. Z trzema paskami na Euro występuje dziewięciu uczestników, czyli ponad jedna trzecia: Belgia, Hiszpania, Irlandia Północna, Niemcy, Rosja, Szwecja, Ukraina, Walia, Węgry. Nike ubrał sześć drużyn: Anglię, Chorwację, Francję, Polskę, Portugalię i Turcję. Puma – pięć: Austrię, Czechy, Słowację, Szwajcarię i Włochy.

Czytaj więcej

Rumunia związała się z hiszpańskim producentem sprzętu piłkarskiego Joma, Albania – z włoską firmą Macron, Islandia – także z włoską Errea, a Irlandia z Umbro. Z wyjątkiem Umbro to nuworysze na rynku. Joma powstała nieopodal Toledo w roku 1961, Macron sześć lat później, ale futbolem zajmuje się zaledwie od 15 lat. Ma jednak niezłą siłę przebicia, skoro w roku 2014 zajęła miejsce Reeboka nie tylko jako dostawca sprzętu dla piłkarzy Bolton Wanderers, ale także sponsor tytularny jego stadionu. Był Reebok Stadium, jest Macron Stadium.

Historia firmy Errea ma zaledwie 28 lat. Powstawała w pobliżu Parmy w tym samym roku, w którym mistrzami Europy zostali Holendrzy (1988). Podobnie jak Joma i Macron, Errea wiąże się raczej z klubami i reprezentacjami niższego szczebla. W Polsce jest dostawcą sprzętu dla Jagiellonii Białystok.

Na tym tle Umbro to dinozaur, godny szacunku. Kiedy w roku 1966 Anglicy zdobywali tytuł mistrza świata, nosili koszulki tej firmy. Ich przeciwnicy w finale na Wembley – Niemcy, także. Tyle że mało kto o tym wiedział, ponieważ nie było jeszcze zwyczaju umieszczania logo firmy w widocznym miejscu. Pojawił się dopiero kilka lat później i nie nagle.

Reklama
Reklama

Dwa romby

Umbro to najbardziej znana brytyjska firma sprzętu sportowego. Powstała w roku 1924 w sąsiadującym z Manchesterem miasteczku Wilmslow. Dziś mieszka tam sir Alex Ferguson i kolejni gracze Manchesteru Utd. Ale kiedy piłkarzem Manchesteru City był Kazimierz Deyna, wynajęto mu mieszkanie w szeregowcu także w Wilmslow. Umbro ma znak firmowy składający się z dwóch rombów. Dopóki umieszczany był w drukowanej formie na dole koszulki (zwykle zresztą schowanej w spodenki) lub bluzy, obok znajdowało się hasło firmy: „The Choice of Champions" – Wybór mistrzów.

Pierwszą drużyną, jaką ubrała Umbro, był jeszcze w latach 30. Manchester City. Potem to już poleciało. Przez dziesięciolecia Umbro stanowiło synonim najwyższej jakości piłkarskich strojów. Ubierało wszystkie brytyjskie reprezentacje i dziesiątki klubów na Wyspach, z Manchesterem Utd., Liverpoolem i Celtikiem Glasgow włącznie. Także Brazylię, kiedy w roku 1994 zdobywała mistrzostwo świata. Firma była też popularna w krajach dawnej Brytyjskiej Wspólnoty Narodów i w Skandynawii. Wciąż cieszy się popularnością, ale jej pozycja znacznie osłabła. Doszło do tego, że w roku 2008 Nike wykupił Umbro, a od 2013 zastępuje romby na koszulkach reprezentacji Anglii swoim logo. Mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie były więc ostatnimi, na których Anglia grała ze znaczkiem Umbro. Jego obecność na koszulkach Irlandii jest pewnego rodzaju reliktem przeszłości.

O ile to, jaką konfekcję nosi piłkarz, nie ma większego wpływu na jego grę, o tyle od butów może zależeć wynik meczu. Buty i rękawice bramkarskie to jedyne części stroju piłkarza, mające indywidualny charakter. Można na nich umieszczać napisy, zabronione na koszulkach, spodenkach i getrach. Na rękawicach Łukasza Fabiańskiego, obok biało-czerwonej flagi, znajduje się imię jego syna „Jasiu", urodzonego w ostatnie Boże Narodzenie.

Skończyły się czasy, w których piłkarz reprezentacji Niemiec (wcześniej RFN), mający na co dzień kontrakt z Pumą, na finały mundiali lub mistrzostw Europy wkładał Adidasy, bo dbała o to Niemiecka Federacja Piłkarska (DFB). Takie przypadki dotyczyły nawet najlepszych: Guentera Netzera (1974) i kapitana mistrzów świata z roku 1990 Lothara Matthaeusa. Dziś w niemieckiej i każdej innej reprezentacji piłkarz może grać w butach takiej firmy, z jaką ma podpisaną umowę sponsorską. Czasami jest to ta sama firma, która ubiera jego reprezentację, a czasami nie.

Od czasów Davida Beckhama buty zawodników zostały spersonalizowane, dając początek nowej modzie. Na językach swoich adidasów Beckham miał wyhaftowane imiona synów: Brooklyn i Romeo. Miało to związek z popularnym modelem buta, noszącym nazwę Predator. Jego język wywijał się w ten sposób, że zakrywał sznurowadła, dając dodatkową powierzchnię. Obok znaku fabrycznego Adidasa można było umieścić jakieś słowo. Było to zazwyczaj nazwisko zawodnika, jego przezwisko, przydomek lub inne informacje. Wyhaftowane nazwiska mieli m.in. polscy piłkarze, grający w butach tej firmy: Jerzy Dudek i Jacek Krzynówek. Z czasem maszynowy haft został zastąpiony znacznie mniej wyszukanymi nadrukami, a śladami Adidasa poszli inni wytwórcy. Na butach Arjena Robbena znajduje się imię jego syna Luki i data jego narodzin.

Kamil Grosicki na prawym bucie nosi umieścił imię córki – Maja, a na lewym syna – Marcel. Na obydwu butach Roberta Lewandowskiego jest to samo słowo: Lewy. I, jak na butach wszystkich reprezentantów Polski, biało-czerwona flaga.

Reklama
Reklama

Dziewięć par dla Lewego

Lewandowski w Zniczu Pruszków grał jeszcze w butach Adidasa. Jako piłkarz Lecha zamienił je na Nike. W roku 2014 firma wyprodukowała dziewięć par butów (taki numer nosi Lewandowski na koszulce), specjalnie dla niego. Ogromna większość piłkarzy gra w butach wyprodukowanych w Azji. Te same maszyny rano pracują dla Adidasa, wieczorem dla Pumy, a w nocy dla Nike. Albo odwrotnie.

Najlepszym szyje się buty w Herzogenaurach (Adidas i Puma). Gwiazda sprzed lat Włodzimierz Smolarek miał haluksy, buty ze sklepu go uwierały, więc kiedy stał się już gwiazdą reprezentacji, jeździł do Herzogenaurach, gdzie Adidas robił mu buty na miarę.

Specjalne buty Lewandowskiego opracowano, pokryto rysunkami oraz napisami i uszyto w małej włoskiej miejscowości Montebelluna, niedaleko Wenecji. Jest znana z zakładów szewskich, pracujących dla różnych, nie tylko sportowych firm. Tam w latach 80. i 90. powstawały piłkarskie Diadory (dla Roberta Baggia) i Lotto (dla Ruuda Gullita), dziś przedsiębiorstwa w wielkim futbolu już nieco zapomniane. W butach Lotto gra natomiast Agnieszka Radwańska.

Czerwono-czarno-białe buty Roberta Lewandowskiego nawiązują do historii życia jego i rodziny, są też pewnego rodzaju manifestacją. Na czubie znajduje się biały orzeł, którego skrzydła oplatają but i łączą się z syrenką, symbolem Warszawy, gdzie urodził się Lewandowski.

Nad numerem 9 z koroną, symbolizującą tytuł mistrza Polski, zdobyty w barwach Lecha Poznań, umieszczono pas judoki. Przypomina ojca piłkarza, Krzysztofa, który uprawiał judo. Zmarł, kiedy Robert miał 16 lat.

Dalej, w kierunku pięty, z rybiego ogona syrenki wyłania się napis „Semper Invicta" (Zawsze niezwyciężona). To dewiza miasta stołecznego Warszawy, nadana jej wraz z orderem Virtuti Militari w listopadzie 1939 roku, przez wodza naczelnego generała Władysława Sikorskiego.

Reklama
Reklama

Po drugiej stronie, na mieczu syrenki znajduje się data urodzenia Roberta Lewandowskiego, zapisana cyframi rzymskimi: XXI VIII LXXXVIII, czyli 21 sierpnia 1988 roku. Dalej, w kierunku pięty umieszczono dewizę piłkarza w języku angielskim: „There are moments worth living. Its worth playing football" (Oto momenty warte życia. Warto grać w piłkę).

Na kostce pseudonim piłkarza – Lewy i biało-czerwona flaga. Robert Lewandowski nosi numer 44.

W takich butach grał w meczu Szkocja–Polska na stadionie Hampden Park w Glasgow i strzelił bramkę w czwartej minucie doliczonego czasu. Zagrał w nich także w ostatnim meczu eliminacyjnym do Euro, z Irlandią.

Dlaczego nie widzimy go w nich we Francji? To efekt polityki producentów. Lewandowski nie jest jedynym piłkarzem, dla którego tworzy się indywidualny model. Używają ich w meczach, dla podkreślenia pozycji swojej i producenta. Na mundialach, mistrzostwach Europy czy Copa America piłkarze grają jednak na ogół w takich butach, w jakich każe im sponsor. Chodzi o to, żeby się dobrze sprzedawały. Dlatego prawie wszyscy grają w jednakowo wyglądających Adidasach, Pumach czy Nike, bez względu na to, czy podoba im się kolor, czy nie. Po turnieju każdy grający (a dziecko zwłaszcza) chciałby mieć takie buty, jakie widział na nogach gwiazdy w telewizji.

Ta telewizja jest już wszędzie kolorowa, więc i buty muszą takie być. Do lat 70. żadnemu piłkarzowi nie przychodziło do głowy, że może włożyć na nogi inne korki niż czarne, bo innych nie było. Nie zmienił tego nawet wybryk mistrza świata Alana Balla. W roku 1970, jako piłkarz Evertonu, na mecz o Tarczę Dobroczynności włożył buty duńskiej firmy Hummel w kolorze białym. Dużo o tym mówiono i pisano, ale nikt takich nie chciał kupować, wychodząc z założenia, że piłka nożna to gra męska, do której białe buty nie pasują. Podobnie było kilka lat później z białymi korkami, jakie Puma zrobiła dla Guentera Netzera.

Reklama
Reklama

Czarne buty trzymały się jeszcze długo, a czarno-biała telewizja utrzymywała ten stan. Próbę zmiany podjął amerykański wytwórca Pony. Nie miał odwagi zastąpić skóry czarnej inną, ale logo w kształcie litery V było w kolorze krwistym, dobrze widocznym w świetle stadionowych reflektorów. W takich butach grał u schyłku swojej kariery w USA m.in. Pele. Później takie odblaskowe znaki firmowe stosowały również Diadora i Lotto.

Przełom nastąpił dopiero na mundialu we Francji, w roku 1998. Kolorowych (głównie czerwonych, żółtych i białych) butów używali najpierw piłkarze afrykańscy, azjatyccy, bułgarscy i jamajscy. W czerwono-czarnych adidasach grał Beckham, w biało-czarnych Alessandro Del Piero, a w niebiesko-białych Nike – Brazylijczyk Ronaldo. Wkrótce ta moda zalała świat. Ma w tym swój udział firma Nike. Przebojem weszła na rynek w roku 1994, kiedy finały MŚ odbywały się w Stanach Zjednoczonych. Znana dotychczas jako dostawca butów dla biegaczy, zorientowała się, czym poza Ameryką jest fenomen soccera. Wtedy włożyła buty (wyłącznie czarne) na nogi brazylijskich mistrzów. Cztery lata później, we Francji, ubierała już Brazylię, Holandię, Koreę, Nigerię i USA.

Rodzinny interes

Za tym wszystkim idą ogromne pieniądze. W roku 1996 Nike podpisał umowę z Brazylijską Federacją Futbolu na kwotę ok. 150 mln dolarów. Podczas mundialu w Paryżu, pod łukiem w dzielnicy Defence Nike zbudował miasteczko, w którym codziennie zwiedzający i kupujący zostawiali setki tysięcy dolarów. Usuwało to w cień kluby Adidasa, otwarte podczas mundiali tylko dla zaproszonych gości i nieprzynoszące zysków. Nike zapraszał do Paryża najlepszych młodych graczy z poszczególnych krajów, których wcześniej przechwycili jej skauci. Taką podróż odbył m.in. najbardziej znany wtedy polski piłkarz Marek Citko.

Sztandarowym agentem reklamowym Nike stał się najlepszy piłkarz świata – Ronaldo. Wprawdzie dobrą nowiną dla Nike stało się wyrzucenie z boiska odpowiednika Ronaldo w Adidasie, czyli Davida Beckhama, ale był jeszcze groźniejszy rywal, sławiący Adidasa Zinedine Zidane. Kiedy w dniu finału mundialu Brazylia – Francja Ronaldo nagle zachorował i jeszcze na godzinę przed meczem nie było go w składzie, wydarzyło się coś, co do tej pory stanowi tajemnicę. Ronaldo prosto ze szpitala przyjechał na mecz i choć był cieniem siebie samego, to przecież oglądał go miliard ludzi, spośród których wielu chciało kupić takie buty, w jakich grał.

Ta historia, sugerująca, że za decyzją trenera o dopuszczeniu chorego piłkarza do meczu stała sponsorująca jego i Brazylię firma Nike, nabiera wiarygodności po informacjach, jakie ujrzały światło dzienne kilka lat później. Okazało się, że podpisujący umowę prezydent federacji piłkarskiej Ricardo Teixeira mógł przy tej okazji zgarnąć kwotę, którą tylko życzliwi prawnicy nazwaliby prowizją. Mogło mu więc zależeć, nie tylko jako rodakowi Ronaldo, aby zagrał on w finale, mimo że ledwo stał na nogach.

Reklama
Reklama

To nie pierwsza ingerencja firmy sprzętu sportowego w futbol. Syn twórcy Adidasa Adi Dasslera – Horst wspierał w każdy możliwy sposób wybranego w roku 1974 na prezydenta FIFA Brazylijczyka Joao Havelange'a (teścia Ricarda Teixeiry) i współpracował z sekretarzem generalnym Seppem Blatterem. Dassler junior uważany jest za pioniera sponsoringu w piłce nożnej. Niezależnie od tego, że Horst nie żyje od roku 1987, a Adidas miał od tamtej pory kilku właścicieli, rola firmy w światowym futbolu jest wyjątkowa. Wszystkie mistrzostwa Europy od roku 1968 i mundiale od roku 1970 rozgrywane są piłkami Adidasa. Wszyscy sędziowie na tych turniejach ubrani są w stroje tej firmy. Podobnie jak stewardzi i służby techniczne. A za wszystkim stoją pieniądze.

Walka firm sprzętu sportowego rozpoczęła się w roku 1948, kiedy bracia Adolf i Rudolf Dasslerowie poróżnili się i każdy poszedł swoją drogą. Rudolf założył Pumę, a Adolf Adidasa. Adolf był zawsze krok przed bratem. To jego wynalazek kołków wkręcanych w podeszwy butów pomógł Niemcom zdobyć tytuł mistrza świata w roku 1954. Ale być może pierwszym publicznym przejawem rywalizacji, w której wszystkie chwyty są dozwolone, były igrzyska olimpijskie w Rzymie w roku 1960. Niemiecki sprinter Armin Hary nie mógł się zdecydować, od której firmy wziąć pieniądze za start, bo każda chciała mieć w swoich szeregach najszybszego człowieka świata. Wziął więc od obydwu. Wygrał bieg na 100 metrów w pantoflach Pumy, ale chcąc kupić sumienie i nie stracić honorarium, na podium po złoty medal wszedł w Adidasach. Wprawdzie nie uszło mu to na sucho, pokazało jednak, że sport, w którym przybywa pieniędzy, rodzi też pokusę nieczystej gry.

Adidas był zawsze popularniejszy, ale to Puma miała w swojej stajni najlepszych: Pelego, Eusebia, Johana Cruyffa (który dla niej zaszywał nawet w reprezentacyjnej holenderskiej koszulce jeden z trzech pasków), Diego Maradonę, tenisistę Borisa Beckera, a teraz Serenę Williams (12 mln dolarów za pięcioletni kontrakt) i najszybszego człowieka świata Usaina Bolta (10 mln USD za każdy rok umowy). Buty zrobione dla „Króla futbolu" Pelego, opracowane przy jego współudziale, nosiły nazwę Puma King i przez blisko pół wieku były jednym z najlepiej sprzedających się modeli na całym świecie.

Na mistrzostwach we Francji w butach Pumy gra tylko jedna gwiazda: Cesc Fabregas. Inni ambasadorzy firmy nie pojechali do Francji. Marco Reus odniósł kontuzję, Mario Balotelli nie został powołany, a Sergio Aguero broni barw Argentyny w rozgrywkach o Copa America. Może sytuację firmy poprawi Grzegorz Krychowiak. Dla niego i innych zawodników Puma wyprodukowała serię butów o nazwie Evospeed Tricks i Evopower Tricks. Charakteryzują się tym, że jeden jest w kolorze różowym, a drugi żółtym. Nie ulega wątpliwości, że rzucają się w oczy.

Srebrny Messi na wagę złota

Pierwszym znanym słupem reklamowym Adidasa był Franz Beckenbauer, a „firmowym" klubem Bayern. Dziś Adidas ma Leo Messiego. Jak zwykle z okazji wielkiego turnieju wyprodukowano dla niego specjalne buty o nazwie Mercury Messi 16 w kolorze srebrnym, w dwóch wersjach – ze sznurówkami i bez. Gra w nich podczas turnieju o Copa America. Na butach z jednej strony są trzy paski, a z drugiej logo piłkarza, stylizowana litera „M". To pierwszy gracz, którego Adidas uhonorował w ten sposób. Argentyńczyk otrzymuje od Adidasa z tytułu kontraktu 20 mln dolarów rocznie. Po siedmiu latach będzie bogatszy o 140 milionów.

Reklama
Reklama

Na Euro barw Adidasa bronią m.in.: Manuel Neuer, Mesut Oezil, Gareth Bale, Paul Pogba. Buty, w jakich grają oni i wielu innych znanych piłkarzy, nazywają się Mercury X 16 lub Ace 16. Można je poznać po charakterystycznych cholewkach w kolorze pomarańczowym lub żółtym. Dla Pogby zrobiono buty w kolorze czarnym ze złotymi paskami i podeszwą. Na pięcie umieszczono napis „Pogboom", czego akurat w pierwszym jego meczu na Euro nie było widać. Buty nie mają sznurówek, żeby piłkarz przed meczem nie musiał się męczyć. Cristiano Ronaldo inkasuje od Nike rocznie prawie 22 mln dolarów. Robert Lewandowski na razie dużo mniej, ale po Euro może to się zmienić.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
„Brat”: Bez znieczulenia
Plus Minus
„Twoja stara w stringach”: Niegrzeczne karteczki
Plus Minus
„Sygnaliści”: Nieoczekiwana zmiana zdania
Plus Minus
„Ta dziewczyna”: Kwestia perspektywy
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Hanna Greń: Fascynujące eksperymenty
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama