Właściwie kontrowersyjna jest już sama teza, że Cristiano Ronaldo jest wybitny. No bo tak: niby zdobywał Złotą Piłkę i Złoty But, niby bił kolejne rekordy bramek strzelanych w Lidze Mistrzów i lidze hiszpańskiej (w sześciu kolejnych sezonach zdobywał co najmniej 50 goli), a kilka miesięcy temu pomógł Portugalii sięgnąć po mistrzostwo Europy, ale przecież wielu kibiców widzi w nim głównie zapatrzonego w siebie bubka, samoluba i samochwałę. Ostatnim na długiej liście powodów do kpin jest w istocie kuriozalny, zważywszy na sztywność pozy, autoportret piłkarza przed najnowszym modelem Lamborghini Aventador.
Wyliczać można naprawdę długo. Jedni wciąż nie mogą darować Portugalczykowi, że we wczesnych latach kariery tak często udawał sfaulowanego i wymuszał na sędziach kartki dla rywali. Inni oburzają się tym, że wrzucił do jeziora mikrofon nagabującego go dziennikarza. Są tacy, którzy szydzą z jego łez, np. uronionych podczas wręczania Złotej Piłki 2014, kiedy okazało się, że jednak nie jest najlepszy. Są tacy, którzy wypominają liczne momenty, gdy cieszył się z jakiegoś sukcesu, jakby to był tylko jego triumf, a nie efekt zbiorowego wysiłku, i przypominają okazje, w których nie chciał podać piłki do kolegów lub zgłaszał pretensje, że to oni nie chcieli podać jemu. Są tacy, którzy powtarzają historyjkę o lustrze w szatni Manchesteru United, ustawionym dokładnie naprzeciwko jego szafki, i o żelu, który pokrywa jego starannie ułożoną fryzurę. Są wreszcie tacy, którzy produkują memy na jego temat, wklejając zdjęcia Ronaldo zasłaniającego się przed strzałem albo Ronaldo gladiatora dumnie prężącego wydepilowany tors. Czy nie nazywa się to aby „przemysłem pogardy"?
Ulicznik
Można się oczywiście upierać, że sam jest sobie winien. W końcu po meczu Realu Madryt z Dynamem Zagrzeb, kiedy fani rywala na przemian wygwizdywali go i skandowali „Messi, Messi" (rywalizacja z Argentyńczykiem to powszechnie znany słaby punkt Ronaldo), wypalił, że wszyscy mu zazdroszczą, bo jest bogaty, przystojny i świetnie gra.
Ale można też jego historię opowiedzieć inaczej, wcale nie ukrywając wesołości, jaką wzbudził jako 18-latek w szatni Manchesteru United, wystrojony ponad wszelką miarę w markowe ciuchy („Armani i inne takie. W życiu nie widziałem tak obcisłych dżinsów" – chichotał obrońca MU Gary Neville). Najpierw wypada jednak wspomnieć o lekcji futbolu, jaką dał graczom tej drużyny jeszcze w barwach Sportingu Lizbona, kiedy odpowiedzialny za krycie go John O'Shea prosił w przerwie o zmianę, a po zakończeniu spotkania cała ekipa United apelowała do sir Alexa Fergusona, by natychmiast kupił tego dzieciaka. Trudno przemilczeć fatalny zaiste styl, z jakim obnosi się ze swoim bogactwem, kolekcją luksusowych samochodów, diamentowymi kolczykami itd., ale nie można też zapomnieć o szczodrości, z jaką dzieli się majątkiem z innymi (Ronaldo nie przyłapano, jak Messiego, na oszustwach podatkowych). Można też próbować dociec przyczyn, dla których wciąż zachowuje się tak niedojrzale.
Jedną z ważniejszych byłoby zapewne miejsce, z którego pochodzi: uboga wioska na Maderze, a w niej wielodzietna, praktycznie rozbita rodzina, w której ojciec piłkarza, były żołnierz, wysłany na wojnę do Angoli, po powrocie nie potrafi się odnaleźć i popada w alkoholizm. „Piłkarz bardzo stara się to ukryć, ale doświadczenia z dzieciństwa spędzonego w dysfunkcyjnym domu już zawsze będą wpływać na podejmowane przez niego decyzje" – pisze biograf Portugalczyka Guillem Balague. „To typowy przykład piłkarza, który w dzieciństwie musiał sobie radzić sam" – dopowiada jeden z pierwszych trenerów, widząc zresztą w tym, że Ronaldo uczył się gry w piłkę na ulicy, korzyści dla jego późniejszej kariery. „Normalny chłopiec ze stabilnego domu, który spędza sporo czasu z rodziną i pilnie chodzi do szkoły, ma jakieś półtorej do dwóch godzin dziennie na trening. Ronaldo spędzał z piłką po 10–12 godzin na dobę, dzień w dzień" – tłumaczy inny szkoleniowiec.