Jaki naprawdę jest Cristiano Ronaldo, gwiazda Realu Madryt?

Kibicujący Legii chuligani wyrządzili nam mnóstwo przykrości. Szczególnie dojmującą stratą jest to, że nie zobaczymy na żywo Cristiano Ronaldo – jednego z najwybitniejszych i najbardziej kontrowersyjnych piłkarzy w dziejach futbolu. Real Madryt zagra w Warszawie przy pustych trybunach.

Aktualizacja: 30.10.2016 07:06 Publikacja: 27.10.2016 13:12

Jaki naprawdę jest Cristiano Ronaldo, gwiazda Realu Madryt?

Foto: AFP

Właściwie kontrowersyjna jest już sama teza, że Cristiano Ronaldo jest wybitny. No bo tak: niby zdobywał Złotą Piłkę i Złoty But, niby bił kolejne rekordy bramek strzelanych w Lidze Mistrzów i lidze hiszpańskiej (w sześciu kolejnych sezonach zdobywał co najmniej 50 goli), a kilka miesięcy temu pomógł Portugalii sięgnąć po mistrzostwo Europy, ale przecież wielu kibiców widzi w nim głównie zapatrzonego w siebie bubka, samoluba i samochwałę. Ostatnim na długiej liście powodów do kpin jest w istocie kuriozalny, zważywszy na sztywność pozy, autoportret piłkarza przed najnowszym modelem Lamborghini Aventador.

Wyliczać można naprawdę długo. Jedni wciąż nie mogą darować Portugalczykowi, że we wczesnych latach kariery tak często udawał sfaulowanego i wymuszał na sędziach kartki dla rywali. Inni oburzają się tym, że wrzucił do jeziora mikrofon nagabującego go dziennikarza. Są tacy, którzy szydzą z jego łez, np. uronionych podczas wręczania Złotej Piłki 2014, kiedy okazało się, że jednak nie jest najlepszy. Są tacy, którzy wypominają liczne momenty, gdy cieszył się z jakiegoś sukcesu, jakby to był tylko jego triumf, a nie efekt zbiorowego wysiłku, i przypominają okazje, w których nie chciał podać piłki do kolegów lub zgłaszał pretensje, że to oni nie chcieli podać jemu. Są tacy, którzy powtarzają historyjkę o lustrze w szatni Manchesteru United, ustawionym dokładnie naprzeciwko jego szafki, i o żelu, który pokrywa jego starannie ułożoną fryzurę. Są wreszcie tacy, którzy produkują memy na jego temat, wklejając zdjęcia Ronaldo zasłaniającego się przed strzałem albo Ronaldo gladiatora dumnie prężącego wydepilowany tors. Czy nie nazywa się to aby „przemysłem pogardy"?

Ulicznik

Można się oczywiście upierać, że sam jest sobie winien. W końcu po meczu Realu Madryt z Dynamem Zagrzeb, kiedy fani rywala na przemian wygwizdywali go i skandowali „Messi, Messi" (rywalizacja z Argentyńczykiem to powszechnie znany słaby punkt Ronaldo), wypalił, że wszyscy mu zazdroszczą, bo jest bogaty, przystojny i świetnie gra.

Ale można też jego historię opowiedzieć inaczej, wcale nie ukrywając wesołości, jaką wzbudził jako 18-latek w szatni Manchesteru United, wystrojony ponad wszelką miarę w markowe ciuchy („Armani i inne takie. W życiu nie widziałem tak obcisłych dżinsów" – chichotał obrońca MU Gary Neville). Najpierw wypada jednak wspomnieć o lekcji futbolu, jaką dał graczom tej drużyny jeszcze w barwach Sportingu Lizbona, kiedy odpowiedzialny za krycie go John O'Shea prosił w przerwie o zmianę, a po zakończeniu spotkania cała ekipa United apelowała do sir Alexa Fergusona, by natychmiast kupił tego dzieciaka. Trudno przemilczeć fatalny zaiste styl, z jakim obnosi się ze swoim bogactwem, kolekcją luksusowych samochodów, diamentowymi kolczykami itd., ale nie można też zapomnieć o szczodrości, z jaką dzieli się majątkiem z innymi (Ronaldo nie przyłapano, jak Messiego, na oszustwach podatkowych). Można też próbować dociec przyczyn, dla których wciąż zachowuje się tak niedojrzale.

Jedną z ważniejszych byłoby zapewne miejsce, z którego pochodzi: uboga wioska na Maderze, a w niej wielodzietna, praktycznie rozbita rodzina, w której ojciec piłkarza, były żołnierz, wysłany na wojnę do Angoli, po powrocie nie potrafi się odnaleźć i popada w alkoholizm. „Piłkarz bardzo stara się to ukryć, ale doświadczenia z dzieciństwa spędzonego w dysfunkcyjnym domu już zawsze będą wpływać na podejmowane przez niego decyzje" – pisze biograf Portugalczyka Guillem Balague. „To typowy przykład piłkarza, który w dzieciństwie musiał sobie radzić sam" – dopowiada jeden z pierwszych trenerów, widząc zresztą w tym, że Ronaldo uczył się gry w piłkę na ulicy, korzyści dla jego późniejszej kariery. „Normalny chłopiec ze stabilnego domu, który spędza sporo czasu z rodziną i pilnie chodzi do szkoły, ma jakieś półtorej do dwóch godzin dziennie na trening. Ronaldo spędzał z piłką po 10–12 godzin na dobę, dzień w dzień" – tłumaczy inny szkoleniowiec.

Kiedy w końcu, jako wychudzony 12-latek, opuszcza wyspę i leci samotnie, tylko z kartką identyfikacyjną na szyi, na testy do Sportingu Lizbona, tyleż ucieka ze świata biedy (mieszkał w jednym pokoju z bratem i dwiema siostrami), alkoholu i rodzinnych kłótni, co jest przez rodzinę wypchnięty: na miejscu mają od tej pory jedną gębę mniej do wykarmienia.

Maszyna

To kolejny ważny wątek opowieści o supergwieździe Realu: gigantyczny i samotny w gruncie rzeczy wysiłek, jaki włożył, by znaleźć się tu, gdzie jest. Treningi rozpoczynane na długo przed pozostałymi zawodnikami i kończone długo po nich. Nocne ucieczki na siłownię z lizbońskiego internatu, gdzie był zresztą pośmiewiskiem ze względu na akcent wieśniaka z Madery. Okłamywanie trenerów drużyn juniorów i seniorów, z którymi w pewnym momencie pracował na zmianę, w kwestii tego, czy miał już zajęcia siłowe – po to, by mieć ich dwa razy więcej. Do tego bieganie z przywiązanymi do nóg ciężarkami podczas wakacji na rodzinnej wyspie, zamęczanie jednego ze szkoleniowców Manchesteru United, by układał dla niego kolejne zestawy ćwiczeń, a już na madryckim szczycie – dni rozpisane z minutową precyzją, aby zapewnić ciału jak najlepsze warunki regeneracji. Imprezy w nocnych klubach? To nie z nim, on jest niemal totalnym abstynentem i dba o to, by mieć co najmniej osiem godzin snu.

„Jest atletą idealnym" – napiszą autorzy książki „CR 7 maszyna", wzdychając do „znakomicie wyrzeźbionej muskulatury; o 3 procent mniejszej tkanki tłuszczowej niż u top modelki; obwodu uda (61,7 cm) znacznie powyżej średniej; obwodu łydek poniżej średniej i, co zaskakujące, lewej łydki rozwiniętej bardziej niż prawa". Nie jestem pewien, czy wszystkie pojęcia definiujące treningi Ronaldo wydadzą się zrozumiałe czytelnikom „Plusa Minusa". Słyszeli państwo np. o łączeniu ćwiczeń aerobowych z aktywnością anaerobową? O mięśniu poprzecznie prążkowanym, którego głównym zadaniem jest zwiększanie zawartości mioglobiny? O afrykańskiej prababci piłkarza i odziedziczonych po niej miocytach typu II, mających właściwości bardzo szybkiego kurczenia? O maszynie NASA pozwalającej ćwiczyć także w domu, za to w warunkach zmniejszonej grawitacji?

Efekty włożonego w samodoskonalenie trudu są nadzwyczajne. Ronaldo potrafi pędzić za piłką z prędkością 33,6 km/h; niektóre sprinty podczas spotkań ligi hiszpańskiej (w sezonie 2012/2013 w jednej z ostatnich minut meczu z Celtą Vigo przebiegł 80 metrów w czasie 9,05 sekundy, imponującym nawet dla sprintera). A wyskok w powietrze? Jedną z najpiękniejszych bramek zdobył w meczu Manchester United – Roma, sprawiał wrażenie, że wisi w powietrzu i zaprzecza prawu ciążenia. Obliczono, że wybił się wówczas w górę z niespotykaną siłą, dzięki czemu dodał sobie 78 centymetrów. Guillem Balague zwraca uwagę, że to 7 centymetrów więcej niż średnia u zawodników NBA: ostatecznie uderzył głową piłkę lecącą na wysokości 2,63 metra.

Piotruś Pan

Od lat nie jest już tylko utalentowanym dryblerem, ośmieszającym rywali za pomocą cyrkowych sztuczek. Bramki zdobywa obiema nogami i głową, z daleka i z bliska, z fenomenalnie wykonywanych rzutów wolnych. Bywa skrzydłowym, napastnikiem i piłkarzem ustawianym za plecami napastnika – w zasadzie może robić na boisku wszystko, co tylko chce, bo trenerzy zrezygnowali już z prób angażowania go w grę obronną. Wyliczenie zdobytych przezeń mistrzostw, pucharów i nagród indywidualnych rozsadziłoby ten tekst, jak pieniądze wypłacane mu co tydzień rozsadzają jego konta.

Skąd więc ta emocjonalna niestabilność? Skąd łzy, które pojawiają się w oczach piłkarza równie często jak błysk furii, każący mu ni stąd, ni zowąd uderzyć rywala? Czerwonych kartek zgromadził w karierze dziewięć, z czego pięć za agresywne zachowanie. Balague próbuje tłumaczyć arogancję Ronaldo skrywaną niepewnością, której praźródłem byłby brak kontroli rodzicielskiej i jasnych reguł w okresie dzieciństwa. Być może obsesyjną dbałość o własne ciało również można tym wytłumaczyć. „Czy ludzie – pyta biograf zawodnika – którzy akceptują sami siebie, czują potrzebę ciągłego dążenia do ideału?".

Jeden z dyrektorów Realu Madryt zauważa z kolei trzeźwo: „Gdy nie rozumiemy jakiegoś zachowania lub publicznego gestu piłkarza, oceniamy to na podstawie kryteriów właściwych dla normalnego życia, którego ci chłopcy nigdy nie mieli".

„Ludzie wywodzący się z silnych i zrównoważonych rodzin mają większe szanse, niestety nie można powiedzieć tego o młodych piłkarzach pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych – dodaje psycholog cytowany w jednej z książek o Ronaldo. – Cały ich świat kręci się wokół talentu, ich życie od tego zależy, nic zatem dziwnego, że Ronaldo przejawia takie cechy, jak niedojrzałość, egoizm, brak pewności siebie, narcyzm czy strach przed angażowaniem się w cokolwiek innego niż futbol".

Inna koncepcja mówi, że wieczna pogoń za sukcesem jest w gruncie rzeczy pościgiem za miłością. „W życiu bardzo im czegoś brakuje, nie są kochani gdzie indziej i mogą to sobie rekompensować wyłącznie podziwem innych. To potrzeba o dziecinnym charakterze, a mimo to stanowi niesamowite źródło motywacji, obecne także w dorosłym życiu. Czasami przybiera niemal ekshibicjonistyczną postać" – czytamy w biografii piłkarza. Na stadionie, gdzie wpatrują się w niego dziesiątki tysięcy ludzi, wielki zawodnik może się pokazać od najlepszej strony. Trudności pojawiają się dopiero poza boiskiem.

Cristiano Ronaldo pozostaje więc wciąż w świecie dziecięcych potrzeb i, co uderzające, wśród jego najbliższego otoczenia nie ma ludzi zainteresowanych tym, by kiedykolwiek dorósł. Po kilkuletniej przerwie znów mieszka z nim matka, na tym samym luksusowym podmadryckim osiedlu znajduje się również rezydencja jego agenta Jorge Mendesa. W roli Piotrusia Pana utrzymują go kolejni trenerzy, zresztą w najlepszej wierze: „Brak ojcowskiej miłości okazał się czynnikiem zjednującym mu przychylność szkoleniowców" – zauważa Balague. „Miał w sobie tę chłopięcość, która powodowała, że chciało się go kochać, chciało się pomagać mu w drodze do sukcesu" – komentuje Mike Phelan, który zajmował się nim w Manchesterze United. Kogoś takiego zwyczajnie też łatwiej kontrolować. „Ludziom ze świata piłki wygodnie utrzymywać relację typu dorosły–dziecko – mówi biografowi piłkarza zaprzyjaźniony psycholog – bo wymusza ona posłuszeństwo".

„Piłka nożna to świat, w którym dzieciaki realizują marzenia, mając jednocześnie związane ręce" – komentuje opisujący karierę Ronaldo hiszpański dziennikarz. Zamieszkiwane przez nich luksusowe rezydencje, chronione (jak w przypadku Portugalczyka) przez dziesiątki ochroniarzy, można opisywać jak wieże z kości słoniowej. Ale można też widzieć w nich klatki, cóż z tego, że ze złota.

Nałogowiec

Można patrzeć na Cristiano Ronaldo jak na postać tragiczną. Od początku chciał się stać najlepszy na świecie – i być może nawet osiągnął swój cel, ale, po pierwsze, płacąc za to bardzo wysoką cenę, a po drugie, zaledwie na moment.

W sukces sportowy przecież wpisane jest przemijanie. 31-letni dziś Portugalczyk szczyt kariery ma już chyba za sobą. Zdaniem wielu przypadł podczas barażowego meczu o awans na mundial 2014 ze Szwecją. Ronaldo napędzany wówczas rywalizacją z innym gigantem współczesnej piłki, Zlatanem Ibrahimoviciem, strzelił w pół godziny trzy bramki.

Znamienne, że tylekroć opiewane jako doskonałe ciało piłkarza nie wytrzymało obciążeń w finale tegorocznych mistrzostw Europy – płaczący Ronaldo zszedł z boiska po kilkunastu minutach i potem, nieco komicznie, dyrygował kolegami zza linii bocznej. Jego największymi atutami są szybkość i siła – one opuszczają sportowców w pierwszej kolejności. Trudno sobie wyobrazić, by Portugalczyk zdołał przedłużyć karierę np. dzięki zmianie pozycji na boisku, co czeka młodszego skądinąd Messiego, który będzie mógł grać nawet z dala od bramki przeciwników, jako cofnięty rozgrywający.

Kiedy we wrześniu 2012 r. piłkarski świat wstrzymał oddech, bo boski Cristiano wyznał ni stąd, ni zowąd, że jest smutny, przyczyny tego smutku były zapewne banalne: czuł się nie dość kochany przez kolegów, trenera, władze klubu, kibiców, nie wygrał Złotej Piłki, rozstał się z dziewczyną, może też myślał o nowym, wyższym kontrakcie. Ale można było również pomyśleć, że na krótką chwilę uświadomił sobie, iż wykonuje pracę Syzyfa. „Nie ulega wątpliwości, że potrzeba bycia najlepszym i potrzeba bycia docenianym muszą być regularnie zaspokajane, gdzieś w tyle głowy zawsze czai się bowiem strach, że ktoś inny może okazać się jeszcze lepszy" – pisze Balague. Trochę przypomina to nałóg, a nałogowcem był nie tylko ojciec, ale też brat Ronaldo.

Najbardziej dramatyczne pytanie, jakie można zadać, przyglądając się temu życiorysowi, brzmi: czy Ronaldo w ogóle lubi piłkę nożną? „Gdyby powiedzieć mu: »Dziś na treningu gramy 11 na 11«, sądzę, że zareagowałby niechęcią – mówi dawny kolega z MU. – Gdyby natomiast powiedzieć, że gramy dwóch na dwóch, jeden na jednego albo mecz siatkonogi, w którym mógłby się wykazać swoimi umiejętnościami, chętnie by się przyłączył".

Być może wcale nie o piłkę tu chodzi, tylko o poczucie, że jest podziwiany. Futbol byłby więc tylko narzędziem przydatnym w wyścigu do samodoskonalenia – pytanie zresztą, czy najlepiej wybranym. Może w sporcie zespołowym ktoś o podobnej osobowości nigdy nie będzie w stanie zrealizować się w pełni? Może trenerzy i koledzy mimo wszystko oczekują, by częściej rezygnował z własnych pragnień i więcej pracował dla drużyny? Może to również jest powód, dla którego ostatecznie przegrywa z Messim rywalizację o serca kibiców – Argentyńczyka postrzega się jako bardziej koleżeńskiego. Na słynnym obrazie Caravaggia wpatrujący się we własne odbicie Narcyz jest smutny.

Inna sprawa, że częścią naszego uwielbienia dla wielkich gwiazd, nie tylko futbolu, jest oczekiwanie, iż kiedyś powinie im się noga. Owszem, zazdrościmy im sławy i pieniędzy, ale gdzieś na samym dnie gardzimy przecież doskonałością i nie wierzymy w dobre intencje polityków, ludzi Kościoła, działaczy charytatywnych, sportowców także. Stąd bierze się popularność dobierających się im do skóry tabloidów i magazynów plotkarskich. Niewykluczone, że człowiek o tak wielkiej wrażliwości jak Cristiano Ronaldo wyczuwa również ten aspekt, że śni mu się, jak brzuchaty kibic gdzieś przed telewizorem na drugim końcu Europy (na stadion przyjść nie mógł, bo stadion zamknęli) bełkocze znad puszki piwa z mściwą satysfakcją: „Ronaldo się skończył".

Michał Okoński jest dziennikarzem „Tygodnika Powszechnego", autorem książki i bloga „Futbol jest okrutny".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Właściwie kontrowersyjna jest już sama teza, że Cristiano Ronaldo jest wybitny. No bo tak: niby zdobywał Złotą Piłkę i Złoty But, niby bił kolejne rekordy bramek strzelanych w Lidze Mistrzów i lidze hiszpańskiej (w sześciu kolejnych sezonach zdobywał co najmniej 50 goli), a kilka miesięcy temu pomógł Portugalii sięgnąć po mistrzostwo Europy, ale przecież wielu kibiców widzi w nim głównie zapatrzonego w siebie bubka, samoluba i samochwałę. Ostatnim na długiej liście powodów do kpin jest w istocie kuriozalny, zważywszy na sztywność pozy, autoportret piłkarza przed najnowszym modelem Lamborghini Aventador.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska