Potężne ramiona wieży startowej otwierają się, odsłaniając 15-metrową białą rakietę. Na jej korpusie wymalowano północnokoreańskie flagi i hasła propagandowe. Całą scenę w specjalnym centrum dowodzenia, wyposażonym w rzędy komputerów i monitorów, obserwuje sam Kim Dzong Un. Wokół Szanownego Przywódcy stoją najwyżsi rangą oficerowie, którzy co jakiś czas odpowiadają na pytania wodza. Ten w pewnym momencie nachyla się do mikrofonu i daje sygnał do startu. Po 10 sekundach następuje zapłon. Z silników wystrzeliwują dym i jęzory ognia, a pocisk coraz szybciej wzbija się w powietrze.
Kiedy kontrolerzy informują, że rakieta z sukcesem wyniosła satelitę obserwacyjnego na orbitę, w centrum wybucha radość. Żołnierze płaczą ze szczęścia i klaszczą, a na pulchnej twarzy wodza pojawia się szeroki uśmiech.
Choć ten lot oficjalnie nie miał służyć celom militarnym, eksperci są zgodni, że wiedza i technologia zdobyte podczas jego przygotowań są wykorzystywane w pracach nad międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi (ICBM), zdolnymi razić terytorium USA. Co gorsza, jak ostrzega „Washington Post", Ameryka nie jest w stanie ich zestrzelić w momencie startu, a systemy przeciwrakietowe rozmieszczone na zachodzie kraju pozostawiają wiele do życzenia.
Północnokoreańska Dolina Krzemowa
Ludzie często patrzą na Koreę Północną, jak na śmieszne małe państewko, ze śmiesznym małym przywódcą o dziwnej fryzurze, który nie potrafi nawet zapewnić swoim ludziom stałych dostaw prądu. Nie dostrzegają jednak, jakie zagrożenie stwarza ono dla Ameryki" – ostrzegał w wywiadzie dla CNN Bruce Klingner, ekspert w dziedzinie Azji z Heritage Foundation. W kraju, w którym ponad jedna trzecia obywateli żyje poniżej granicy ubóstwa, a z głodu zmarło kilka milionów ludzi, uwaga władz od lat skupia się głównie na rozwoju potencjału jądrowego i rakietowego.
Już w 1956 roku, kiedy Północ wciąż jeszcze podnosiła się ze zniszczeń po wojnie koreańskiej, jej naukowcy w ZSRR od radzieckich towarzyszy uczyli się, jak wykorzystywać energię atomową. – Reżim zrozumiał, jakie znaczenie ma posiadanie broni nuklearnej na początku lat 60., po kryzysie kubańskim i pierwszej chińskiej próbie jądrowej – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" Joshua Pollack, autor pisma „Nonproliferation Review". W 1985 roku dzięki wydatnej pomocy Związku Radzieckiego i Chińskiej Republiki Ludowej Koreańczycy otworzyli pierwszy reaktor atomowy w Jongbion, 80 kilometrów od stolicy. Według zapewnień prezydenta Kim Ir Sena kompleks miał służyć wyłącznie pokojowym badaniom. Na potwierdzenie tych słów Pjongjang podpisał traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), który nakazuje wyrzeczenia się broni atomowej.