Michel Houllebecq walczy z polityczną poprawnością

Michelowi Houellebecqowi daleko do politycznej poprawności. Gdy pisze o feministkach, nie sposób nie przypomnieć sobie o czarnych protestach w Polsce.

Aktualizacja: 23.10.2016 21:40 Publikacja: 20.10.2016 12:29

Michel Houllebecq walczy z polityczną poprawnością

Foto: PAP/EPA, Andreu Dalmau

W przewiewnej jaskini mieszka czworonożna istota. Jest jej ciepło i wygodnie. Kiedy wychodzi na plażę, na czterech nogach stoi pewniej niż kiedyś na dwóch. Ubrań już nie ma, są niepotrzebne, bo za życia krępowały ruchy. Całe ciało porasta miła w dotyku sierść. Kiedy istota napotka podobną sobie, nie odmawiają sobie zbliżeń. „Gdy jestem nagi, czuję się bardziej wolny. Najważniejsze, że nie jestem ani samcem, ani samicą – jestem hermafrodytą. [...] prawdziwe szczęście leży w powtarzaniu, w nieustannym zaczynaniu na nowo tego samego, jak w tańcu lub muzyce, na przykład »Autobahn« Kraftwerku. Tak samo jest w seksie: jak tylko skończymy, chcemy zacząć od nowa".

Tak w tekście „Mam marzenie" wyobraża sobie wieczność najbardziej znany dziś francuski pisarz Michel Houellebecq, zresztą nie samą tylko wieczność. We właśnie wydanych „Interwencjach 2" znajdujemy liczne teksty, wywiady czy felietony na wiele tematów, ale wyłącznie takich, które autora „Cząstek elementarnych" fascynują, są mu bliskie jako człowiekowi i jako pisarzowi. Na przykład klonowanie. W „Pokrzepieniu technologicznym" Houellebecq wyznaje: „Oczywiście, że dam się sklonować, gdy tylko będzie to możliwe; oczywiście, że wszyscy dadzą się sklonować, gdy tylko będzie to możliwe. [...] Będę mieć zapewne dwa albo trzy klony, tak jak się miewa dwójkę lub trójkę dzieci; zachowam właściwy odstęp między ich narodzinami (ani zbyt krótki, ani zbyt długi); jako dojrzały mężczyzna będę wobec nich postępować jak odpowiedzialny ojciec. [...] na koniec umrę. Umrę bez przyjemności, bo nie mam ochoty umierać".

Pilny czytelnik fantastyki

Odwołując się do świata znanego nam ze swych powieści, tej bolesnej rzeczywistości wypranej z elementarnego poczucia bliskości drugiego człowieka, świata, w którym samozaspokojenie i rozrywka są najwyższymi wartościami, gdzie mężczyznę odarto z męskości, a kobietę z kobiecości, pisarz snuje rozważania o nadziei i jej braku. „Długo uważano, że dobro przyszłych pokoleń należy do spraw ważnych. Nie ma wątpliwości, że dzisiaj ludzie w mniejszym stopniu patrzą w przyszłość. Życie jest coraz bardziej zredukowane do wartości użytkowych. Eutanazja to zjawisko wyjątkowo dobrze oddające postawę, według której w życiu nie ma niczego poza interesem i przyjemnością, jakie można z niego wyciągnąć" – stwierdza w jednym z wywiadów pisarz.

Wydaje się, że Houellebecq, traktując o własnym postrzeganiu zjawisk, chce nam dać wskazówkę, która być może w dalszej perspektywie okaże się punktem wyjścia do czegoś nowego. W innym miejscu pisarz wypowiada swoiste credo: „Wszechświat oparty jest na separacji, cierpieniu i złu; [...] Akt początkowy to radykalne odrzucenie świata jako takiego; przekonanie, że pojęcia dobra i zła istnieją, chęć ich zgłębienia, określenia granic ich władzy, w tym także we mnie. A literatura musi tylko iść w ślad".

Bardziej jasne się staje, dlaczego swoją przygodę z literaturą Michel Houellebecq zaczął od publikacji obszernego eseju „H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu", w którym snuł refleksje nad stosunkiem do świata jednego z najsłynniejszych mistrzów fantastyki grozy. Literatura science fiction jest dla autora „Platformy" niezwykle istotna. Ogromne partie „Możliwości wyspy" są przecież napisane w tej właśnie konwencji (bohaterami są kolejne klony głównego protagonisty), ostatnia powieść Francuza „Uległość" to karykaturalny obraz świata przyszłości, w którym umiarkowani muzułmanie przejmują stery władzy we Francji.

Dlaczego Houellebecq był zawsze uważnym czytelnikiem fantastyki? Niejaką odpowiedź znajdujemy w artykule „Opuszczając wiek dwudziesty": „W płaszczyźnie naukowej i technicznej dwudziesty wiek można porównać z dziewiętnastym. Natomiast w płaszczyźnie literackiej i intelektualnej upadek jest niemal niewiarygodny, zwłaszcza od tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego, a bilans wręcz wprawiający w osłupienie: wystarczy sobie przypomnieć zatrważającą niewiedzę jakiegoś Sartre'a czy innej de Beauvoir, którzy należeli jakoby do grona filozofów, uświadomić sobie niemal niewiarygodny fakt, że Malraux – choćby przez bardzo krótki okres – mógł uchodzić za »wielkiego pisarza«, aby zmierzyć stopień ogłupienia, do jakiego nas doprowadziło pojęcie politycznego zaangażowania, i zdziwić się, że nadal ktokolwiek może brać intelektualistów na serio. Można być na przykład zaskoczonym, że jakiś Bourdieu czy Baudrillard znajdują jeszcze gazety gotowe do publikowania ich andronów. Prawdę mówiąc, nie uważam za zbytnią przesadę stwierdzenie, że w płaszczyźnie intelektualnej z drugiej połowy dwudziestego wieku nie zostałoby kompletnie nic, gdyby nie literatura science fiction".

Wielbiciel muzyki rockowej

Jednak mimo tak postawionej diagnozy współczesnej kultury Houellebecq jednoznacznie opowiada się za literaturą. Dostrzega w niej moment ocalenia czy też może chwilowego zatrzymania w obłąkańczym wyścigu, w którym nagroda może być tylko jedna – osiągnięcie natychmiastowej satysfakcji. W tym znaczeniu autor „Mapy i terytorium" nieoczekiwanie staje się obrońcą wartości humanistycznych, wcale nie nihilistą, pornografem, mizoginem i piewcą mechanicznego seksu, o co bywa posądzany. „Każda książka, raz zakupiona, staje się fenomenalnym narzędziem wyłączenia ze świata zewnętrznego. Intymna chemia mózgu sprawia, że zawsze w przeszłości literatura potrafiła wygrać ze światem rzeczywistym; niczego nie musiała się obawiać ze strony świata wirtualnego. Tak zaczął się paradoksalny, trwający do dzisiaj okres, w którym globalizacja rozrywki i relacji międzyludzkich – gdzie artykułowany język zajmuje tylko ograniczone miejsce – łączy się ze wzmocnieniem języków potocznych i kultur lokalnych".

Jest zatem nadzieja? Czytamy dalej: „Książkę można bowiem docenić jedynie p o w o l i, co wymaga refleksji (nie w sensie wysiłku intelektualnego, lecz p o w r a c a n i a w s t e c z), nie ma lektury bez zatrzymywania się, cofania, ponownego czytania. W świecie, w którym wszystko zmienia się, chwieje, nic nie ma trwałego ciężaru gatunkowego, ani reguły, ani przedmioty, ani ludzie, jest to właściwie niemożliwe, absurdalne. Literatura ze wszystkich sił (które niegdyś były ogromne) przeciwstawia się pojęciu nieustannej aktualności, wiecznej teraźniejszości. Książki wymagają czytelników, lecz owi czytelnicy muszą mieć stabilny, indywidualny byt; nie mogą być czystymi konsumentami, czystymi fantomami; w pewien sposób muszą być p o d m i o t a m i" („Kilka uwag o zamęcie").

Dodajmy do tego miłość Houellebecqa do poezji. Szkoda, że w Polsce nie ukazał się jeszcze żaden wybór jego wierszy, oby jak najszybciej się to zmieniło. W „Liście do Lakisa Proguidisa" wyznaje: „Jeśli piszę wiersze, to chyba przede wszystkim po to, żeby zwrócić uwagę na monstrualny i globalny brak (który można uznać za uczuciowy, społeczny, religijny lub metafizyczny; każde z tych podejść będzie równie prawdziwe). Może również dlatego, że poezja to jedyny sposób, aby wyrazić ów brak w stanie czystym, pierwotnym, wyrazić go równocześnie we wszystkich jego komplementarnych aspektach".

W tomie znalazł się zresztą poemat „Opera Bianca" wypełniony wizjami początków ewolucji, paradoksami istnienia i ironicznymi obserwacjami: „Naładowane energią cząsteczki krążą w zamkniętej przestrzeni, w ograniczonym czasie. Nazwijmy tę przestrzeń miastem; przyrównajmy energię do pożądania; oto metafora życia". Zwraca uwagę poetycka w istocie, choć pisana prozą, miniatura „Puste niebiosa" – głos pisarza, który bez ckliwości opisuje swą dojmującą samotność w nowojorskim pokoju hotelowym. Deszcz pada na instalacje portowe nad rzeką Hudson, na magazyny z cegły... Jeden z artykułów poświęca Houellebecq Neilowi Youngowi, artyście, któremu od lat jest wierny. Jego płyty wędrowały z pisarzem do kolejnych wynajmowanych mieszkań. Ten tekst pokazuje, w jak prosty i szczery sposób można napisać o rockowych piosenkach, udowadnia, jak czasem bardzo wiele w życiu znaczą. I nie trzeba się tego wstydzić, nie trzeba pozować na intelektualistę, na małpę z telewizji.

Krytyk lewicowych intelektualistów

Zawiedzie się ten, kto w „Interwencjach 2" będzie szukał drapieżnych polemik czy gorących apologii. Michel Houellebecq jawi się jako artysta znający swoją wartość, na pewno spełniony i dlatego brak tu krygowania się i puszczania oka do czytelników, w czym celuje wielu polskich autorów prozy i poezji wydających podobne książki. Pisarz potrafi pokazać, że ma dystans także do samego siebie, jak w „Pokrzepieniu technologicznym": „Nie lubię samego siebie. Czuję do siebie niewiele sympatii, a jeszcze mniej szacunku; na dodatek sam siebie niezbyt interesuję. Od dawna znam swoje główne cechy, które w końcu zaczęły mnie mierzić. Jako nastolatek, jako młody człowiek mówiłem o sobie, myślałem o sobie, byłem kompletnie sobą zauroczony; to się jednak skończyło. Rozstałem się z własnymi myślami; sama perspektywa, że miałbym opowiedzieć jakąś anegdotę z życia osobistego, pogrąża mnie w nudzie bliskiej katalepsji. Jeśli jestem do tego zmuszony, kłamię".

Szczerość, z jaką Houellebecq pisze o sobie i otaczającym go świecie, wielokrotnie naraziła go na ataki, zwłaszcza ze strony świata politycznej poprawności. Przez lewicowych publicystów został nawet nazwany „nowym reakcjonistą", bo otwarcie krytykował zawłaszczanie kultury przez poprawnościowy salon. „Jeśli będę politycznie poprawny, co na tym zyskam? Nikt mi nawet nie obiecuje siedemdziesięciu dwóch dziewic. Obiecują mi tylko, że nadal będę mógł się nudzić jak mops, kupować koszulki polo u Ralpha Laurena itp.".

Rzeczywiście, Houellebecqowi do politycznej poprawności daleko. Pisze o feministkach i nie sposób dziś oderwać jego słów od niedawnych czarnych protestów: „W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku walczyły o antykoncepcję, prawo do aborcji, wolność seksualną itd., jakby »system patriarchalny« był wynalazkiem podłych samców, podczas gdy historycznym i ewidentnym celem mężczyzn było przelatywanie maksymalnej liczby lasek bez konieczności brania sobie na kark rodziny" („Drugie stadium ludzkości").

Nie ma litości dla „lewicowych intelektualistów": „Literatura nie służy niczemu. Gdyby bowiem czemuś służyła, lewacka hołota, która monopolizowała intelektualną debatę przez cały wiek dwudziesty, nawet nie mogłaby zaistnieć. Szczęśliwie wiek ten już się skończył; nadeszła chwila, aby po raz ostatni (przynajmniej należy mieć taką nadzieję) powrócić do występków popełnionych przez »lewicowych intelektualistów«, a najlepszym na to sposobem jest wspomnieć wydane w tysiąc osiemset siedemdziesiątym drugim »Biesy«, gdzie ich ideologia jest już w pełni wyłożona, a jej występki i zbrodnie jasno zapowiedziane w scenie zabójstwa Szatowa" („Opuszczając wiek dwudziesty").

Niepoprawny optymista

Świetnym uzupełnieniem „Interwencji 2" jest przemówienie, jakie Michel Houellebecq wygłosił 26 września tego roku w Berlinie z okazji przyznania mu Nagrody im. Franka Schirrmachera. Wśród rozmaitych refleksji na temat współczesności wyróżnia się oczywiście tematyka islamska. Przypomnijmy, że Houellebecq był także nazywany „islamofobem", a przed laty wytoczono mu proces za stwierdzenie w jednym z wywiadów: „islam to jednak najgłupsza religia świata".

W rzeczonym przemówieniu pisarz, pobudzony lekturą „Historii żyrondystów" Alphonse'a de Lamartine'a, porównuje bestialstwa dokonywane w ostatnich latach przez dżihadystów z tymi, których dopuszczali się francuscy rewolucjoniści pod koniec XVIII wieku. „Wszelako zdumiewa również potworne okrucieństwo francuskich rewolucjonistów. [...] U Lamartine'a co cztery, pięć stron obnosi się nabite na lance obcięte głowy. I bez przerwy widzimy takie ohydne sceny. Wśród nich najsławniejsza, ta o księżniczce de Lamballe, z której zwłok pewien buntownik wycina srom i robi sobie z niego sztuczną brodę".

A jednak, jak to jasno wynika z interwencyjnych tekstów Michela Houellebecqa, autor ten okazuje się bezprzykładnym piewcą nadziei wynikającej wprost z postawy humanistycznej, która od zawsze zresztą go cechowała. Niepoprawny optymista! W swej dziękczynnej mowie z Berlina dwa akapity dalej stwierdza: „Powiedzieliśmy, że okrucieństwo i rzeź szerzyły się i wyniszczały państwo. Aż nagle, w jednej chwili, ustały. Z jakiego powodu nastąpił kres rewolucji francuskiej? Dlaczego ludzie mieli dość krwawej orgii? Nic o tym nie wiemy. Z dnia na dzień bez widocznego powodu zaprzestali gwałtów, żądza krwi zniknęła. Być może jest więc po prostu tak, że bez rzeczywistego powodu, w sposób niezrozumiały i mało widowiskowy, skończy się przecież Państwo Islamskie".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami