(...) Był wypadek, że dyrektor zobaczył w lokalu dwie kobiety trudniące się nierządem. Siedziały przy barze i piły alkohol. Powiedział wtedy do mnie, że jeżeli za dziesięć minut one tu jeszcze będą, to mogę w tym miesiącu pożegnać się z premią.
(...) Nie wiem, za co kobiety trudniące się nierządem stawiały mi alkohol. Przypuszczam, że po prostu starały mi się przypochlebić. Ja sam nigdy im tego nie proponowałem. Od innych gości prócz tych kobiet trudniących się nierządem napiwków nie dostawałem. No, może z wyjątkiem napiwków od mężczyzn będących w towarzystwie tych kobiet. Kobiet trudniących się nierządem przychodziło do hotelu »Silesia« około dwudziestu. Wszystkie te kobiety traktowałem tak jak innych konsumentów. Jeżeli zachowywały się prawidłowo, to nie miałem z nimi konfliktów. Z wieloma jednak miałem. Czasami nie chciały płacić za wypity alkohol, bywało, że zaczepiały mężczyzn, którzy sobie tego nie życzyli.
(...) Irenę Gomułkę, owszem, wyrzuciłem kiedyś z lokalu. Była ona jedną z prowodyrek źle zachowujących się dziewcząt. Kiedyś zwróciła się do konsumentki: »czego tu, kurwo, szukasz?«. I wtedy ją wywaliłem.
Z Czesławą Dobecką kilkakrotnie miałem zajścia. Często upijała się i biła przy barze z innymi dziewczętami. Każdy z kierowników sal miał kłopoty z kobietami lekkich obyczajów".
– I stanowczo zaprzeczam, żebym kiedykolwiek przyjął jakiś alkohol od Danuty Krzywdy – oświadczył na koniec składania swych wyjaśnień oskarżony Marian Furman. – Ta to nigdy nie postawiła mi choćby kropli – dodał, nie wiedzieć, czy z żalem, czy z ulgą. [...]
Zeznaje elita
W kolejnym dniu postępowania sądowego zeznawać mieli świadkowie. Tego dnia przed Sądem Wojewódzkim w Katowicach toczyły się równolegle na dwóch różnych salach dwie rozprawy grupowe. Jedną, opisywaną tutaj aferę hotelu Orbis Silesia, prowadził sędzia Zdzisław Majkowski, drugą, dużą aferę jajczarską – sędzia Marek Michniewski.
Niektórzy adwokaci, występujący w obu sprawach, nieustannie się przemieszczali. Gdy po wywołaniu sprawy sędzia Majkowski zorientował się, że obrońca oskarżonego Henryka Zimnego mecenas Stefania Bożek jest nieobecna, zapytał o przyczynę jej absencji.
– Ona siedzi u Michniewskiego na jajkach – usłyszał w odpowiedzi od któregoś z adwokatów.
Jako pierwsza za barierką dla świadków pojawiła się jedna z kelnerek, pani Anna Łuczak, wielka gruba kobieta o niskim głosie i oczach podobnych do sadzonych jaj. Posturą przypominała nieco sławną Ninę Dumbadze [radziecką dyskobolkę – przyp. red.]. Z jakichś przyczyn prokurator Wolny miał zastrzeżenia co do jej prawdomówności, zażądał więc, aby sąd przesłuchał świadka po uprzednim złożeniu przez niego przyrzeczenia.
– Świadoma wagi... – sędzia Majkowski zaczął wygłaszać treść formułki przyrzeczenia, którą świadek miał następnie powtórzyć.
– Dziewięćdziesiąt kilogramów – przerwała mu pani Łuczak.
Największą sensację wśród zgromadzonej licznie na sali rozpraw publiczności wzbudziła defilująca przed obliczem Wysokiego Sądu cała galeria pań lekkich obyczajów. Dokładnie 17. Sama elita katowickiej prostytucji dewizowej: słynna „Baśka Fiat 1100", Wanda „Druciara", Zośka zwana „Chinką", Kryśka „Fabryka" czy „Mama Leone" – prawdziwa legenda hotelu Silesia, o której mówiono z podziwem, że najlepiej na świecie robi „kaczki w przeciwstawnym locie", cokolwiek by to było. Wszystkie razem stanowiły skarbnicę hotelowych sekretów – tej prawdy o fetyszach i szaleństwach, którą ich klienci pieczołowicie ukrywali przed żonami.
– Iiii – szepnął z dezaprobatą jeden z widzów, otyły mężczyzna z nieco wyłupiastymi oczami, które wydawały się wychodzić z orbit, szczególnie gdy łypał nimi lubieżnie zza grubych soczewek okularów. – Myślałem, że są młodsze i ładniejsze...
– Jaki jest zawód świadka? – zapytał sędzia pierwszą z wyżej wymienionych pań.
– Wyuczony czy wykonywany? – zapytała z ujmującym uśmiechem zagadnięta.
Przewodniczący składowi sędziowskiemu Zdzisław Majkowski był człowiekiem z natury delikatnym i dobrze wychowanym.
Cóż za ekwilibrystyki językowe wykonywał, żeby tylko nie użyć brutalnego słowa: prostytutka.
– Czy pani jest, hm... Czy świadek trudni się na co dzień nierządem? – zapytał z prawdziwym zażenowaniem inną z cór Koryntu.
– Trudnię się, panie sędzio – odpowiedziała zagadnięta. – Ale nie na co dzień. W poniedziałki się nie trudnię, bo knajpa jest zamknięta [...].
Dewizowe „panienki" chętnie opowiadały o tym, któremu kierownikowi i ile stawiały czy też wręczały gotówki za umożliwienie wejścia do nocnego baru. Okazało się też, że niektóre – przynajmniej Marianowi Furmanowi – stawiały nie tylko drinki.
Inne wnioski
Przyszedł czas na mowy końcowe prokuratora i obrońców. Kiedy swoją mowę wygłaszał mecenas Franciszek Kustos, oskarżony Furman szarpał go co chwilę za rękaw i scenicznym szeptem monitował:
– Niech pan powie jeszcze to, i... jeszcze to.
Adwokat uspokajał go i prosił o ciszę, bo nie może się skupić. Wreszcie, zniecierpliwiony, nachylił się do klienta i huknął:
– Pocałuj mnie pan w dupę!
W sali zaległa śmiertelna cisza. Chcąc ratować sytuację, sędzia Majkowski zapytał:
– Panie mecenasie, czy są jeszcze jakieś inne wnioski?
Taaak, afera hotelu Orbis Silesia w Katowicach nie była może w pełni tego słowa znaczenia WIELKĄ aferą. Z pewnością jednak była bardzo ciekawa i zabawna, chociaż bynajmniej nie dla oskarżonych. Ci ani przez chwilę nie podzielili panującej często na sali rozpraw wesołości.
Książka Przemysława Słowińskiego „Mroczny PRL. Wielkie afery" ukaże się 6 lutego nakładem Wydawnictwa Fronda. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95